Wydaje się, że obecność Polski w strefie euro w ciągu najbliższych 5, a może nawet 10 lat, nie jest optymalnym wyborem w ramach polityki gospodarczej - powiedział PAP główny ekonomista PKO BP Piotr Bujak. Według niego samo spełnienie nominalnych kryteriów konwergencji zajęłoby co najmniej 3-4 lata.
Zdaniem głównego ekonomisty PKO BP Piotra Bujaka korzyści i koszty obecności w strefie euro zależą od tego, jak dana gospodarka jest do niej przygotowana. "Bardzo bolesne doświadczenia ostatniego kryzysu pokazują, że w sytuacji braku odpowiedniego przygotowania obecność w strefie euro może oznaczać bardzo poważne, negatywne, kryzysowe konsekwencje dla gospodarki" - zaznaczył. Wskazał, że takie przykłady mieliśmy np. w Grecji, Hiszpanii, Portugalii czy Włoszech.
"Wiemy, że potencjalnie obecność w strefie euro może być bardzo niebezpieczna" - mówił ekonomista. Zaznaczył też, że z drugiej strony ze strefą euro "wiążą się pewne istotne korzyści i najistotniejsze dla gospodarek, które są bardzo konkurencyjne, innowacyjne, jest uniknięcie umocnienia krajowej waluty".
Bujak uznał, że krajem, który korzyści z obecności w strefie euro w tej chwili odczuwa najmocniej, są Niemcy. Podkreślił, że mają one najbardziej konkurencyjną gospodarkę w strefie euro i "to jest kraj, który przez kilkanaście lat funkcjonowania strefy euro w bardzo dużym stopniu korzystał na tym, że nie następowało umocnienie krajowej waluty".
W ocenie ekonomisty "bez wspólnej europejskiej waluty niemieccy eksporterzy przez ostatnie kilkanaście lat prawdopodobnie zmagaliby się chronicznie z aprecjacją krajowej waluty, co podkopywałoby ich konkurencyjność na rynkach strefy euro, a nawet na globalnym rynku".
Zdaniem Bujaka "doświadczenia ostatniego kryzysu, przede wszystkim kryzysu zadłużeniowego w strefie euro pokazują, że do obecności w strefie euro - z sukcesami gospodarczymi - nie wystarczy spełnienie tzw. nominalnych kryteriów konwergencji, takich jak odpowiedni poziom inflacji, długoterminowych stóp procentowych, deficytu fiskalnego czy długu publicznego".
Ekonomista podkreślił, że "potrzeba również odpowiedniego stopnia konwergencji realnej, czyli szerszego dostosowania gospodarki do warunków funkcjonowania w strefie euro". I tłumaczył: "w szczególności potrzebny jest odpowiedni stopień elastyczności rynku pracy i w jeszcze większym stopniu trwała stabilizacja sytuacji w finansach publicznych, najlepiej uzyskanie trwałej nadwyżki fiskalnej".
Bujak zaznaczył, że na tym polu Polska ma w ostatnim czasie duże sukcesy. "2017 rok przyniósł najmniejszy w historii deficyt sektora finansów publicznych w Polsce i być może pierwszy w historii spadek długu publicznego w ujęciu absolutnym" - powiedział.
Według niego są to pozytywne tendencje z punktu widzenia ewentualnego wejścia do strefy euro i dobrego funkcjonowania w ramach tej strefy. Ale - jak zaznaczył - "to jest raczej dopiero początek drogi, którą Polska musi w kolejnych latach wykonać, aby osiągnąć taki stan finansów publicznych, który by ewentualnie pozwalał naszej gospodarce dobrze funkcjonować w ramach strefy euro".
Zdaniem ekonomisty: "samo spełnienie nominalnych kryteriów konwergencji zajęłoby nam kolejne co najmniej trzy, cztery lata, natomiast spełnienie innych warunków dobrego funkcjonowania w strefie euro może zająć więcej czasu". Jak podsumował: "z tego punktu widzenia wydaje się, że obecność Polski w strefie euro w ciągu najbliższych pięciu, a może nawet dziesięciu lat, nie jest optymalnym wyborem w ramach polskiej polityki gospodarczej".
O stanowisko w sprawie wejścia Polski do strefy euro był pytany w czwartek w Davos prezydent Andrzej Duda. "Ja zawsze patrzyłem na to bardziej z punktu widzenia życiowego i mówiłem, że w moim osobistym przekonaniu, my powinniśmy wejść do strefy euro wtedy, kiedy zarobki przeciętnego Polaka w Polsce mniej więcej zbliżą się do przeciętnej w UE - wtedy możemy myśleć realnie o tym, żeby przejść na euro, żeby Polacy zarabiali w euro godziwe pieniądze" - powiedział prezydent.
Dzień wcześniej w rozmowie z agencją Bloomberga do kwestii przystąpienia do unii walutowej odniósł się premier Mateusz Morawiecki. Wskazał m.in., że "nie jest przekonany, iż problemy euro już się skończyły", a między Polską a krajami eurostrefy "nie ma jeszcze konwergencji".
Warunkiem jego poparcia dla wejścia Polski do strefy euro są - jak dodał szef rządu - "kolejne lata silnego wzrostu gospodarczego", aby "Polska osiągnęła średni rozporządzalny dochód w wysokości 82-90 proc. (dochodów) bogatszych państw, jak Niemcy czy Holandia", a także większa "swoboda świadczenia usług, (...) która jest niezwykle ważna dla wzrostu konkurencyjności w całej Unii Europejskiej i która zbuduje konwergencję między Polską a resztą UE".