Dziś odbędzie się posiedzenie rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Możliwa jest zmiana szefa.



Nowy prezes będzie miał trudne zadanie – PGZ to ponad 60 spółek zatrudniających ponad 17 tys. osób. RMF FM podało, że wśród kandydatów rozważani są Jakub Skiba, obecny prezes Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, Jakub Opara, szef Stadionu Narodowego, oraz były wiceminister obrony Romuald Szeremietiew. Dwie ostatnie kandydatury są olbrzymim zaskoczeniem i wydaje się mało prawdopodobne, by któraś wygrała. Zwycięzcą wyścigu o fotel prezesa może się według naszych informatorów okazać Wojciech Więcławek, który do czerwca był prezesem poznańskiego H. Cegielski-Poznań (HCP), a od tego czasu nadzoruje w tej firmie produkcję specjalną związaną ze zbrojeniówką.
Nawet jeśli rada nadzorcza PGZ nie zmieni w czwartek prezesa, to taki ruch spodziewany jest w najbliższych tygodniach.
Nazwisko nowego prezesa będzie zależeć od tego, czy kontrolę nad państwowym przemysłem obronnym przejmie nowy minister obrony Mariusz Błaszczak, czy jednak premier Mateusz Morawiecki i jego ludzie. Biorąc pod uwagę niedawne zaangażowanie kapitałowe Polskiego Funduszu Rozwoju w prywatną grupę zbrojeniową WB Electronics i deklaracje, że to zbrojeniówka ma być jednym z kół zamachowych Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju oraz to, że konflikt o zakup uzbrojenia był osią sporu między premierem a byłym ministrem obrony Antonim Macierewiczem, trudno zakładać, że teraz Morawiecki nie będzie chciał przejąć kontroli nad przemysłem obronnym.
Błażej Wojnicz, pełniący od lutego funkcję prezesa Polskiej Grupy Zbrojeniowej, nie ma na swoim koncie żadnych poważnych sukcesów. Duże kontrakty zbrojeniowe obecnej ekipy rządzącej podpisano jeszcze w czasach, gdy koncernem kierował Arkadiusz Siwek. Za to Wojnicz może sobie przypisać co najmniej dwie ważne porażki. Pierwsza to brak zamknięcia negocjacji dotyczących programu artylerii dalekiego zasięgu Homar. Ministerstwo Obrony Narodowej właśnie na PGZ scedowało wybór zagranicznego partnera, a firma zdecydowała się na negocjacje z amerykańskim koncernem Lockheed Martin. Umowy wciąż nie ma, a negocjacje idą na tyle opornie, że przedstawiciele PGZ zapowiedzieli powrót do rozmów z konkurencyjną wobec Amerykanów firmą z Izraela. I choć za negocjacje odpowiadał wiceprezes Maciej Lew-Mirski, to jednak za całość odpowiada prezes Wojnicz. Drugą kwestią, którą obecny zarząd PGZ zdecydowanie nie może się pochwalić, jest tworzenie systemu kierowania polem walki BMS, który m.in. pozwala dowódcy widzieć, gdzie dokładnie znajdują się jego żołnierze. Mimo licznych zapowiedzi, że grupa będzie w stanie ten kluczowy dla Wojska Polskiego system stworzyć, dalej go nie ma. A Antoni Macierewicz publicznie mówił, że w tej kwestii wprowadzono go w błąd.
Do tego należy dodać problemy z przejmowaniem gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej: proces trwa długo, a sytuacja zakładu jest tak zła, że ostatnio opóźniał się z wypłatą wynagrodzeń.
Uwzględniając powyższe oraz epizod zatrudnienia Bartłomieja Misiewicza, to osiągnięcia prezesa Wojnicza są mniej niż skromne.
Na konto jego zwycięstw można zaliczyć wprowadzenie kodeksu Polskiej Grupy Zbrojeniowej (seria umów między PGZ a spółkami grupy), dzięki któremu centrala z Warszawy faktycznie będzie miała kontrolę nad spółkami grupy rozsianymi po całej Polsce. To pierwszy krok, by zrobić z PGZ spójnie funkcjonującą grupę, która będzie mogła wykorzystać swoje rozmiary chociażby do wspólnych zamówień. Na razie się to nie udaje.