Gdybyśmy wzięli na serio jedno z głównych wytłumaczeń kryzysu 2008 r., musielibyśmy się załamać. Głosi ono wszak, że światowa gospodarka wpadła w tarapaty, bo kredyt był zbyt tani i zbyt szeroko dostępny.
/>
Zgodnie z zaproponowaną tu logiką nieodpowiedzialne (chciwe) banki pożyczyły więc zbyt dużo pieniędzy nieodpowiedzialnym obywatelom typu NINJA (no income, no job – bez dochodu, bez pracy). Podobnie rzecz się miała z zadłużeniem państw. Tu także – głosi jedna z popularnych narracji – kraje, takie jak Grecja czy Portugalia, wyemitowały zbyt dużo obligacji, a rynek zbyt łatwo pożyczył im pieniądze. Stąd wszystkie nasze kłopoty i cała stracona dekada 2007–2017.
Zwróćmy uwagę, że w tej opowieści rolę owego czynnego szatana odgrywa „tani i dostępny kredyt”. To coś, jakby narkotyk albo syreni śpiew, któremu ulegają nieodpowiedzialni obywatele oraz politycy krajów Zachodu. I teraz ponoszą za to wysoką, lecz zasłużoną karę. Jednak jeśli się głębiej zastanowić nad tą opowieścią, to ma ona parę słabych punktów. Najważniejsze jest oczywiście to, że koncentrowanie się na wierzycielach nie dotyka podstawowego problemu współczesnej kapitalistycznej gospodarki. A więc tego, dlaczego u licha ogromna część populacji nie ma szans na spłacenie kredytu mieszkaniowego? Aby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy wskazać na coraz trudniejszą sytuację przeciętnego pracownika na rynkach pracy rozwiniętych gospodarek, co wiąże się oczywiście z dominacją kapitału nad pracą, która jest zatrutym owocem epoki neoliberalnej. I to jest prawdziwa przyczyna wybuchu kryzysu 2008 r.
Wróćmy jednak na chwilę do naszej opowieści o złym kredycie. I popatrzmy dokładniej na inną słabość narracji głoszącej, że pożyczki były „zbyt tanie i zbyt łatwo dostępne”. Zaniepokoić powinno nas już samo to stwierdzenie. Bo co to właściwie znaczy, że „kredyt był zbyt tani”. Oczywiście, że był zbyt tani dla NIEKTÓRYCH. Innymi słowy, gdyby nie był taki dostępny dla tych, którzy mogą mieć problem z jego spłaceniem, to wszystko byłoby w porządku. Problem polega jednak na tym, że jeżeli uwierzymy w tak sformułowaną opowieść, to w zasadzie w tej samej chwili możemy się pożegnać z marzeniem o jakiejkolwiek progresywnej (postępowej) polityce ekonomicznej czy społecznej.
Bo czym jest postęp? Postęp polega na tym, że wykluczone ekonomicznie czy politycznie części społeczeństwa mogą poprawić swój los. A ponieważ żyjemy w kapitalizmie, to inkluzja dokonuje się za pomocą pieniądza. Oznacza to ni mniej, ni więcej tylko to: tani i dostępny kredyt jest warunkiem koniecznym postępu. To dzięki niemu ludzie mogą zrealizować swoje podstawowe prawo do godnego życia (wygodne mieszkanie) albo samorozwoju (edukacja). Zwłaszcza że w epoce neoliberalnej państwo dobrobytu przestało zapewniać szerokim masom realizację tych dwóch potrzeb.
O tym, że dostępne, tanie i inkluzywne usługi finansowe są warunkiem postępu, przypomina również najnowszy raport Banku Światowego. Jego autorki Asli Demirguc-Kunt, Leora Klapper i Dorothe Singer przeanalizowały sporo danych empirycznych. Głównie dotyczących Trzeciego Świata, a więc tych krajów, gdzie przeważająca część populacji ciągle żyje na bardzo niskim poziomie rozwoju ekonomicznego i społecznego. Tekst nie pozostawia wątpliwości. Uczestnictwo w systemie finansowym jest pozytywnie skorelowane z postępem ekonomicznym wykluczonych. Zaczyna się to już od prostych usług bankowych (posiadanie konta). A kończy na tanim i dostępnym kredycie. I to nawet nie mikropożyczkach (za który to pomysł Muhammad Yunus dostał w roku 2006 pokojowego Nobla). One, owszem, mogą odegrać pewną rolę przy wychodzeniu mieszkańców Bangladeszu albo krajów czarnej Afryki ze skrajnego ubóstwa. Badania pokazują jednak, że dopiero normalny kredyt bankowy (obwarowany np. regulacjami antylichwiarskimi) wiąże się z prawdziwym wzrostem inwestycji w edukację albo pobudzeniem oddolnej przedsiębiorczości.
To wszystko dowodzi, że bez kredytu nie ma postępu. Przynajmniej w kapitalizmie. Pamiętajmy o tym, gdy znów ktoś będzie próbował nam dowieść, że gdyby nie on, to świat byłby taki piękny.
Dlaczego ogromna część populacji nie ma szans na spłacenie kredytu mieszkaniowego? Aby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy wskazać na coraz trudniejszą sytuację przeciętnego pracownika na rynkach pracy rozwiniętych gospodarek