Od kilku dni cała branża automatów do gier żyje orzeczeniem Sądu Najwyższego. Tyle że przedsiębiorcy wyciągają z niego za daleko idące wnioski.
W uchwale „siódemki” z 19 stycznia 2017 r. (sygn. akt I KZP 17/16) wyjaśniono ostatecznie – tylko i aż – jakie konsekwencje miał brak notyfikacji przepisów ustawy o grach hazardowych z 2009 r. (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 471 ze zm.), które przesłano Komisji Europejskiej dopiero w 2015 r. Trudno zaś doszukać się w niej prostego przełożenia na ewentualną odpowiedzialność odszkodowawczą – bądź co bądź cywilną – Skarbu Państwa za naruszenie obowiązków.
– Uchwała przesądza, że stosowanie nienotyfikowanych przepisów technicznych, w tym art. 14 ust. 1 ustawy w dawnym brzmieniu, jest niedopuszczalne. Takie stanowisko przeważało jednak już wcześniej w orzecznictwie sądów powszechnych, choć w orzecznictwie Sądu Najwyższego ta kwestia była sporna – wyjaśnia adwokat dr Piotr Hoffmann, partner zarządzający w kancelarii Hoffman i Wspólnicy.
Jak dodaje, szczególnie istotne jest natomiast wskazanie w uchwale – na potrzebę badania przez sąd karny – czy przepis art. 6 ust. 1 ustawy, który nie ma charakteru technicznego, może być stosowany w konkretnej sprawie. Istnieją bowiem poważne wątpliwości co do jego zgodności z zagwarantowaną w traktatach unijnych swobodą świadczenia usług.
Artykuł 6 ust. 1 i art. 14 ust. 1 są doskonale znane wszystkim zainteresowanym tematyką przedsiębiorcom. Pierwszy stanowi, że działalność w zakresie gier na automatach może być prowadzona na podstawie udzielonej koncesji na prowadzenie kasyna. Drugi określa, że urządzanie gier jest dozwolone wyłącznie w kasynach na zasadach i warunkach określonych w zatwierdzonym regulaminie i udzielonej koncesji lub zezwoleniu, a także wynikających z przepisów ustawy.
Sąd Najwyższy rozwiał wątpliwości, otóż stwierdził on jednoznacznie, że Ministerstwo Finansów, celnicy, a za nimi także sądy, ze zbyt dużą lekkością podchodzili do przepisów. W efekcie karano przedsiębiorców, którzy w związku z zaniechaniami proceduralnymi prawodawcy ukarani być nie powinni.
Biznes więc już zapowiada, że będzie upominał się o sprawiedliwość, którą wycenia na – bagatela – od 6 do 10 mld zł. Chodzi o to, że konfiskowano urządzenia do gier. A skoro nie było podstawy do karania poszczególnych osób za brak licencji i urządzanie gier, bo jeden z przepisów należy uznać za niedopuszczalny w stosowaniu, drugi zaś musi być każdorazowo przeanalizowany w danym stanie faktycznym (co na ogół nie miało miejsca) – niejako zdaniem przedsiębiorców doszło do wywłaszczenia.
Prawnicy studzą emocje. Bo choć ich zdaniem uchwała SN jest szalenie istotna z punktu widzenia możliwości karania za czyny zabronione w ustawie o grach hazardowych i kodeksie karnym skarbowym, to nie wnosi – wbrew przypuszczeniom przedstawicieli branży rozrywkowej – nic nowego do tematu odpowiedzialności odszkodowawczej po stronie Skarbu Państwa. – Nie ma ona wpływu na kwestię odpowiedzialności odszkodowawczej za naruszenie prawa UE przez ustawodawcę – stwierdza radca prawny dr Marcin Górski, partner w kancelarii Tataj Górski Adwokaci. Bo, jak od razu dodaje, kwestia ta była cały czas aktualna – z uchwałą SN, czy też bez niej. Podobnie uważa dr Piotr Hoffman wskazujący, że odpowiedzialność Skarbu Państwa zależy przecież od wielu przesłanek, które nie były przedmiotem uchwały. Innymi słowy: podstawy do dochodzenia odpowiedzialności od państwa przez branżę hazardową jak najbardziej istnieją. Ale najnowsze stanowisko SN nie rusza sprawy naprzód.
Inna rzecz – co słyszymy nieoficjalnie od jednego z prawników specjalizujących się w sprawach z zakresu ustawy o grach hazardowych – mówienie o wielkim sukcesie jest uzasadnione o tyle, że tak jak rzeczywiście uchwała nie mogła pomóc w walce o odszkodowania, tak mogła tę drogę zablokować. – Gdyby Sąd Najwyższy stwierdził, że przepisy nie mają charakteru technicznego, o co wnioskował prokurator generalny, i że mogły być stosowane bez stawiania stosującym je sądom żadnych dodatkowych wymogów, temat odszkodowań by całkowicie upadł – twierdzi ekspert.