Przedsiębiorstwa, w których współwłaścicielami są członkowie załogi, są bardziej stabilne, a często też innowacyjne
Żeby własność pracownicza stała się u nas bardziej popularna, potrzebna jest przede wszystkim edukacja, ale przydałyby się też lepsze ramy prawne i system zachęt – mówili eksperci podczas debaty w Krynicy towarzyszącej premierze polskiej edycji książki „Własność pracownicza. Jak wspiera rozwój biznesu”, której autorami są Corey Rosen, John Case i Martin Staubus. Patronat nad wydarzeniem objęło Ministerstwo Rozwoju. A wicepremier Mateusz Morawiecki napisał wstęp do tego wydania.
Eksperci zwracali uwagę, że zainteresowanie akcjonariatem pracowniczym rośnie między innymi dlatego, że przedsiębiorstwa, w których załoga jest współwłaścicielem (np. w USA), zwykle łagodniej przechodziły kryzys. Pracownicy bardziej się angażują, oceniają decyzje zarządów i ostrzegają o ryzykach. Wskazują też szanse na rozwój, zgłaszają innowacyjne pomysły. Według mecenasa Krzysztofa Ludwiniaka, który jest ekspertem w dziedzinie akcjonariatu pracowniczego, niemal wszystkie spółki Doliny Krzemowej oferują opcje na akcje zatrudnionym.
Z zaprezentowanych podczas debaty danych wynika, że liczba pracowniczych akcjonariuszy sięga w Europie 10 mln osób, przy czym aż 9 mln to ci z dużych firm. W USA aż 32 mln pracowników ma akcje przedsiębiorstw, w których pracują. – Z tego aż 10 mln jest współwłaścicielami małych firm – informował Marc Mathieu, dyrektor generalny EFES. Europa tą formą zaangażowania pracowników zainteresowała się bardziej trzy dekady temu. Akcjonariat pracowniczy rozwija się np. w Wielkiej Brytanii, Holandii, Belgii, we Francji i we Włoszech. Ale nie wypracowano rozwiązań np. fiskalnych i edukacyjnych, które do tej formy zachęcałyby pracowników.
W Polsce po transformacji systemowej akcjonariat pracowniczy rozwinął się na bardzo niewielką skalę, za to część spółek wynagradzała udziałami w firmie swoich menedżerów. Ten trend jednak też kilka lat temu zahamował. Obecny rząd chciałby, żeby akcjonariat pracowniczy stał się bardziej popularny. „Warto skoncentrować się na budowaniu mechanizmów, dzięki którym Polacy zaczną czerpać, oprócz dochodów z pracy, także dochody z kapitału. Kapitału, który z jednej strony będzie wzmacniał krajowe oszczędności, stopniowo niwelując ujemną pozycję inwestycyjną Polski, z drugiej – będzie służył rozwojowi gospodarki, firm i jednostek” – napisał we wstępie do książki wicepremier Morawiecki.
Zdaniem Zbigniewa Jagiełło, prezesa PKO Banku Polskiego, to jedna z dróg do bogacenia się Polaków. Bank był partnerem debaty i wydawnictwa.
Jako przykład sukcesu partycypacji pracowników we własności spółki wskazywano Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych. – W 1991 r. wdrożyliśmy w akcjonariat pracowniczy, mając wtedy mniej niż 900 zatrudnionych. Teraz mamy ich kilka tysięcy, dynamicznie się rozwijamy, działamy na osiemnastu rynkach – mówił Jarosław Józefowicz, prezes spółki. Innym przykładem jest kopalnia PG Silesia, która miała być zlikwidowana. – Postanowiliśmy, że kupimy ją sami. Spółkę założyło 350 pracowników, a inwestora znaleźliśmy potem – wspominał Dariusz Dudek, przewodniczący zakładowej NSZZ „Solidarność”.
Prof. Andrzej Szumański z Uniwersytetu Jagiellońskiego stwierdził, że by akcjonariat pracowniczy stał się w Polsce bardziej popularny, potrzebne są uporządkowanie istniejących przepisów oraz zachęty podatkowe dla firm dzielących się własnością.