Wrogie przejęcie dokonywane przez państwo, którego skutkiem będzie stłamszenie rodzimego biznesu? A może przeciwdziałanie wyprowadzaniu majątku ze spółki przez nierzetelny zarząd? Spór o przyszłość Grupy Kapitałowej Hawe, posiadającej bezcenną dla państwa infrastrukturę światłowodową, wszedł właśnie w kulminacyjną fazę.
/>
Po jednej stronie stoi zarząd spółek reprezentowany przez Pawła Paluchowskiego. Po drugiej – Agencja Rozwoju Przemysłu, której Hawe winne jest 80 mln zł. A w tle rzesza prawników oraz sędziowie, którym nikt nie ufa. A także polityka w największym wydaniu.
30 grudnia 2010 r. Hawe Telekom – perła w koronie Grupy Kapitałowej Hawe (dalej łącznie ze spółkami córkami jako Hawe) – zawiera umowę pożyczki 100 mln zł z Agencją Rozwoju Przemysłu na realizację trzeciego etapu programu Ogólnopolskiej Sieci Światłowodowej. Spłata ma nastąpić w trzech transzach: 20 mln zł do końca 2014 r., 40 mln zł do końca 2015 r. oraz 40 mln zł na koniec 2016 r.
– Udzielona pożyczka łączy w sobie dwa cele: wsparcie dla firmy, która odczuła kryzys, ze wspieraniem przedsięwzięć nastawionych na unowocześnianie polskiej gospodarki. Cieszy mnie, że realizacja rządowego programu może przyczyniać się do realnego wsparcia innowacyjnych przedsięwzięć i modernizacji kraju, zwłaszcza ściany wschodniej – mówi w dniu podpisania umowy ówczesny prezes ARP Wojciech Dąbrowski. To gigantyczna umowa jak na realia ARP. Bo w całym 2016 r. agencja pożyczyła przedsiębiorcom „tylko” 120,6 mln zł.
Radości nie kryje także będący wówczas prezesem Hawe Robert Kwiatkowski (prezes TVP w czasach rządów SLD). – To krok pozwalający na pewną i terminową realizację procesu inwestycyjnego. To bardzo dobra informacja nie tylko dla spółki i jej inwestorów, lecz także dla przedstawicieli samorządów zaangażowanych w realizację wojewódzkich sieci szerokopasmowych – zapewnia dziennikarzy.
Sytuacja finansowa Hawe pogarsza się w 2013 r. Ale wówczas wszystko jest jeszcze pod kontrolą. Całkowite załamanie przychodzi w połowie następnego roku – wraz z wybuchem afery podsłuchowej.
Polityka drugiej szansy
Media informują, że mózgiem operacji podsłuchiwania najważniejszych urzędników w państwie jest biznesmen Marek F. W czerwcu 2014 r. zostaje on na polecenie prokuratury zatrzymany. W grudniu 2016 r. F. usłyszał wyrok 2,5 roku pozbawienia wolności (wyrok jest nadal nieprawomocny). Jaki to ma związek z Hawe? Marek F. był najbardziej znanym akcjonariuszem tej spółki. Wskazywał, że podpisał umowę z Polskimi Inwestycjami Rozwojowymi (PIR) i realizuje projekt życia: budowę sieci światłowodowej do domów. Koszt tego projektu to ok. 1 mld zł, przy czym PIR i Hawe miały wyłożyć po ok. 130 mln zł, a resztę dostawca sprzętu.
Gdy F. znajduje się pod ostrzałem mediów, prokuratury i policji, Hawe dostaje rykoszetem. Partnerzy biznesowi uciekają w popłochu. – F. był większościowym udziałowcem, ale nie dominującym. Mimo to po aferze podsłuchowej okazało się, że żaden bank nie chce nam pożyczyć pieniędzy – opowiada obecny prezes Hawe Paweł Paluchowski. Na tej zasadzie – jak mówi – w tarapaty mogliby popaść nawet tacy giganci, jak Orlen czy Lotos. – Nasze problemy z terminową spłatą długów były głównie wynikiem niefortunnego zbiegu okoliczności, nie zaś nieudolnego prowadzenia biznesu – zapewnia. I dodaje, że obecnie w spółce nie ma już śladów po F. Choć trudno nam to ocenić. Akcjonariat giełdowej spółki jest bardzo rozdrobniony i nie wiadomo, do kogo ona należy.
