Wchodząca w życie 1 kwietnia nowelizacja ustawy hazardowej przypomina grę. Ustawodawca obstawił czerwone. Ale równie dobrze może wypaść czarne . Raf, z którymi się niebawem zderzy władza, nie brakuje. Przedstawiamy dwie największe.
Wchodząca w życie 1 kwietnia nowelizacja ustawy hazardowej przypomina grę. Ustawodawca obstawił czerwone. Ale równie dobrze może wypaść czarne . Raf, z którymi się niebawem zderzy władza, nie brakuje. Przedstawiamy dwie największe.
– To regulacja oczekiwana przez wiele osób, które widziały nieprawidłowości na rynku gier hazardowych, szczególnie rozrastającą się szarą strefę w obszarze automatów do gier. Naszym założeniem było udzielenie ochrony osobom, które są zainteresowane takimi usługami, ale również ograniczenie szarej strefy w tym segmencie – tak o nowych przepisach mówi wiceminister finansów Wiesław Janczyk.
Nie ukrywa też, że liczy, iż ograniczenie działalności nielegalnie funkcjonujących przedsiębiorców przełoży się na wzrost wpływów do budżetu. Chodzi o nawet 1,5 mld zł rocznie.
Tyle teoria. A praktyka?
Niedozwolona pomoc publiczna
Podstawowy zarzut polityków PiS w stosunku do PO w zakresie hazardu dotyczył chaosu, na który naraził wszystkich pośpiech przy przyjmowaniu pierwotnej ustawy. Polski ustawodawca w 2009 r. – niespełna dwa miesiące po wybuchu afery hazardowej – przyjął ustawę o grach hazardowych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 612 ze zm.). Znalazły się w niej dwa przepisy, które następnie stały się zarzewiem konfliktu między organami państwa a przedsiębiorcami. Rząd nie notyfikował bowiem projektu ustawy Komisji Europejskiej. A TSUE w kilku orzeczeniach stwierdził, że przepisy, które przyjął polski parlament, powinny być notyfikowane. Efekt? Czterdzieści tysięcy spraw w polskich sądach, gdzie zastanawiano się, czy nienotyfikowane przepisy mogą być stosowane.
Nowelizacja ustawy (Dz.U. z 2017 r. poz. 88) wywoła kolejne spory. Z naszych informacji wynika, że przedsiębiorcy chcą praktyką jej stosowania zainteresować Komisję Europejską.
Ustawodawca przesądził bowiem, że organizowanie gier na automatach poza kasynami będzie objęte państwowym monopolem. Wykonywać go ma Totalizator Sportowy. Rzecz w tym, że musi zakupić automaty. Jak informowaliśmy na początku marca, sprzęt wyprodukują rodzime Wojskowe Zakłady Łączności Nr 1, Exatel i Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. Na konferencji prasowej ówczesny p.o. prezes Totalizatora Radosław Śmigulski wskazał, że spółka chce m.in. wspomóc rozwój podmiotów należących do Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Totalizator nie zorganizował przetargu na sprzęt, po prostu porozumiał się z przedsiębiorcami zależnymi od Skarbu Państwa.
Eksperci twierdzą, że taka procedura stanowi naruszenie prawa unijnego. I może się dla Polski fatalnie skończyć. A to dlatego, że art. 107 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej stanowi, że co do zasady wszelka pomoc przyznawana przez państwa lub przy użyciu zasobów państwowych w jakiejkolwiek formie, która zakłóca lub grozi zakłóceniem konkurencji poprzez sprzyjanie niektórym przedsiębiorstwom, jest niezgodna z rynkiem wewnętrznym w zakresie, w jakim wpływa na wymianę handlową między państwami członkowskimi.
Skoro więc państwo przyznaje monopol Totalizatorowi, który jest z nim związany, a ten płaci powiązanym ze Skarbem Państwa podmiotom Polskiej Grupy Zbrojeniowej za urządzenia umożliwiające realizację monopolu, to zdaniem ekspertów można mówić o naruszeniu.
– Oczywiście, że w tym przypadku możemy mówić o niedozwolonej pomocy publicznej. To nie jest przecież zamówienie na broń. Nie ma więc żadnych podstaw do wyłączenia stosowania przepisów o zamówieniach publicznych, a także przepisów o pomocy publicznej – stwierdza dr Marcin Górski, adiunkt w Katedrze Europejskiego Prawa Konstytucyjnego WPiA UŁ. – Jest to operacja nielegalna – dodaje.
Co na to Ministerstwo Finansów? Niewiele. Wiceminister Wiesław Janczyk podkreśla, że resort przygotował projekt ustawy, która następnie została uchwalona przez Sejm. Kwestia realizacji przyznanego spółce monopolu wykracza już poza działania urzędników.
/>
Nielegalni opuszczają Polskę
Działania bukmacherów, którzy nie posiadają zezwolenia na oferowanie zakładów wzajemnych, pokazują, że przyjęte przez ustawodawcę przepisy rzeczywiście mogą uderzyć w szarą strefę. Na łamach DGP informowaliśmy o wycofaniu się kilkunastu niewielkich firm z polskiego rynku. W ostatnich dniach o opuszczeniu Polski poinformował największy gracz: Bet365.com. Jego stronę internetową odwiedzało w ciągu miesiąca blisko 5 mln Polaków.
Redakcja Money.pl napisała, że „PiS może świętować”. – Radość jest przedwczesna – mówi nam ekspert specjalizujący się w rynku bukmacherskim, pracujący dla jednej z większych firm. Dlaczego?
– Po pierwsze, opuszczenie Polski przez nawet kilkanaście podmiotów w żaden sposób nie przybliża rządu do realizacji celu. Tym przecież miała być pośrednio likwidacja szarej strefy, a w efekcie zwiększenie wpływów do budżetu państwa. W praktyce gracze przeniosą się z firmy A do firmy B, która też działa bez zezwolenia i tym samym oferuje swoje usługi klientom taniej, bo nie odprowadza podatków – tłumaczy specjalista.
Po drugie, w środowisku bukmacherskim mówi się, że podmioty informujące klientów o zakończeniu działalności w Polsce wcale z niej nie zrezygnują. Znawcy tematu przypuszczają, że skończy się na konieczności założenia przez graczy kont, w których wskażą inną narodowość niż polską, a wpłat i wypłat będą dokonywali nie za pośrednictwem polskich banków, lecz np. bitcoinów lub popularnego nad Wisłą PayPala.
Etap legislacyjny
Wchodzi w życie 1 kwietnia 2017 r.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama