Ubiegłoroczny wzrost gospodarczy nad Wisłą był największy od sześciu lat. Ale nie tylko my możemy świętować tak spektakularny sukces.
Niemcy rozwijały się w 2017 r. w tempie 2,2 proc., co było najlepszym wynikiem od 2011 r. Francja z 1,9-proc. wzrostem uzyskała największą dynamikę w ostatnich sześciu latach – wynika z opublikowanych wczoraj wstępnych danych. Jeszcze lepiej porównanie wypada dla strefy euro – 2,5 proc. w górę to najwięcej od 2006 r., czyli od czasów przedkryzysowych. Podobnie było w przypadku całej Unii Europejskiej.
Wzrost PKB i jego głównych składowych
/
Dziennik Gazeta Prawna
Wzrost polskiego PKB o 4,6 proc. wpisuje się w ten europejski trend. I w Europie, i w Polsce mocnym motorem gospodarki była konsumpcja. U nas rosła najmocniej od 2008 r., dzięki dobrej sytuacji na rynku pracy wspieranej przez transfery społeczne. Gorzej było z inwestycjami, które odbiły dopiero w IV kwartale, ale za to mocno, zaliczając dwucyfrowy wzrost. Ekonomiści spodziewają się utrzymania tempa również w tym roku. – Będziemy mieli bardzo dobre otoczenie makroekonomiczne. Można się spodziewać wzrostu popytu na polski eksport. To oznaczać będzie większy napływ kapitału, zwłaszcza w formie bezpośrednich inwestycji zagranicznych – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
We wczorajszych danych GUS eksperci doszukali się dwóch istotnych informacji. Pierwsza: sama dynamika wzrostu PKB była zaskakująco wysoka, 4,6 proc. to wynik niespodziewany (ekonomiści sądzili, że będzie to 4,4–4,5 proc.) i nienotowany od 2011 r. Wtedy PKB rósł o 5 proc., ale struktura tego wzrostu była zupełnie inna. Napędzały go inwestycje opłacane długiem i pieniędzmi z
UE. Teraz przez większość kwartałów prym wiodła konsumpcja prywatna, dla której paliwem były coraz wyższe płace i zatrudnienie, a dodatkowym dopalaczem ponad 20 mld zł z programu „Rodzina 500 plus”. Efekt: tak wysokiej dynamiki konsumpcji nie mieliśmy od czasów przedkryzysowych, czyli od 2008 r.
Druga ciekawa informacja: inwestycje w całym roku zwiększyły się o 5,4 proc. Analitycy szybko policzyli, że biorąc pod uwagę słabe wyniki z trzech pierwszych kwartałów, w końcówce roku musiało nastąpić spektakularne odbicie. – W samym IV kwartale wzrost inwestycji przekroczył 11 proc. – szacuje Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku
Millennium.
Inna sprawa to charakter tych inwestycji. Część ekonomistów, jak Jakub Borowski z Credit Agricole Bank Polska, uważa, że stoją za tym projekty finansowane ze środków publicznych. Inni, że w końcu coś pozytywnego musiało się wydarzyć w inwestycjach prywatnych. Wskazuje na to wyhamowanie tempa wzrostu tzw. wartości dodanej w budownictwie z około 19,5 proc. w III kwartale do około 10 proc. pod koniec roku. Według Maliszewskiego może to sugerować, że inwestycyjny wynik napędzały nie tylko nowe budowy (inwestycje w infrastrukturę to raczej domena sektora publicznego), ale też zakupy maszyn i urządzeń.
Po co firmy kupują nowe maszyny? Scenariusz pesymistyczny: bo odnawiają swój park maszynowy. Scenariusz optymistyczny: bo zwiększają moce produkcyjne, by sprostać rosnącym zamówieniom na trudnym dla nich rynku pracy. W tym kontekście w danych o PKB jest jeszcze jedna
informacja godna uwagi: zmniejszenie stanu zapasów pod koniec 2017 r. Oznacza to mniej więcej tyle, że ssanie ze strony popytu krajowego (konsumpcji i inwestycji łącznie) było tak duże, że firmy realizowały zamówienia, wykorzystując wcześniej wyprodukowany towar. I wiele wskazuje na to, że będą dodatkowo zmuszone, by inwestować w rozwój produkcji. Bo z jednej strony maleją zapasy, z drugiej jeszcze nigdy tak duży odsetek przedsiębiorców nie zgłaszał problemów ze znalezieniem pracowników.
Stąd raczej pozytywne prognozy ekspertów dla roku 2018. Ekonomiści ING Banku Śląskiego uważają, że tegoroczny wzrost gospodarczy wyniesie 4,4 proc. Głównie dlatego, że zadziałają w pełni wszystkie jego silniki:
rynek pracy będzie trzymał wysoki poziom konsumpcji, kontraktacja ponad połowy pieniędzy z perspektywy finansowej UE przełoży się na większe inwestycje, a utrzymująca się koniunktura nakręci eksport, który też dołoży się do PKB. Niektórzy, jak Piotr Kalisz z Banku Handlowego, widzą już wręcz symptomy przegrzania polskiej gospodarki. Powód: drugi rok z rzędu polska gospodarka rośnie ponad swój potencjał (tempo potencjalne, czyli takie, które nie przyspiesza inflacji bądź deficytu w bilansie płatniczym, to ok. 3 proc.), co może spowodować w końcu wzrost dynamiki cen.
OPINIE
Będzie rosła presja płacowa
Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale
/
Dziennik Gazeta Prawna
W tym roku konsumpcja nadal będzie stanowiła istotny czynnik pobudzający wzrost. Spodziewałbym się narastania presji płacowej i dalszego pogarszania się (z punktu widzenia pracodawców) sytuacji na rynku pracy. Może też zacząć działać mechanizm indeksacji płac do inflacji, czyli w odpowiedzi na wzrost cen pojawią się żądania podwyżek, 2-proc. inflacja z 2017 r. może mieć znaczenie przy podejmowaniu decyzji o wysokości wynagrodzeń w 2018 r. To oznacza, że dochód do dyspozycji nadal powinien rosnąć i jeśli rząd nie wdroży żadnych instrumentów zachęcających do oszczędzania, to w najbliższych kwartałach konsumpcja nadal będzie rosła. W sumie 2018 r. może być pod tym względem podobny do 2017.
Mamy przed sobą świetny rok
Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole
/
Dziennik Gazeta Prawna
Koniec 2017 r. to bardzo dobry punkt startu dla inwestycji. W IV kwartale wzrosły one już w dwucyfrowym tempie, co było prawdopodobnie zasługą inwestycji publicznych. One mogły wzrosnąć nawet o 40 proc. rok do roku. Nie spodziewaliśmy się aż tak dużego odbicia, zakładaliśmy, że będzie ono następowało stopniowo. W takim scenariuszu to konsumpcja nadal odgrywałaby główną rolę. Ale po tym, co się stało w IV kwartale 2017 r., wszystko wskazuje na to, że najważniejsze będą inwestycje. Tym bardziej że w 2018 r. wchodzimy z rekordowo wysokim wykorzystaniem mocy wytwórczych, a przed nami korzystny dla inwestycji publicznych cykl polityczny – zapewne w 2018 r. zobaczymy ich pik.