Hawe spłaca z kilkumiesięcznym opóźnieniem pierwszą transzę pożyczki, 20 mln zł, zaciągniętej w ARP. 80 mln zł nie spłacono do dziś. Łącznie długi Hawe wobec wszystkich wierzycieli sięgają 180 mln zł.
1 września 2015 r. ARP wypowiada Hawe umowę pożyczki. Jako powód podaje pogarszającą się kondycję spółki. W tej sytuacji, zgodnie z prawem, powinna ona natychmiast spłacić 80 mln zł. Prezes Paluchowski jednak na początku września 2015 r. świętuje. Jest bowiem przekonany, że wypowiedzenie pierwotnej, obecnie bardzo niekorzystnej umowy, to wstęp do podpisania nowej na lepszych warunkach. Tym bardziej że w tym czasie trwają w parlamencie prace nad uchwaleniem zupełnie nowej ustawy – Prawa restrukturyzacyjnego. Gdy ARP wysyła pismo o wypowiedzeniu umowy, Jerzy Kozdroń, wiceminister sprawiedliwości w latach 2013–2015, odpowiedzialny za stworzenie nowych przepisów, przekonuje niezdecydowanych: – To będzie zupełnie nowa jakość. Skończy się likwidowanie firm, którym powinęła się noga. Czas wprowadzić politykę drugiej szansy. Dobry przykład dadzą wierzyciele publiczni, którzy pozwolą na restrukturyzację, zamiast dążyć do upadłości dłużników.
Radość Paluchowskiego trwa jednak krótko. – ARP już wtedy zaczynała knuć, w jaki sposób za bezcen przejąć przedsiębiorstwo z dużym potencjałem rozwoju i – co najważniejsze – generujące bardzo stabilne przepływy finansowe – uważa Paluchowski. Chodzi o to, że agencja oczekiwała natychmiastowej spłaty wielomilionowego długu. Co, zdaniem spółki, było nierealne i miało doprowadzić tylko do tego, by zarząd – pod groźbą likwidacji firmy – zgodził się na sprzedaż Hawe inwestorowi za ułamek realnej wartości. Tym inwestorem – zdaniem Hawe – miałaby być Polska Grupa Zbrojeniowa.
Staraliśmy się to zweryfikować. I jakkolwiek na żadne oficjalne stanowiska nie można liczyć, tak kilka osób potwierdziło, że przejęcie Hawe w tym momencie przez Skarb Państwa byłoby z punktu widzenia tego ostatniego bardzo rozsądne.
Po co państwowa PGZ miałaby kupować Hawe? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wiedzieć, czym tak naprawdę Hawe się zajmuje. Spółka jest jednym z wiodących graczy na rodzimym rynku telekomunikacyjnym. Jej sieć światłowodowa oplatająca pół Polski liczy prawie 4 tys. km. Co mogłoby oznaczać wpadnięcie Hawe w niepowołane ręce? Nawet możliwość odcięcia 1/3 Polski od internetu na kilka dni – operatorzy dostarczający usługi do domów, którzy korzystają z infrastruktury Hawe, musieliby bowiem zawrzeć umowy z innymi podmiotami. W niektórych regionach kraju byłoby to niemożliwe ze względu na to, że ze swoimi kablami dociera tam tylko Hawe. Dlatego też, aby uniknąć problemu uzyskania wpływu na Hawe przez kogoś niewłaściwego, zainteresowanie PGZ nie może dziwić.
Jak słyszymy od jednego z ekspertów rynku telekomunikacyjnego, uzyskanie wpływu na taki podmiot jak Hawe bądź Exatel (również firma z branży telekomunikacyjnej; została w marcu 2017 r. kupiona przez Skarb Państwa za 368 mln zł) i wyłączenie infrastruktury światłowodowej mogłoby wzbudzić panikę wśród obywateli i postawić w najwyższy stan gotowości wszystkie państwowe służby. A także być preludium do np. militarnego lub terrorystycznego ataku na Polskę.
– Hawe posiada bardzo ważną infrastrukturę i dla funkcjonowania rynku telekomunikacyjnego istotne jest jej bezpieczeństwo – przyznaje Joanna Zakrzewska, rzeczniczka prasowa ARP. Czy to oznacza, że agencja chce wykorzystać to, że jest wierzycielem spółki i spowodować jej wykupienie przez Skarb Państwa?
Tu zdania są rozbieżne.
Paweł Paluchowski: – Mamy do czynienia z próbą wrogiego przejęcia spółki i jej największego majątku, czyli sieci światłowodowej.
