Tym razem faktycznie doszliśmy do ściany, jeśli chodzi o przyszłość euro i samej Unii. Unia Europejska musi podjąć decyzje, które pokażą pełną determinację w obronie euro i przekonają rynki. Z Mikołajem Dowgielewiczem, sekretarzem stanu ds. europejskich w MSZ, rozmawia Grzegorz Osiecki.
Czy to kolejny szczyt ostatniej szansy, jakich było wiele?
Tym razem faktycznie doszliśmy do ściany, jeśli chodzi o przyszłość euro i samej Unii. Unia Europejska musi podjąć decyzje, które pokażą pełną determinację w obronie euro i przekonają rynki, że istnieje faktyczna wola do przeprowadzenia reform, do zaostrzenia dyscypliny finansów i do walki ze skutkami kryzysu. Nie chcę wdawać się w porównania czy wielkie słowa, ale takiego szczytu nie było od bardzo dawna. To naprawdę historyczne spotkanie.
Jedną z tych przełomowych decyzji ma być zwiększenie roli EBC, czyli danie mu możliwości nieograniczonego skupowania obligacji, czyli faktycznie drukowania euro. To nie kojarzy się dobrze.
Postulujemy, by EBC miał większą swobodę w swoich działaniach. To oznacza szansę na większe zaangażowanie EBC w zabezpieczenia krajów strefy euro, które są narażone na kryzys. To trudny temat, ale konieczny, jeśli myślimy o przekonaniu rynków finansowych. Bowiem wprowadzenie decyzji o zapisaniu reform w traktatach zajmie jakiś czas, a istnieje potrzeba pokazania determinacji w obronie euro tu i teraz.
Ale z jednej strony mamy pomysły osi Paryż – Berlin zacieśnienia strefy euro, a z drugiej różne koncepcje szybszej integracji Unii Europejskiej. W którym miejscu jesteśmy?
Decyzja o tym, czy będzie reforma traktatu, jeszcze nie zapadła, ale my uważamy, że jest konieczna. I sądzimy także, że powinna zapadać w gronie wszystkich krajów Unii. Na pewno zmiana powinna prowadzić do wzmocnienia UE. A jeśli reformy mają być wdrożone także w mniejszym gronie niż 27 krajów UE, to powinno być ono otwarte na kraje spoza strefy euro takie jak Polska, która w przyszłości przystąpi do strefy euro. Wreszcie po trzecie reforma powinna wzmocnić instytucje europejskie, takie jak Komisja Europejska i Parlament Europejski, a nie pozbawiać je kompetencji. Bo z reformami proponowanymi na poziomie międzyrządowym jest taki problem, że nie definiują, jaka rola w tym procesie powinna przypaść instytucjom europejskim, a to bardzo ryzykowna ścieżka.
Tylko czy mimo wszystko tempo podejmowania decyzji nie jest za wolne? Rynki już teraz zakręciły kurek z pieniędzmi.
Ale my chcemy, by na szczycie wreszcie precyzyjnie określić, jakie zmiany traktatowe powinny mieć miejsce.
A propozycje Niemiec i Francji, by nas i Szwecję dopuścić do reformowanej strefy euro, to nie przekupstwo?
Bronimy mocnej roli instytucji europejskich i zwracamy uwagę na zwiększenie procesu roli parlamentu europejskiego. A sprawujemy role prezydencji i staramy się te nasze poglądy wypowiadać w duchu jednoczenia krajów członkowskich. To, co jest bardzo istotne, że Polsce zależy na reformie, która umocni euro, to interes polskiej gospodarki, polskich firm i konsumentów. To w naszym interesie jest, by euro się ustabilizowało i kryzys zaufania się skończył. My jesteśmy za tym, by rewizja traktatów wzmacniała Unię, a nie ją osłabiała.
Każde rozwiązanie przyjęte na szczycie to droga w stronę większej integracji, a to oznacza zrzeczenie się części suwerenności.
Każda zmiana traktatowa musi być ratyfikowana. Każdy będzie się mógł w tej sprawie wypowiedzieć. Dla Polski największym ryzykiem byłoby pozostawanie na peryferiach procesów integracyjnych. Gigantycznym problemem byłby dla nas upadek strefy euro, bo to 70 proc. naszego handlu. A jeśli ktoś źle życzy euro, jeśli ktoś liczy na dezintegrację Unii, to źle życzy Polsce. Analizy publikowane w prasie pokazują, że upadek euro miałby wymierne negatywne skutki dla kursu wymiany złotego, wzrostu gospodarczego i poziomu bezrobocia w Polsce.
A jeśli porozumienia nie będzie?
Nie będę spekulował. Porozumienie będzie.