Gospodarcze przyspieszenie pomoże Ministerstwu Finansów domknąć tegoroczny budżet. Wiele wskazuje na to, że z zapasem.
Tegoroczny deficyt może być mniejszy nawet o 20 mld zł od kwoty zapisanej w ustawie budżetowej – uważają ekonomiści Banku Handlowego. Swoje wnioski opisali w raporcie opublikowanym przed kilkoma dniami. Te 20 mld zł to dużo, biorąc pod uwagę, że limit z ustawy wynosi 59,3 mld zł. Gdyby prognozy Piotra Kalisza i Cezarego Chrapka się spełniły, to na koniec roku deficyt spadłby o jedną trzecią.
Ekonomiści oczywiście zastrzegają, że jest zbyt wcześnie na dokładne szacunki, bo do tej pory Ministerstwo Finansów opublikowało dane tylko za dwa miesiące. Ale są one wyjątkowo dobre: na koniec lutego budżet miał nadwyżkę, co jest pierwszym takim przypadkiem w historii. Nominalnie dochody z VAT, głównego źródła przychodów do państwowej kasy, w lutym były nawet o 40 proc. większe niż przed rokiem. Oczywiście eksperci zdają sobie sprawę, że to efekt kilku sztuczek zastosowanych przez resort finansów: przeniesienia na grudzień ubiegłego roku wypłat zwrotów VAT, które normalnie powinny trafić do podatników w styczniu i w lutym, oraz zmian likwidacji możliwości kwartalnego rozliczenia tego podatku dla dużych firm. Jeśli jednak w dalszej części roku resortowi uda się utrzymać tempo wzrostu dochodów z VAT liczone bez uwzględnienia tych efektów i doda się dużą wypłatę z zysku NBP (około 8 mld zł), to faktycznie może być zakładka w budżecie. Tym bardziej że – jak uważają analitycy Handlowego – eksperci w swoich budżetowych szacunkach nie doceniają jeszcze jednego czynnika: przyspieszenia gospodarczego.
– Okresom szybkiego wzrostu zazwyczaj towarzyszy nieproporcjonalna poprawa w dochodach podatkowych, ponieważ w okresie boomu podatnicy nie tylko są w stanie płacić podatki, lecz ich skłonność do unikania fiskusa jest po prostu mniejsza. Dlatego dobre wyniki fiskalne w 2017 r. nie powinny dziwić. Gdyby z danych o deficycie wyeliminować wpływ wyjątkowo korzystnej koniunktury, to okazałoby się, że już w 2017 r. deficyt stopniowo by rósł, zamiast spadać – napisali w raporcie ekonomiści Handlowego.
Pogląd, że koniunktura będzie miała kluczowy wpływ na sytuację w budżecie, podziela Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Jego zdaniem szanse na mniejszy deficyt są bardzo duże. Ekonomista na razie nie podejmuje się podać dokładnej prognozy. – Poczekam z tym do danych za cały I kw., gdy ustaną już zaburzenia z przełomu roku wynikające z przesunięć zwrotów – mówi Maliszewski.
Jego zdaniem kluczowa będzie sytuacja na rynku pracy, która będzie wpływać na poziom konsumpcji. No i ceny. Rosnące zatrudnienie i płace powinny powodować wzrost wpływów z PIT oraz podbijać konsumpcję. Co z kolei w połączeniu z rosnącymi cenami może nakręcać dochody z VAT. Bardziej niż sama dynamika PKB pozytywnie na budżet wpłynie struktura wzrostu. Rząd, przyjmując budżet, założył, że gospodarka będzie rosła o 3,6 proc. w tym roku. Mimo wielu rewizji prognoz w górę większość ekonomistów raczej nie spodziewa się, że uda się taki wynik osiągnąć. Oprócz struktury wzrostu istotna będzie też inflacja. Szacunki wpływów z VAT w ustawie budżetowej sporządzono przy założeniu, że ceny średnio w roku wzrosną o 1,3 proc. A wiele wskazuje na to, że będzie więcej.
– Dobry wynik budżetu w tym roku jest bardzo prawdopodobny. Zakładając nawet pesymistycznie, że MF nie uda się uzyskać z poprawy ściągalności podatków tyle, ile sobie założyło, to potencjalny ubytek w dochodach z tego tytułu zostanie uzupełniony wyższą wpłatą z banku centralnego – uważa Grzegorz Maliszewski.
Kluczowa będzie sytuacja na rynku pracy. I rosnące ceny