W przyszłym roku wypłaty po 500 zł na dziecko będą kosztowały ok. 16 mld zł. To jeden z powodów nowelizacji tegorocznego budżetu
Jak wyglądała realizacja tegorocznego budżetu w porównaniu z planem / Dziennik Gazeta Prawna
Rząd zajmował się wczoraj dodatkami na dzieci i nowelizacją budżetu na 2015 r. Ustalono m.in. szczegółowy harmonogram realizacji programu Rodzina 500+. Do końca stycznia mają trwać konsultacje społeczne, do 2 lutego rząd przyjmie projekt, a od 9 lutego będzie mógł nad nim pracować parlament, tak by ustawa weszła w życie na początku kwietnia.
Choć oficjalnie 500 zł i budżet na ten rok się ze sobą nie łączą, ekonomiści są przekonani, że za nowelizacją – której projekt wbrew zapowiedziom nie został wczoraj przyjęty – kryją się potrzeby przyszłoroczne. Wiele zależy od efektów aukcji LTE. Jest praktycznie pewne, że 9 mld zł z tego tytułu zasili kasę państwa w przyszłym, a nie w tym roku, a to oznacza wyższy deficyt na 2015 r. – Nowelizacja budżetu jest spowodowana złym stanem spływu podatków, szczególnie VAT, gdzie zabraknie 13 mld zł. Nie da się tak dużej kwoty wyciąć w wydatkach. Oczywiście będą oszczędności, ale korekta deficytu i tak jest potrzebna. To może być kwota rzędu 5–10 mld zł – mówił wczoraj szef Stałego Komitetu Rady Ministrów Henryk Kowalczyk.
Eksperci zwracają uwagę, że o ile w tym roku można sobie jeszcze pozwolić na zwiększenie deficytu (deficyt całego sektora finansów publicznych mimo nowelizacji nie powinien nadmiernie przekroczyć pułapu 3 proc. PKB), o tyle w kolejnym roku napięcia w budżecie mogą być znacznie większe. Największym obciążeniem będzie świadczenie wychowawcze. W porównaniu z wersją kampanijną najnowszy projekt przewiduje, że wypłaty zaczną się od wejścia ustawy w życie w kwietniu, a nie wstecznie od początku roku. Z tego wynika, że w tym roku wypłata świadczeń 500+ będzie kosztowała 16 mld zł, czyli o 3 mld zł mniej, niż PiS szacował wcześniej.
Fakt, że wersja, którą szykuje resort rodziny, pracy i polityki społecznej, jest tańsza od kampanijnej, wskazuje na to, iż PiS bierze poprawkę na sytuację finansów. Zdaniem ekonomistów w zależności od potrzeb rząd ma możliwość sterowania pracami nad projektem, by jeszcze zmniejszyć koszty. – Wydatki łatwiej kontrolować, bo są one zależne od decyzji rządu. Na przykład wydatki na program dodatków, który można dość swobodnie kalibrować, ustalając datę wypłat lub dodatkowe warunki, m.in. zasady wypłaty dodatków dla samotnych matek – twierdzi główny ekonomista Banku ING Rafał Benecki.
Nie wiadomo na razie, jakie będą losy projektu obniżającego wiek emerytalny. Przedwczoraj prezydent powtórnie złożył swój projekt ustawy wprowadzający wiek przejścia na emeryturę 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Gdyby wszedł w życie 1 stycznia, minister finansów musiałby zdobyć w przyszłym roku dodatkowe 3,9 mld zł. Ale taka data wejścia w życie pomysłu prezydenta nie jest przesądzona, bo może on zostać zmieniony. To także zmniejszyłoby skutki budżetowe w przyszłym roku. Jednak realizacja obu pomysłów może kosztować 16–20 mld zł.
Zapewnienie dochodów na realizację tych celów wcale nie jest takie oczywiste. W pierwotnym planie ok. 10 mld zł miały dać podatki sektorowe, zwłaszcza danina od aktywów bankowych. Rząd jednak prawdopodobnie nieco zmodyfikuje swój plan, bo nie chce obciążać podatkiem banków z niewielkimi aktywami. Dlatego na stole znalazła się propozycja, by opodatkować tylko aktywa powyżej 4 mld zł. To oznacza, że dochody z nowej daniny będą niższe, niż pierwotnie planowano. Minister Kowalczyk szacuje je na ok. 5 mld zł.
Kolejny punkt zapalny to wpływy z VAT. Rząd, pracując nad przyszłorocznym budżetem, powinien je na nowo przeliczyć, uwzględniając nowe prognozy inflacji. Poprzedni gabinet założył, że w 2016 r. wyniesie ona 1,7 proc. Na tej podstawie wyliczył, że z VAT uzyska 128,4 mld zł. Eksperci oceniają jednak, że inflacja będzie niższa, może sięgnąć 0,9–1 proc. Tylko przez przestrzelenie prognozy inflacji dochody mogą być więc zawyżone o ok. 4,9 mld zł. – Założenie niskiej inflacji to zabezpieczenie wynikające z ostrożnego planowania. Z drugiej strony już na poziomie planu budżet na przyszły rok stałby się bardzo napięty – ocenia Benecki. Zwłaszcza że niepewne są też szacunki rządu PiS dotyczące poprawy ściągalności podatków. Nici z planowanego uszczelnienia w CIT – rząd chciał m.in. ograniczeń w stosowaniu cen transferowych, ale projekt nie został przyjęty na czas. Trudne do zweryfikowania są też skutki uszczelnienia w VAT, z których rząd chciałby uzyskać do 3 mld zł.