Niskie stopy obniżyły limit oprocentowania kredytów. Instytucje finansowe idą jeszcze dalej: udzielają pożyczek bez oprocentowania. Ale nie oznacza to wcale, że klient nie poniesie żadnych kosztów
Oprocentowanie nowych kredytów / Dziennik Gazeta Prawna
Banki po to prowadzą akcję kredytową, żeby na niej zarobić, a przy rekordowo niskich stopach procentowych, jakie mamy obecnie, nie jest to łatwe. Niektóre więc w ogóle rezygnują z oprocentowania. A przynajmniej tak przedstawiają to w swoich ofertach. Ale z nawiązką odbijają to sobie w inny sposób.
Najnowszy przykład to Idea Bank, który wysyła klientom e-maile informując, że „wprowadził specjalną ofertę pilotażową na bardzo atrakcyjnych warunkach. Nowy produkt nie posiada dodatkowych kosztów, ubezpieczeń, faktoringów ani oprocentowania. Jedynym kosztem kredytu jest prowizja”.
Taki e-mail z informacją o możliwości zaciągnięcia kredytu inwestycyjnego dla firmy dostał czytelnik DGP. W symulacji zaniepokoiło go to, że przy 100 tys. zł na sześć lat miałby spłacać miesięcznie 1,9 tys. zł. Szybko policzył, że oprócz kapitału kredytu musiałby zapłacić jeszcze prawie 39 tys., co przekłada się na oprocentowanie przekraczające 11 proc. Pracownik banku zapewniał, że oprocentowanie jest zerowe. Za to obok 5-proc. prowizji za „weryfikację prowadzonej działalności” jest prowizja za udzielenie kredytu wynosząca... 34 proc. – Bank wpisuje tę „prowizję” w raty annuitetowe (równe – red.), przez co klient przez 20 miesięcy spłaca wyłącznie „prowizję” – komentuje czytelnik.
Katarzyna Siwek, rzeczniczka Idea Banku, odpowiada, że zgodnie z ofertą klient nie musi opłacać żadnych ubezpieczeń związanych z kredytem, ma do zapłacenia tylko prowizję. Podkreśla też, że nie ma prowizji za wcześniejszą spłatę. – To oferta dla klientów, dla których priorytetem jest stała rata – tłumaczy. Według niej koszty tego kredytu są niższe niż w standardowej ofercie banku – z oprocentowaniem. Przy tym lekko przekraczającym 8 proc. i obowiązkowym ubezpieczeniu wynoszącym 0,99 proc. miesięcznie, klient płaciłby co trzydzieści dni ratę wynoszącą nie 1,9 tys., ale 2,9 tys. zł. – Ale skoro oferta wzbudziła wątpliwości, zdecydowaliśmy się wycofać tę formę komunikacji – stwierdza przedstawicielka banku.
Podobnych ofert jest więcej. Są kierowane zwykle do klientów indywidualnych.Jak „wypożyczka” Euro Banku, w której nie ma oprocentowania, tylko „opłata za wypożyczenie” wynosząca 10 proc. rocznie. Już na stronie internetowej banku można się dowiedzieć, że rzeczywista roczna stopa oprocentowania liczona zgodnie z ustawą o kredycie konsumenckim (RRSO) w typowym przykładzie 6,4 tys. zł pożyczonych na trzy lata, przekracza 19 proc. (oprocentowanie nominalne wynosiłoby niecałe 18 proc.). Z kolei w Raiffeisen Polbanku też oprocentowania nie ma, a prowizja odpowiada liczbie miesięcy, na jaką wzięty jest kredyt. Przy 5 tys. zł pożyczonych na rok prowizja wynosi 12 proc. Gdyby zamiast prowizji było oprocentowanie – wynosiłoby 21,5 proc. 5 tys. zł na dwa lata w ramach oferty „przejrzysty kredyt gotówkowy” z zerowym oprocentowaniem w Credit Agricole Bank Polska: RRSO to 23,6 proc. Pożyczki „bez odsetek” można też znaleźć w Alior Banku czy Banku Pocztowym.
Na ogół klienci nie czują się wprowadzani w błąd tego typu ofertami. Według Łukasza Dajnowicza z Komisji Nadzoru Finansowego skargi na nie to rzadkość.
Zdaniem bankowców decyduje prostota: – Cały koszt kredytu zawiera się w kwocie prowizji, którą klient poznaje już na etapie zapytania o ofertę w banku. Nie ma mowy o ukrywaniu kosztów i wprowadzaniu w błąd. Wręcz przeciwnie, konstrukcja kredytu jest prosta i przejrzysta – uzasadnia Grzegorz Skowronek z Raiffeisen Polbanku. Według niego kredyty konsumpcyjne „bez odsetek” pojawiły się, gdy wraz z obniżkami stóp NBP mocno spadł również ustawowy limit oprocentowania kredytów (obecnie wynosi on 10 proc.) – Dla zachowania rentowności tych produktów, a wiadomo, że ich spłacalność jest niższa niż np. kredytów hipotecznych, banki zdecydowały się podnieść poziom prowizji – tłumaczy Skowronek.