Bartosz Piechota, pełnomocnik ARP, wspólnik w kancelarii RöHRENSCHEF: – Choć prawo restrukturyzacyjne przewiduje możliwość przejęcia majątku dłużnika przez wierzycieli, to ARP, wbrew informacjom publikowanym przez zarząd Hawe Telekom, nie jest zainteresowana takim rozwiązaniem. Zresztą w restrukturyzacji trudno działania wierzycieli zmierzające do odzyskania należnych im środków opisywać w kategoriach wrogiego przejęcia.
Stanowisko ARP w uproszczeniu brzmi tak: agencja w żadnym razie nie dąży do wrogiego przejęcia Hawe. Ale uważa, że sprzedaż przedsiębiorstwa inwestorowi jest jedynym słusznym wyjściem. A to dlatego, że tylko wówczas ARP odzyska swoje 80 mln. W restrukturyzację Hawe pod zarządem Paluchowskiego i jego ludzi agencja już nie wierzy. Jeśli najlepszą cenę za spółkę zaoferowałaby jednak PGZ, ARP będzie usatysfakcjonowana. Tak samo jak w przypadku, gdy godne pieniądze zaoferuje inny inwestor.
ARP i zarząd Hawe spierają się od kilku miesięcy co do wartości przedsiębiorstwa. Agencja jako główny wierzyciel uważa, że cena, za którą można by sprzedać telekomunikacyjny biznes, to minimum 120 mln zł. To by pozwoliło na pełne zaspokojenie ARP oraz niektórych innych wierzycieli. Prezes Paluchowski uważa ten wariant za niedopuszczalny. Jego zdaniem Hawe warte jest 400, a być może nawet 500 mln zł. I wymuszanie sprzedaży za „marne” 120 mln zł jest niczym innym jak chęcią przejęcia firmy za ułamek jej wartości. ARP z kolei wskazuje, że przecież wskazana przez nich kwota jest minimum i jeśli tylko spółka naprawdę warta jest nawet pół miliarda, to przecież inwestorzy tyle zapłacą. A przedstawiciele Hawe na to, że trzeba znać kontekst całej sytuacji. I że nie ma co liczyć na licytację kilku podmiotów, gdyż szum medialny i czarny PR, jaki wokół Hawe robi ARP, ma na celu odstraszenie prywatnych inwestorów od wejścia w światłowodowy biznes.
A co na to tak w ogóle PGZ? Rzecznik prasowy w rozmowie z nami stwierdził, że nie zna tematu i musi ustalić odpowiedź na nasze pytania z kierownictwem. Czekamy na nią do dziś.
Oporni na restrukturyzację
Obecny spór pomiędzy Hawe i ARP osadza się na tym, czy realizacja planu restrukturyzacyjnego pozwoliłaby na zachowanie biznesu przy jednoczesnej spłacie długów. Zdaniem zarządu Hawe – w ciągu 8 do 10 lat spółka byłaby w stanie spłacić całe zadłużenie.
– Hawe działa coraz lepiej, podpisuje umowy z gigantami branży telekomunikacyjnej i informatycznej. Podpisaliśmy również list intencyjny z chińskim Huawei, co pokazuje, że nadal liczymy się na rynku. Chcemy wyjść z dołka, dążyć do zwiększenia przychodów, wprowadzenia nowych usług i w końcu do zwiększenia udziału w rynku. Jestem w pełni przekonany, że gdyby nie brak woli ze strony ARP, już dziś moglibyśmy działać jak normalna firma i jednocześnie spłacać długi wierzycielom – wskazuje prezes Paluchowski.
W ARP słyszymy, że Hawe otrzymało już szans w nadmiarze. – Od połowy 2015 r. przez wiele miesięcy ARP wspólnie z innymi wierzycielami starała się wypracować rozwiązanie, które umożliwiłoby Grupie Kapitałowej Hawe skuteczną restrukturyzację. Jednak za każdym razem, gdy porozumienie było praktycznie uzgodnione, tuż przed jego podpisaniem zrywał je zarząd Hawe. Z perspektywy prawie dwóch lat trudno nie oceniać działań zarządu jako gry na czas – mówi Joanna Zakrzewska. Po co zarząd miałby grać na czas? Aby – jak twierdzą przedstawiciele ARP – wyprowadzać majątek ze spółki i jak najdłużej na niej żerować, podczas gdy wierzyciele nic z tego nie mają. Podobnie uważają akcjonariusze mniejszościowi reprezentujący 9,15 proc. kapitału Hawe. Zawiązali oni porozumienie, a następnie wydali oświadczenie, w którym podkreślają, że są głęboko zaniepokojeni działaniami prezesa Hawe. „Decyzje podejmowane przez prezesa Pawła Paluchowskiego szkodzą zarówno spółce Hawe S.A., jak również jej spółkom zależnym” – czytamy w komunikacie na stronie PorozumienieHawe.pl. Skontaktowaliśmy się z reprezentantami porozumienia, by dowiedzieć się więcej. Nie odpowiedzieli jednak na nasze pytania.
