Giełda dość powszechnie kojarzy się z kasynem. I jeśli nawet dla niektórych to rzeczywiście jest kasyno, gdy chodzi o trafność wyników inwestycyjnych czy ich przewidywalność, to przynajmniej takie, w którym oficjalnie obowiązują pewne reguły.
Żeby sytuacja graczy była jednakowa i żaden nie miał forów. Jeśli więc ktoś kupuje dużo akcji – powinien o tym poinformować. Podobnie, jeśli potem je sprzedaje. Jeżeli chce zwiększyć zaangażowanie bardzo szybko lub o duży pakiet, musi zaproponować odkupienie walorów spółki pozostałym jej akcjonariuszom, i to na identycznych warunkach (poprzez tzw. wezwanie). Jednakowy dostęp do informacji, jednakowe zasady dla wszystkich – pod rygorem sankcji administracyjnych bądź karnych. Kto postępuje wbrew tym regułom, zarabia pewnie więcej, ale jest przestępcą.
Gdyby nie to, gra nie miałaby wielkiego sensu. Jedni mieliby z założenia zbyt dużą przewagę nad innymi. Zwłaszcza duzi nad małymi.
Skarb Państwa chce jednak wywrócić stolik i zaprowadzić własny porządek. Wszyscy musieliby się trzymać dotychczasowych zasad, tylko nie on. On miałby prawo grać znaczonymi kartami, niczym w salonie z marnego westernu.
Owszem, powinien dbać o swoje (czyli nasze) interesy. I – jak trzeba – zwiększać udział w firmach o strategicznym znaczeniu, w tym bronić ich przed wrogim przejęciem. Ale może to robić na wiele sposobów – i przecież robi. Wystarczy przypomnieć odpowiednie zapisy w statutach wielu przedsiębiorstw, np. Orlenu. Dzikiego Zachodu do tego nie trzeba.