Rosyjskie oskarżenia o kradzież przez Ukrainę gazu dla Europy są zadziwiające: nie idą za nimi pretensje od odbiorców tego paliwa, którzy powinni czuć się okradani - taką opinię wyraził Wiaczesław Kniażycki z misji Ukrainy przy Unii Europejskiej w Brukseli.

Jego zdaniem wcześniejsze oświadczenia premiera Rosji Władimira Putina i prezesa Gazpromu Aleksieja Millera, że Ukraina kradnie gaz są "spekulacjami politycznymi i otwartym kłamstwem".

"Pierwsza rzecz, do której dążą to udowodnienie, że kradniemy gaz. Najbardziej interesujące jest to, że do chwili obecnej nie istnieje ani jedna skarga ze strony europejskiej, że Ukraina rzeczywiście go kradnie. Ta informacja (o kradzieży) jest zadziwiająca. Możliwe, że (Putin i Miller) mają własne pojęcie odnośnie tego, czym jest kradzież" - powiedział Kniażycki w rozmowie z agencją Interfax-Ukraina.

Dyplomata podkreślił, że Rosja doskonale rozumie, iż Ukraina musi zużywać wyznaczone objętości gazu, by utrzymywać jego przesyłanie przez biegnące po jej terytorium magistrale.

Jest to tzw. gaz techniczny, którego zadaniem jest podtrzymywanie ciśnienia w rurociągach.

Gazprom grozi

W poniedziałek, podczas spotkania z Putinem Miller oświadczył, że Gazprom dodatkowo zmniejszy jeszcze tego dnia dostawy gazu na Ukrainę o 65,3 mln m sześc., czyli tyle, ile Ukraina nielegalnie podbiera.

"Jest propozycja zmniejszenia dostaw (gazu) na granicę Rosji i Ukrainy o taką ilość, jaka jest Rosji kradziona, czyli 65,3 mln m sześc." - powiedział Miller.

"Dobrze, zgadzam się" - skinął z przyzwoleniem Putin.

Ukraina twierdzi tymczasem, że w ostatnich dniach była zmuszona do wyręczania Rosji, zapewniając odpowiednie ciśnienie w wiodących do państw UE rurach z rosyjskim gazem surowcem z własnych zapasów.

Według ukraińskiej misji przy UE w ostatnich czterech dniach zużyto na to 80 mln m sześc. gazu, z czego 30 mln pobrano z ukraińskich zbiorników podziemnych. 50 mln m. sześc. to gaz rosyjski.