W uproszczeniu więc Hawe twierdzi, że sanacja spółki pozwoliłaby spłacić długi. Zdaniem agencji jedyna szansa na odzyskanie pieniędzy przez wierzycieli to sprzedaż przedsiębiorstwa. Obie strony opierają się przy tym na analizach sporządzonych przez profesjonalnych doradców restrukturyzacyjnych. To specjaliści, którzy przejmują prowadzenie spraw spółki od zarządu w momencie, w którym wchodzi ona w procedurę sanacji.
Do niedawna działania w ramach prowadzonej restrukturyzacji prowadzili przede wszystkim – z błogosławieństwem Paluchowskiego – prawnicy z PMR Restrukturyzacje SA. Wskutek działań wierzycieli, w tym przede wszystkim ARP, ich pozycja jednak słabnie. Tak zwana rada wierzycieli podjęła uchwałę mającą na celu zmianę zarządcy. Mimo to Małgorzata Anisimowicz, prezes zarządu PMR Restrukturyzacje, uważa, że dzięki dotychczasowym działaniom PMR spółka Hawe Telekom – jest już uzdrowiona. Może ona konkurować na rynku z innymi i przynosić zyski pozwalające na regularną spłatę zobowiązań. – Nastąpiło ogromne wzmocnienie technologiczne spółki, znaczne zwiększenie jej obecnej i przyszłej wartości. Zapewniono długofalowe perspektywy biznesowe, doszło do zawarcia kluczowych długoletnich kontraktów z koncernami o zasięgu światowym, a spółka co miesiąc generuje faktyczne istotne dodatnie przepływy pieniężne – przekonuje nas Anisimowicz.
ARP jednak nie przekonała. Agencja zarzuca poprzednim doradcom restrukturyzacyjnym, że nie byli zainteresowani współpracą z wierzycielami. O czym ma świadczyć choćby to, że chociaż byli zapraszani na spotkania rady wierzycieli, która dumała nad losem Hawe, to nie przychodzili. Anisimowicz odpiera zarzuty. Jej zdaniem współpraca z przewodniczącym rady wierzycieli jest najtrudniejsza, z jaką dotąd się spotkała we wszystkich prowadzonych postępowaniach restrukturyzacyjnych.
– I to problematyczna nie tylko w zakresie braku zrozumienia procedur i celów restrukturyzacji, ale nawet na poziomie zwykłej współpracy – twierdzi Anisimowicz. Przykład?
– Zdarzyło się już kilkukrotnie, że przewodniczący, wiedząc np. z informacji od dłużnika, iż danego dnia o danej godzinie reprezentanci zarządcy [PMR Restrukturyzacje – aut.] mają rozprawę sądową, na dokładnie ten sam dzień i tę samą godzinę wyznaczał posiedzenie rady wierzycieli i mimo wniosku o przełożenie terminu nie zmienił – opowiada Anisimowicz.
– To daje obraz jak trudno mówić o skutecznej restrukturyzacji przedsiębiorstwa, jeśli nie można racjonalnie ułożyć elementarnych zasad współpracy – dodaje.
ARP uważa jednak, że fachowcy z PMR Restrukturyzacje reprezentowali tylko interesy dłużnika. Dowód? – Kontrowersyjną decyzją PMR było np. podpisanie, niezwłocznie po zatwierdzeniu planu restrukturyzacyjnego, umów z członkami zarządu Hawe odsuniętymi decyzją sądu od zarządzania spółką, w tym z panem Paluchowskim, który otrzymał umowę przewidującą 9-miesięczny okres wypowiedzenia – podkreśla wicedyrektor departamentu usług finansowych ARP Joanna Bryx-Ogrodnik. Jej zdaniem jednym z największych problemów współpracy z Hawe jest brak informacji, które pozwoliłyby ocenić rzeczywisty stan przedsiębiorstwa. – Spółka wielokrotnie blokowała i nadal blokuje wierzycielom dostęp do istotnych informacji, powołując się na tajemnicę przedsiębiorstwa. Racjonalne podejmowanie decyzji przez wierzycieli w tym procesie wymaga wiedzy, a tej w zakresie podstawowych danych ciągle brakuje. Wątpliwości, chociażby co do sposobu ewidencjonowania przychodów w spółce, jest wiele i były one wskazywane podczas wstępnych audytów, które nigdy z uwagi na brak dokumentów nie zostały ukończone – mówi Joanna Bryx-Ogrodnik.
