Utworzenie Polskiej Grupy Promowej miało być przedwyborczym sukcesem gabinetu Ewy Kopacz
PROMOWA KONKURENCJA NA BAŁTYKU / Dziennik Gazeta Prawna
Wyjazdowe posiedzenie rządu w Szczecinie miało być okazją do ogłoszenia powstania Polskiej Grupy Promowej – nowej, należącej do Skarbu Państwa firmy, która potrafiłaby konkurować z zagranicznymi przewoźnikami coraz śmielej wpływającymi na wody Bałtyku. Sukcesu nie można było odtrąbić. Realizację rządowego pomysłu zablokowali pracownicy firm, które miały współtworzyć PGP.
Bazą do utworzenia nowego silnego przewoźnika miały być Unity Line, specjalizująca się w przewozach pasażerskich spółka córka Polskiej Żeglugi Morskiej, oraz Polferries, czyli Polska Żegluga Bałtycka. Tak szczecińska PŻM, jak i kołobrzeska PŻB to podmioty należące do państwa. Pierwsza ma status przedsiębiorstwa państwowego, druga to spółka SP.
Rolę organu nadzorczego w przedsiębiorstwie państwowym sprawuje rada pracownicza i bez jej zgody żadne ważne decyzje dotyczące firmy, także przekształcenia własnościowe, nie mogą być przeprowadzone. Zgodę na utworzenie PGP, do której weszłaby spółka Unity Line, musiała więc wyrazić rada pracownicza PŻM. Ale tego nie zrobiła. Jak wyjaśnia jej przewodniczący kapitan Mirosław Folta, nie zaaprobowała planu utworzenia PGP, ponieważ nie miała pewności, czy to przedsięwzięcie będzie korzystne biznesowo dla PŻM. – Być może niektórzy zapomnieli o tym, czym jest rada pracownicza i jakie ma uprawnienia. Chyba zbyt szybko chcieli ogłosić sukces – mówi nam kapitan Folta.
Sceptyczni wobec promowej fuzji są również związkowcy ze szczecińskiej firmy. W opinii Pawła Kowalskiego z zakładowej Solidarności podpisanie tuż przed wyborami umowy powołującej do życia PGP byłoby niepotrzebnym upolitycznianiem tego procesu. Bo wciąż nie wiadomo, czy wejście PŻM do nowej grupy byłoby korzystne dla pracowników przedsiębiorstwa.
Czy są jeszcze szanse na utworzenie PGP? – Czekamy na audyt, który przygotowuje EY. Miał być gotowy jeszcze we wrześniu, ale wciąż go nie ma. Gdy dostaniemy ten dokument, będziemy się zastanawiać – zdradza DGP Mirosław Folta. W jego opinii stanie się to najwcześniej za miesiąc, a na razie trudno określić szanse na powołanie do życia nowego podmiotu.
Unity Line i Polferries, nawet jak na realia niewielkiego Morza Bałtyckiego, są małymi przewoźnikami. Pierwsza ma cztery promy i zarządza sprzedażą biletów na trzy będące własnością innej spółki, druga dysponuje trzema jednostkami. Firmy konkurują z zagranicznymi przewoźnikami, którzy pływają po Bałtyku, także z i do polskich portów (m.in. ze skandynawskimi gigantami Finnlines i Stena Line), ale choć mają tego samego właściciela, również ze sobą nawzajem. Obie polskie firmy potrzebują pieniędzy na odnowienie floty i inwestycje, jakich wymagają nowe proekologiczne przepisy Unii Europejskiej i Międzynarodowej Organizacji Morskiej dotyczące ograniczania emisji siarki.
W tworzenie PGP zaangażowały się Polskie Inwestycje Rozwojowe. – To ciekawy projekt inwestycyjny, który dobrze wpisuje się w cele postawione przed PIR i strategię Funduszu Inwestycji Polskich Przedsiębiorstw, którym zarządzamy. Dzięki inwestycji funduszu PGP mogłaby istotnie wzmocnić swoją pozycję na rynku przewozów promowych w obszarze basenu Morza Bałtyckiego, na którym konkurencja rośnie w siłę – przekonuje Jerzy Góra, prezes PIR. Według jednego ze scenariuszy docelowo grupa promowa miałaby wejść na warszawską giełdę.
W czym zatem problem? Utworzenie PGP, która nie byłaby już przedsiębiorstwem państwowym, oznaczałoby, że jej załoga miałaby znacznie mniejszy wpływ na funkcjonowanie firmy, niż mają dziś pracownicy PŻM. Nie bez znaczenia są także lokalne ambicje: jedna z firm ma siedzibę w Szczecinie, druga w Kołobrzegu. Najwyraźniej pomysł, aby siedziba nowej zjednoczonej spółki promowej znajdowała się w „neutralnym” Świnoujściu, nie jest wystarczający, aby załagodzić wzajemne animozje.