W zeszłym tygodniu oprocentowanie 10-letnich obligacji amerykańskich spadło poniżej 2 proc. po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej. Inwestorzy kupują coraz więcej obligacji rządu USA i akceptują niższe oprocentowanie, byle tylko ulokować pieniądze w bezpieczny sposób - pisze Krzysztof Rybiński
W zeszłym tygodniu oprocentowanie 10-letnich obligacji amerykańskich spadło poniżej 2 proc. po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej. Inwestorzy kupują coraz więcej obligacji rządu USA i akceptują niższe oprocentowanie, byle tylko ulokować pieniądze w bezpieczny sposób - pisze Krzysztof Rybiński
Dlaczego Ben Bernanke (czyli Ten, Którego Słowa Tak Wiele Znaczą) nie ma żadnego skutecznego narzędzia powstrzymania paniki na giełdzie? Banki centralne tylko opóźniają to, co nieuniknione, czyli wielkie oddłużenie, które wywoła recesję - zajawia autor pisany dla nas felieton na swoim blogu rybinski.eu.
Jednocześnie spadają ceny akcji we wszystkich krajach świata i rośnie koszt ubezpieczenia się przed bankructwem państw rozwiniętych, w tym takich potęg gospodarczych jak Francja.
Te potężne zaburzenia na rynkach finansowych wynikają z obaw, że nadchodzi kolejna globalna recesja. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy będzie to tylko spowolnienie tempa wzrostu, czy zapaść podobna do tej z 2009 r., czy ciężka depresja przypominająca tę z lat 30. ubiegłego stulecia. Wiemy jedno: ani rządy, ani banki centralne w największych gospodarkach świata Zachodu nie mają możliwości skutecznego działania. Spójrzmy na klasyczny zestaw narzędzi. Gdy nadchodzi recesja, banki centralne obniżają stopy procentowe, żeby zbić koszt kredytu i stymulować inwestycje, a rządy obniżają podatki i zwiększają wydatki, żeby podtrzymać popyt w gospodarce. Jednak obecnie stopy procentowe utrzymują się na poziomie bliskim zera, a rządy są zmuszone ciąć wydatki i podnosić podatki, ponieważ większość krajów ma olbrzymie deficyty budżetowe i bardzo wysoki poziom długu publicznego. Banki centralne mają jeszcze jeden instrument walki z recesją, chociaż jest to broń niekonwencjonalna. Mogą drukować pieniądze na wielką skalę. Ale ta broń jest już w użyciu od trzech lat, stosują ją banki centralne USA, strefy euro i Wielkiej Brytanii, kopiując działania Banku Japonii, który drukował pieniądze przez długi czas, bezskutecznie próbując wyrwać kraj ze stagnacji trwającej dwie dekady. Drukowanie pieniądza na Zachodzie też skończyło się niepowodzeniem, bo nie zwiększono kredytowania gospodarki. Wydrukowane pieniądze posłużyły jedynie do spekulacji na giełdach i rynkach surowcowych, prowadząc do baniek cenowych, które właśnie pękają.
Nie ma zatem ani broni konwencjonalnej, ani niekonwencjonalnej, która pozwoliłaby zatrzymać nadchodzącą recesję. W minionych dwóch dekadach zadłużenie publiczne i prywatne w wielu krajach rozwiniętych wzrosło tak bardzo, że kredytobiorcy stali się niewiarygodni. Teraz postępuje proces oddłużania, który wiąże się z bankructwami osób (pożyczki mieszkaniowe w USA), banków (uratowane dzięki pomocy rządów) i krajów (Grecja).
Można zatem zapytać, czy istnieje jakaś Wunderwaffe, tajna broń banków centralnych, która może być zastosowana w przełomowym momencie gospodarczej historii świata. Rynki finansowe liczą na to, że cudowna broń istnieje i zostanie zaprezentowana w tym tygodniu na corocznej konferencji organizowanej przez Fed w Jackson Hole. Rok temu wystąpienie Bena Bernankego zatrzymało bessę na rynkach. Czy w tym roku będzie podobnie? Nie wiem, ale na pewno gdy „Ten, Którego Słowa Znaczą Tak Wiele” wejdzie na mównicę, wszyscy inwestorzy na chwilę wstrzymają oddech i zamienią się w słuch.
Co może powiedzieć jeden człowiek, żeby gospodarka światowa ruszyła z kopyta? Że stopy procentowe będą ujemne, co jest możliwe, ale nigdy nie było stosowane na masową skalę. Że bank centralny zacznie kupować akcje na giełdzie, próbując podbić ich ceny. Że zacznie on bezpośrednio kredytować firmy, co miało miejsce podczas Wielkiej Depresji.
W mojej ocenie, nie istnieje takie zdanie, które mógłby wypowiedzieć Ben Bernanke, by przywrócić dobrą koniunkturę na giełdach na dłużej niż kilka dni, może kilka tygodni. Dlatego polscy przedsiębiorcy i polski rząd powinni rozpocząć przygotowania do nadchodzącego kryzysu finansowego, który według premiera już puka do naszych drzwi. Zgadzam się z nim tylko częściowo. Kryzys stoi u drzwi, ale nie musi wcale pukać. W minionych latach nie przeprowadzono reform, więc drzwi są szeroko otwarte.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama