Polski system bankowy pod nadzorem KNF funkcjonuje bardzo dobrze. Nie mieliśmy przypadków zagrożenia upadłością konkretnych spółek, a ich wyniki są znakomite.
Rozmowa ze Zbigniewem Szczerbetką, liderem Sektora Instytucji Finansowych w Europie Środkowej, Deloitte
Czy uważa pan, że powinno dojść do reorganizacji Komisji Nadzoru Finansowego?
Polski system bankowy pod nadzorem KNF funkcjonuje bardzo dobrze. Nie mieliśmy przypadków zagrożenia upadłością konkretnych spółek, a ich wyniki są znakomite. Nie oznacza to, że nie należy dyskutować nad przyszłym modelem nadzorczym i planować jego racjonalnych zmian w długofalowej perspektywie. Jednak wszelkie tego typu posunięcia wywołują perturbacje i pociągają za sobą koszty. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w strefie euro, widać, że w tym momencie ważniejsza jest raczej stabilność systemu nadzorczego niż radykalne zmiany w nagłym trybie.
Jednak w wielu krajach decyzje o zmianach w nadzorze są podejmowane niezależnie od tego, co dzieje się na rynkach. Dlaczego?
Dochodzi się tam do wniosku, że nie ma synergii między łączeniem nadzorów nad poszczególnymi sektorami a dodatkowo integrowaniem tego z działaniami prokonsumenckimi. Jednak wszystkie te zmiany nie zakładają powrotu do stanu sprzed integracji systemu, np. urząd nadzorujący niemiecki rynek finansowy BaFin zostawił w swoich strukturach nadzór nad ubezpieczycielami i rynkiem kapitałowym, a oddał do Bundesbanku jedynie nadzór nad bankami. Z drugiej strony dostrzega się wartość w bardziej skoncentrowanym podejściu do poszczególnych sektorów czy też do ryzyka systemowego. Szczególnie zwraca się uwagę właśnie na to drugie, uzupełniając nadzór mikro, stawiający na stabilność poszczególnych instytucji, nadzorem makro, zajmującym się stabilnością całego sektora.
Jakie obszary funkcjonowania nadzoru warto byłoby zmienić?
Myślę, że to, co już działa w ramach KNF, powinno być jeszcze bardziej rozwijane, szczególnie mam na myśli wcześniej wspomniane narzędzia makroostrożnościowe, zarządzanie ryzykiem systemowym. Działania te wymagają po stronie nadzorcy dużej ilości danych oraz dobrej znajomości pozycji bilansowych i płynnościowych banków i przewidywania na podstawie wniosków tego, co może się stać na rynku. Z tym akurat bardzo dobrze radzą sobie banki centralne – mają na tym polu kompetencje i doświadczenie. Trzeba jednak pamiętać, że powołanie nowej instytucji czy jakakolwiek zmiana modelu tych już działających niesie za sobą kolejne koszty.
Ale taka właśnie była idea tworzenia KNF jako organizacji zajmującej się wykrywaniem ryzyka systemowego. Czy proces transformacji nadzoru w takim razie do końca się nie udał?
Transformacja się dokonuje, KNF idzie w tym kierunku. Ale można przy rozwijaniu tego modelu pójść trochę dalej i tworzyć bardziej zaawansowane instrumenty wczesnego ostrzegania rynku. Mam na myśli raporty czy analizy przygotowywane przez nadzór. W strukturach unijnych też widać ruch w tę stronę. W Europie i na świecie powstają oddzielne instytucje, które są odpowiedzialne za ryzyko systemowe. Wydaje mi się, że powinno to być kolejnym krokiem, jeśli chodzi o Polskę.
A może powinno się zwiększyć znaczenie nadzoru międzynarodowego?
W Europie już mamy ściślejszy nadzór międzynarodowy, przynajmniej na papierze. EBA może wydać bezpośredni nakaz konkretnej instytucji finansowej, a sprzeciw wobec takiej decyzji nie ma mocy zawieszającej. Jest to z jednej strony pozytywne, jeżeli chodzi o zapewnienie jednolitych standardów, z drugiej strony wiąże ze sobą istotne ryzyko polityczne – banki mogą się stać ofiarą walki o narodowe interesy. W gorącej sytuacji gospodarczej czynnik polityczny jest decydujący. W oparciu o posiadane kompetencje EBA może decydować, który bank z jednego państwa członkowskiego przejmie upadający bank w innym państwie członkowskim. Czas pokaże, czy będzie z tych kompetencji korzystać i jak na tym tle będą się rozgrywać narodowe interesy.