– Podobnie nie jest możliwe merytoryczne odniesienie się do propozycji układowych przedstawionych przez spółkę, które pomimo upływu 14 miesięcy od otwarcia postępowania, jak wynika z ich treści, „operują pojęciami ogólnymi oraz mają charakter abstrakcyjny”. Taka postawa zarządu nie przybliża do zawarcia układu z wierzycielami, który jest celem postępowania – zaznacza Bryx-Ogrodnik.
Dlatego też do gry wkroczył doradca restrukturyzacyjny Wojciech Makuć. Przejmuje on część obowiązków od PMR Restrukturyzacje. O nim dla odmiany bardzo pochlebnie wyrażają się wierzyciele, zaś krytykuje prezes Paluchowski. – On ma opinię grabarza spółek. Na tę opinię pracuje także u nas. Nie pojawiała się w spółce, a gdy już się pojawił, to szkodził Hawe, zamiast pomagać – oburza się Paluchowski. Gdy odwiedzamy siedzibę spółki, pokazuje nam kilkanaście kartonów wypełnionych po brzegi dokumentami czekającymi na przejrzenie ich przez Makucia. – Na domiar złego nie ma z nim w zasadzie żadnego kontaktu – dodaje prezes Hawe.
Co na to sam Makuć? Twierdzi, że stanowisko Paluchowskiego nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. I to prezes Hawe utrudnia uzdrowienie spółki.
– Nie przypominam sobie faktu, abym zerwał jakąkolwiek umowę przychodową, natomiast na pewno została za zgodą sędziego komisarza wypowiedziana umowa leasingowa dotycząca samochodu prezesa Paluchowskiego, ponieważ spółki nie było stać na utrzymanie tak drogiego leasingu – dodaje Makuć.
Podduszenie czy kroplówka
Spór Hawe i ARP raz za razem trafia do sądu. Strony walczą o wszystko. Temida raz staje po stronie Hawe, innym razem uśmiecha się do wierzycieli. Ostatnie tygodnie to dobra passa ARP. Paluchowski przyznaje, że kwietniowa decyzja Sądu Rejonowego w Warszawie, który oddalił zażalenie spółki na postanowienie o umorzeniu postępowania sanacyjnego w Hawe SA, otwiera drogę do upadłości spółki. W innym z postanowień sąd przyznał, że działania zarządu mogą prowadzić do istotnego uszczuplenia jej majątku. I że w związku z tym decydować o sprawach spółki powinien ktoś inny niż Paluchowski.
Różniące się niemal we wszystkim strony są jednak zgodne w jednym: że w niekorzystnych dla nich orzeczeniach sądowych decydowały względy pozamerytoryczne.
Przykładowo przedstawiciele ARP przypominają, że w jednym z niezrozumiałych dla nich orzeczeń decyzję podejmował sędzia, który był jednym ze współtwórców obowiązującego od końca 2015 r. prawa restrukturyzacyjnego. Być może – słyszymy – zbyt dużym sentymentem darzy politykę drugiej szansy, pomijając okoliczności niepomijalne, czyli sytuację w spółce, oraz to, że dwuletnia praca nad restrukturyzacją nie przyniosła spodziewanego rezultatu.
Zastrzeżenia do orzeczeń formułuje też zarząd Hawe. Profesor Michał Królikowski, pełnomocnik spółki, w piśmie do wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka prosi o objęcie postępowania toczącego się w Sądzie Rejonowym dla m.st. Warszawy ministerialnym nadzorem. Powód? „Wojciech Makuć jako tymczasowy nadzorca sądowy wielokrotnie podnosił w obecności zarządu Hawe i pracowników Grupy Kapitałowej kwestię jego znajomości i bezpośrednich kontaktów z sędzią Aleksandrą Ziółkowską-Majkowską” – pisze prof. Królikowski. Wskazana sędzia orzekała w sprawie Hawe.
