W trakcie sobotniej Rady Krajowej PO lider partii Grzegorz Schetyna zapowiedział przedstawienie strategii dot. przyjęcia przez Polskę euro. Politycy pytani byli w niedzielę w TVP Info o ich stosunek do wprowadzenia w Polsce wspólnej waluty.
Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej stwierdził, że Europa rozwija się szybciej - właśnie dzięki wspólnej strefie walutowej. "Kilkaset miliardów oszczędności to jest m.in. efekt wprowadzenia wspólnej waluty". Jak stwierdził, "jeżeli rzeczywiście tak bardzo dynamicznie zwiększyła się dzisiaj rola Słowacji, to właśnie m.in. dlatego, że są w tym jednym systemie". Powiedział też, że "muszą być bardzo sztywne reguły, wspólne zasady w każdej dyscyplinie, respektowane przez wszystkich". Grecja ma dzisiaj problemy, bo "oszukiwali resztę partnerów, całą Unię, czyli nas wszystkich" - dodał Halicki.
Andrzej Dera z Kancelarii Prezydenta przypomniał wystąpienie premiera Donalda Tuska, który zapowiadał, że będziemy mieć euro w 2012 r. "Na szczęście euro nie ma. Na szczęście, bo kryzys pokazał, że dzięki temu, że nie byliśmy w strefie euro kryzys nas ominął. Mieliśmy dużo łagodniejsze skutki kryzysu. Kryzys dotknął właśnie strefę euro; to mówią ekonomiści i finansiści" - wskazał.
Prezydencki minister podkreślił też, że "wszystko co robią politycy, powinni robić dla obywateli". "Oczywiście, każdy z nas chciałby zarabiać w euro, tak jak zarabiają na podobnych stanowiskach Niemcy, Włosi czy Francuzi. Problem polega na tym, że zarabiamy dużo mniej, przeliczając na euro, ale wszystkie koszty mamy już porównywalne do tych, jakie płacą pracownicy i zarabiają w Niemczech, we Włoszech i we Francji. Tu dane są jednoznaczne - o 55 proc. zarabiamy mniej, niż równolegle pracownicy w strefie euro" - powiedział.
Wyjaśnił, że "prezydent (Andrzej Duda) mówił wyraźnie, że rozmowy o euro możemy wprowadzać wtedy, kiedy Polacy będą zarabiali w sposób zbliżony do tego, jak zarabiają pracownicy na tych samych stanowiskach w Niemczech, Francji, Włoszech". "To powiedział prezydent i tego należy się trzymać. Nie wolno tego robić w momencie, kiedy Polacy zarabiają mniej w stosunku do innych" - dodał.
Agnieszka Ścigaj z Kukiz '15 stwierdziła, że "mogliśmy być w tej grupie, która aspirowałaby do tego, żeby mieć wspólną walutę", gdybyśmy przez te lata, kiedy płynęły do nas pieniądze, stworzyli konkurencyjną gospodarkę.
"Jeżeli byśmy dochowali się firm, które mogłyby być doinwestowane w kapitał, w sprzęt, w ludzi; gdyby te firmy mogłyby konkurować z gospodarką zagraniczną, prowadzić inwestycje za granicą; gdyby zadbano o dobre zamówienia publiczne, wtedy bylibyśmy gospodarką gotową na to, by konkurować. Jeśli zadbalibyśmy o to, żeby mieć podobne zarobki, podobną wysokość dochodów, wtedy moglibyśmy się zastanawiać; bylibyśmy na równi. W tej chwili nie jesteśmy" - stwierdziła Ścigaj.
Jak dodała, Kukiz '15 nie widzi szansy na wprowadzenie euro przez to, że Polska "zaprzepaściła perspektywę unijną, która nigdy już się nie powtórzy". "Nie jesteśmy w stanie przyjąć tej waluty, bo nasza gospodarka będzie wchłonięta. Zostanie zarządzana przez pieniądze centralnie; wtedy za chwilę staniemy się Grecją. Jest to absolutnie na ten moment niemożliwe. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie możliwe, bo w tej chwili nic się nie robi, żeby wzmocnić polskie firmy, z polskim kapitałem" - dodała Ścigaj.
Piotr Misiło z Nowoczesnej powiedział, że bardziej obawia się tego, że tworzy się Europa dwóch prędkości. "Obawiamy się tego, że Polska nie będzie w tej pierwszej lidze państw. Jestem przekonany, że wprowadzenie wspólnej waluty pozwoliłoby nam myśleć ciągle o tym, aby w tej pierwszej lidze państw europejskich być" - zaznaczył Misiło. Jak stwierdził, "nie możemy iść (do strefy euro) jak wariaci, bez spełnienia określonych warunków, które są do tego potrzebne". "Ale nie zmienia to faktu, że Nowoczesna i ja uważam, że szczególnie przy obecnej, dzisiejszej polityce PiS, euro może się okazać jednym z niewielu zbawień" - dodał.
Adam Struzik z PSL powiedział, że PSL do kwestii euro ma podejście bardzo pragmatyczne. Stwierdził, że wchodząc do UE i podpisując traktat, nie byliśmy wyłączeni z drogi do euro. "Jesteśmy formalnie na drodze do euro i to trzeba przyjąć jako pewnik, chyba że chcemy zmienić naszą obecność traktatową. Wejście do euro będzie wtedy potrzebne i konieczne, kiedy zostanie spełnionych szereg warunków korzystnych dla naszej gospodarki i dla naszych obywateli" (...) Trzeba roztropnie do tego podejść, nie doktrynalnie, nie na tej zasadzie, że już błyskawicznie wchodzimy, tylko w odpowiednim momencie na odpowiednich warunkach". Według niego realna jest perspektywa wejścia do euro w ciągu najbliższego dziesięciolecia.
Dominik Tarczyński z PiS pytany, czy PiS w ciągu 10 lat wprowadzi euro, odpowiedział: "Jestem bardzo sceptyczny. Uważam, że jest to duże zagrożenie w tym układzie politycznym, ekonomicznym i gospodarczym w Europie, jaki mamy teraz".