Zmniejszenie dostaw gazu w punkcie odbiorczym w Drozdowiczach to nie jest sytuacja komfortowa, ale nie ma znaczenia dla polskiego systemu energetycznego i przemysłu - ocenił w TVN24 wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld.

Wcześniej spółki Gaz-System oraz Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) poinformowały w komunikacie, że o godzinie 17.00 "zanotowano zmniejszenie dobowej zamówionej ilości gazu w punkcie zdawczo - odbiorczym w Drozdowiczach (na granicy z Ukrainą) o ok. 6 proc."

Jak poinformowała rzecznika operatora gazociągów przesyłowych Gaz-System Małgorzata Polkowska, brakujące ilości gazu odbierane są przez punkt Wysokoje na granicy polsko- białoruskiej. W ten sposób utrzymywany jest poziom zaplanowanych dostaw gazu z kierunku wschodniego.

"Nie jest to sytuacja komfortowa, ale nie ma znaczenia i dla systemu energetycznego i przemysłu" - podkreślił Szejnfeld, odnosząc się do tych doniesień.

"Owszem, mamy informację o spadku ciśnienia, mamy też informację o tym, że na dotychczasowym przejściu będzie dostarczana mniejsza ilość gazu, ale już wcześniej podjęliśmy rozmowy ze stroną rosyjską, proponując przerzucenie dostaw przez granicę z Białorusią" - dodał wiceminister.



"Ok. 7 mln m sześciennych gazu na dobę będzie przerzuconych przejściem na granicy z Białorusią"

Jak podkreślił, zostało nam potwierdzone przed kilkoma godzinami, że w związku ze zmniejszeniem dostaw gazu przez Ukrainę jest zgoda na to, że ok. 7 mln m sześc. gazu na dobę będzie przerzuconych przejściem na granicy z Białorusią. "Pozostałe ok. 7 mln m sześć. gazu będzie szło obecną drogą, co w bilansie będzie dawało tą samą ilość" - zapewnił.

Wcześniej rzeczniczka PGNiG Joanna Zakrzewska powiedziała, że przez punkt odbiorczy w Drozdowiczach na granicy z Ukrainą przepływa dziennie do Polski 14 mln m sześc. gazu, z czego 7 mln m sześc. stanowi gaz w ramach tzw. kontraktu jamalskiego z Rosją, które można przekierować do punktu odbiorczego na granicy z Białorusią w miejscowości Wysokoje.

"Mamy jeszcze ważne kontrakty na dostawy gazu rosyjskiego, natomiast ilości w tzw. spotowych kontraktach, 2 mld m sześc., umowa na to (z RosUkrEnergo) wygaśnie z końcem 2009 roku. Te negocjacje ze stroną rosyjską ruszyły, ale idą "jak po grudzie" - ocenił Szejnfeld.

"Jeśli chodzi o sprawy gazowe, między polskim a rosyjskim rządem nie ma żadnego konfliktu"

Zaznaczył jednocześnie, że "jeśli chodzi o sprawy energetyczne, gazowe, między polskim a rosyjskim rządem nie ma żadnego konfliktu, wręcz przeciwnie, jest bardzo dobra relacja, tak samo, jeśli chodzi o polskie przedsiębiorstwa z PGNiG-iem i Gaz-Systemem na czele a Gazpromem".

"Sytuacja, która jest na Ukrainie nie pierwszy raz, która była także w przeszłości na Białorusi, powoduje, że takie kraje jak Polska, jak kraje UE muszą się zastanawiać, jak się zabezpieczać na przyszłość, nawet na sytuację hipotetyczną (wstrzymania dostaw), która nigdy nie miałaby zaistnieć" - dodał wiceminister gospodarki.

Przyznał jednocześnie, że "żaden przepis umowy nie pomoże na zakręcenie kurka, gdy jest jeden dostawca".

"Ale nie chciałbym, żebyśmy stwarzali jakąś psychozę. Polska nie ma, nie miała i miejmy nadzieję, że nie będzie miała problemów z partnerem rosyjskim w sprawach gazu i ropy" - podkreślił wiceminister.

Przypomniał, że Polska wydobywa rocznie ponad 4,5 mld m sześc. własnego gazu, przy rocznym zużyciu na poziomie 14,5 mld m sześc. "Poza gazem rosyjskim sprowadzamy także gaz z Uzbekistanu i małe ilości z innych źródeł. Nasza sytuacja nie jest zła, natomiast nie powinniśmy dbać o to, żeby sytuacja nie była zła, ale żeby była zawsze dobra i bezpieczna" - zaznaczył.



"Negocjacje w sytuacji, kiedy się komuś przystawia "pistolet do głowy", to nie są negocjacje, ale przymus"

Odnosząc się do cenowych negocjacji między Kijowem a Moskwą, powiedział, że "negocjacje w sytuacji, kiedy się komuś przystawia "pistolet do głowy", to nie są negocjacje, ale przymus".

"Oczywistą sprawą dla mnie jest, że Gazprom ma prawo kształtowania swojej polityki cenowej i handlowej, to naturalna rzecz, natomiast jest kwestia, jakimi instrumentami się to robi" - powiedział Szejnfeld.

W czwartek Rosja całkowicie wstrzymała dostawy gazu na Ukrainę, wskazując na długi Kijowa i otwartą kwestię cen tego surowca na 2009 r.