Strony sporu nie unikają też prokuratorów. W kręgu zainteresowań śledczych, po zawiadomieniu Hawe, znajduje się Wojciech Makuć. – Prowadzone jest śledztwo w sprawie nadużycia władzy przez zarządcę Hawe SA przy podejmowaniu uchwały na szkodę spółki, tj. o czyn z art. 231 par. 1 kodeksu karnego – informuje nas Piotr Trzaska, zastępca prokuratora rejonowego Warszawa-Wola. Prezes Paluchowski wyjaśnia, że jego zdaniem zarządca dopuścił się nadużycia władzy poprzez podejmowanie uchwał na szkodę spółki, m.in. odwołanie członków zarządu spółki córki Hawe, ORSS.
Joanna Zakrzewska zaś wskazuje, że już w grudniu 2015 r. zarząd Mediatela (jednej ze spółek GK Hawe) podjął próbę wyprowadzenia majątku. Skutkiem tego jest wszczęcie śledztwa w tej sprawie przez prokuraturę.
O sytuacji w Hawe rozmawiamy z Jerzym Kozdroniem. To on był twarzą nowego prawa restrukturyzacyjnego. A to właśnie na nie powołuje się prezes Paluchowski. – ARP nie respektuje idei prawa restrukturyzacyjnego, polityki drugiej szansy. Agencja powołana do wspierania polskich przedsiębiorców dąży do likwidacji firmy istniejącej od 1990 r. To prawda, że powinęła nam się noga. Ale to nie powód, by nas grzebać żywcem – wskazuje Paluchowski.
Minister Jerzy Kozdroń zaś nie kryje oburzenia działaniami ARP. – Uduszenie funkcjonującego podmiotu, tak ważnego dla Polski, jest działaniem niezgodnym ani z interesem gospodarczym państwa, ani z przyzwoitością – wskazuje.
– Boli mnie to, że niecałe dwa lata temu mówiłem, iż trzeba dawać przedsiębiorcom kolejne szanse, bo restrukturyzacja jest lepsza niż upadłość i likwidacja miejsc pracy. Zapewniałem posłów i senatorów, że będzie to wymagało zmiany mentalnej wśród wierzycieli, ale dobry przykład dadzą podmioty publiczne. A teraz dzieje się coś takiego. To bardzo przykre – komentuje Kozdroń. I dodaje, że jeśli zarząd wyprowadza majątek ze spółki, to taka działalność jest karalna. ARP powinna więc powiadomić prokuraturę o nieprawidłowościach, ale nie dławić całego biznesu. Tym bardziej że – spostrzega ekspert – ironia losu spowodowała, że test zmiany urzędniczej mentalności jest przeprowadzany na Agencji Rozwoju Przemysłu. Która na swej stronie wskazuje, że „wspierając przedsiębiorstwa w prowadzeniu i rozwijaniu działalności, a także w realizacji procesów restrukturyzacji, odgrywa ważną rolę w zwiększaniu konkurencyjności polskiego przemysłu”.
– Polityka drugiej szansy nie może polegać jedynie na wstrzymaniu egzekucji i podtrzymywaniu w nieskończoność działalności dłużnika na koszt wierzycieli. Dłużnik musi przedstawić wierzycielom propozycje układowe. Jeśli nie jest w stanie ich przygotować w ciągu 14 miesięcy, to znaczy, że pomysłu na skuteczne rozwiązanie problemu nie ma i inicjatywa co do dalszych działań należy do wierzycieli będących w pewnym sensie właścicielem majątku spółki. Środki przekazane Hawe mogłyby być przeznaczone na wsparcie innych przedsiębiorstw, które nie blokowałyby spłaty i wywiązywały się z zaciągniętych zobowiązań – twierdzi pełnomocnik ARP Bartosz Piechota.
Innymi słowy, zdaniem ARP polityka drugiej szansy nie może polegać na ciągłym podłączaniu kolejnych kroplówek do jednej firmy. W tym czasie można by przecież pomóc wielu innym potrzebującym.
– Czasem nawet najsilniejszy potrzebuje kroplówki – mówi minister Kozdroń.
ARP pożyczyła Hawe 100 mln zł. Jednak w 2013 r. sytuacja finansowa spółki się pogarsza. Ale wówczas wszystko jest jeszcze pod kontrolą. Całkowite załamanie przychodzi w połowie następnego roku – wraz z wybuchem afery podsłuchowej