Polski regulator rynku telekomunikacyjnego uważa, że obniżenie cen połączeń zagranicznych w UE lepiej zostawić operatorom.
W ramach prac nad „Europejskim kodeksem łączności elektronicznej” pod koniec ub.r. Parlament Europejski zaproponował m.in. poprawkę zrównującą taryfy za połączenia międzynarodowe w Unii Europejskiej ze stawkami za rozmowy krajowe. Chodzi o połączenia, jakie wykonujemy na zagraniczne numery telefonów. Polskie firmy po obniżeniu cen detalicznych dostałyby za takie rozmowy od klientów mniej, niż same musiałyby zapłacić za pośrednictwo zagranicznym operatorom według cen hurtowych.
„Taka regulacja nie jest konieczna” – twierdzi Marcin Cichy, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, w opinii na temat kodeksu, do której dotarł DGP.
Szef UKE uzasadnia, że po pierwsze, międzynarodowe rynki połączeń stacjonarnych zostały kilka lat temu zderegulowane we wszystkich państwach Unii. Po drugie, zarówno w sieciach stacjonarnych, jak i mobilnych stale spada liczba połączeń międzynarodowych i przychody z tego tytułu. Przykładowo w Polsce w sieciach stacjonarnych długość międzynarodowych rozmów zmniejszyła się z 642 mln minut w 2015 r. do 603 mln minut w 2016 r., a przychody z tej usługi spadły z 19 mln euro do 16 mln euro. „Może być za wcześnie na kolejną tak daleko idącą regulację po regulacjach roamingowych, które okazały się niekorzystne dla wielu rynków” – podkreśla prezes UKE. Po wprowadzeniu w czerwcu 2017 r. reguły RLAH (roam like at home), zgodnie z którą za połączenia w innych krajach Unii płacimy tyle, co w kraju, większość telekomów, powołując się na poniesione straty, poprosiła UKE o zgodę na dodatkowe opłaty za te usługi. „Poziom strat operatorów jest różny, ale kształtował się dużo powyżej 3 proc. EBITDA (zysku przed potrąceniem odsetek, podatku, deprecjacji i amortyzacji)” – czytamy w opinii UKE.
Przeciwko planowanym regulacjom cen połączeń międzynarodowych występowały już organizacje branżowe: Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji oraz Krajowa Izba Gospodarcza Elektroniki i Telekomunikacji. – Polski rynek telekomunikacyjny jest bardzo konkurencyjny, a ceny oferowanych przez operatorów usług należą do najniższych w Europie. Nieodpowiedzialne manipulowanie stawkami uderzy w firmy telekomunikacyjne, a w efekcie również w konsumentów – stwierdza Borys Stokalski, prezes PIIT. On też przywołuje sprawę roamingu. – Po kilku miesiącach funkcjonowania RLAH straty operatorów sięgają setek milionów złotych, a w skali roku będzie to prawdopodobnie ok. 1 mld zł. Nowa regulacja spowoduje dalszy wypływ gotówki z polskiego rynku – argumentuje. – Dla Polski kluczową kwestią jest zaprzestanie poszerzania regulacji sektora telekomunikacyjnego, bo i tak jest on już przeregulowany. Szczególnie istotne jest niedopuszczenie do regulacji, która nie bierze pod uwagę sytuacji ekonomicznej w państwach członkowskich. Zrównanie cen w ruchu międzynarodowym z cenami krajowymi wymagałoby najpierw wyeliminowania asymetrii kosztów połączeń między krajami: np. sprowadzenia ich do poziomu ceny najniższej w Unii – dodaje Stokalski.
Prezes UKE zamiast odgórnej regulacji proponuje „przekazanie operatorom wyraźnego komunikatu na poziomie UE, że opłaty detaliczne za połączenia wewnątrz UE powinny zostać obniżone”. Dopiero jeśli telekomy nie obniżą cen, „należałoby rozważyc´ inne rygorystyczne środki”. Dodatkowo UKE sugeruje takie sformułowanie przepisów, aby nie obejmowały już zawartych umów i umożliwiały operatorom pełny zwrot kosztów „i uzyskanie uzasadnionej marży” na połączeniach międzynarodowych. „Warto też rozważyć wyjęcie spod ewentualnej regulacji ofert ryczałtowych” – stwierdza prezes UKE.
Kodeks, nad którym pracują instytucje unijne, ma scalić i zaktualizować cztery obowiązujące obecnie dyrektywy unijne dotyczące łączności elektronicznej we Wspólnocie.