Tego lata nie zanosi się na sezon ogórkowy, lecz na wysyp propozycji przedwyborczych. 2 lipca Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR) przedstawiło propozycje na przeciwdziałanie nadużywaniu umów cywilnoprawnych, 4 lipca Prawo i Sprawiedliwość zaprezentowało swój program gospodarczy, cztery dni później w mediach pojawiły się pomysły Platformy Obywatelskiej.
Można odnieść wrażenie, że pewne sprawy stały się przedmiotem zgody ponad podziałami, zwłaszcza podniesienie kwoty wolnej (lub kosztu uzyskania przychodu) w podatku PIT. Drugim takim obszarem, występującym i w propozycjach FOR i PiS, choć w różnej postaci, jest potrzeba ułatwienia życia małym firmom. FOR proponuje zwolnienie pracodawców zatrudniających poniżej 20 osób z obowiązku podawania przyczyny rozwiązania stałej umowy o pracę. PiS zapowiada 15 proc. podatku CIT dla małych przedsiębiorstw. Platforma zaś CIT-em chce zniechęcać do zatrudniania na umowach cywilnoprawnych, proponując obniżkę tego podatku w zamian za zatrudnianie pracowników na etatach.
Zostawmy na razie na boku fakt, że zwalnianie bez podawania przyczyny pracowników firm zatrudniających do 20 osób byłoby dyskryminowaniem ich w stosunku do osób wykonujących takie same prace w firmach zatrudniających 20 lub więcej pracowników. Nie drążmy tego, że w przeciwieństwie do VAT-u i PIT-u (zwłaszcza płaconego przez osoby mało zarabiające) stawka podatku CIT jest w Polsce niższa od europejskiej średniej i w ostatnich latach nie rosła, w przeciwieństwie do VAT-u i PIT-u (efektywnego, z uwzględnieniem progów). Nie próbujmy dociekać, jak wyznaczanie stawki CIT w oparciu o typ umów stosowanych w danej firmie ma się do postulatów uproszczenia systemu podatkowego. Zastanówmy się tylko, czy warto adresować tak silne instrumenty, jak odmienne zasady zwalniania pracowników czy niższy CIT, do mikroprzedsiębiorstw.

Byłby to krok do zakonserwowania rozproszonej struktury biznesu w Polsce

Dane Eurostatu wskazują, że w Polsce relatywnie więcej osób (43 proc.) pracuje w firmach zatrudniających do 20 pracowników, niż przeciętnie ma to miejsce w UE (39 proc.). Jest to związane z wysokim odsetkiem pracujących w firmach zatrudniających do 10 pracowników, który wynosi 37 proc. w Polsce i 30 proc. średnio w Unii. Jednak mikroprzedsiębiorstwa zatrudniające od 10 do 20 pracowników tworzą w naszym kraju tylko 5 proc. miejsc pracy, gdy w Unii jest to średnio 9 proc. Najbardziej wyróżniającym nas elementem jest więc wysoki odsetek firm naprawdę małych, zatrudniających do 10 pracowników. To spora grupa pracodawców, więc puszczanie do nich oka przez polityków w okresie przedwyborczym można zrozumieć. Ale czy z ekonomicznego punktu widzenia takie preferencje jak te proponowane przez FOR lub PiS są sensowne?
Małe firmy mają różne zalety, np. tworzą z reguły znaczną część nowo powstających miejsc pracy, ale mają też wady – badania dla krajów OECD pokazują, że w porównaniu do firm średnich i dużych są z reguły mniej produktywne, słabiej zaawansowane technologicznie i bardziej wrażliwe na zewnętrzne szoki, choćby ze strony konkurencji zagranicznej. Niezdolność wzrostu, konkurowania na rynkach międzynarodowych i podnoszenia wydajności w małych firmach jest jednym z powodów długookresowej stagnacji gospodarczej we Włoszech, kraju, który mikroprzedsiębiorstwami stoi. Badania pokazują, że jedną z przyczyn tej niezdolności jest różnicowanie od lat kodeksu pracy i regulacji obowiązujących małe i większe firmy. Skoro po przekroczeniu określonego poziomu zatrudnienia (we Włoszech 15 pracowników) pojawiają się nowe wymogi, dotyczące nie tylko nowo zatrudnionych pracowników, ale też zmieniające zasady w stosunku do tych wcześniej zatrudnionych, to ów próg przekraczają tylko nieliczne firmy o bardzo dobrych perspektywach wzrostu. Te, które w innych warunkach rozwijałyby się stopniowo, wolą prewencyjnie wyhamować i dalej korzystać z preferencji – zatrudniając mniej osób i płacąc im mniej, niż gdyby urosły ponad próg, mając mniejsze koszty regulacji. We Francji, gdzie po przekroczeniu poziomu zatrudnienia 50 osób pojawiają się obowiązki tworzenia rad pracowniczych, rosną uprawnienia związków, a zwalnianie pracowników staje się trudniejsze, obserwowany jest podobny efekt – firmy unikają przekroczenia ww. poziomu zatrudnienia i związanych z tym dodatkowych obciążeń. Dla gospodarki oznacza to niższą produktywność i niższą konkurencyjność, a firmy większe są pośrednio zabezpieczone przed konkurencją pretendentów.
W Polsce są już regulacje dotyczące wyłącznie firm zatrudniających powyżej 20 pracowników, np. po przekroczeniu tego poziomu zatrudnienia pracodawca ma obowiązek ustanowić regulamin pracy i regulamin wynagradzania podwładnych. Zapewne z kilku kodeksowych wymogów, które mają sens w dużych organizacjach, ale w małych niekoniecznie (np. wymóg tworzenia planów urlopowych), można byłoby jeszcze zrezygnować. Koncesje nie powinny jednak dotyczyć zasad zatrudniania czy zwalniania ani tym bardziej opodatkowania w zależności od wielkości firmy. W świetle włoskich i francuskich doświadczeń adresowanie do małych firm tak silnych instrumentów, jak proponowane przez FOR lub PiS, byłoby krokiem do zakonserwowania rozproszonej struktury rozmiaru polskich przedsiębiorstw. Ułatwiłoby im to doraźnie byt, ale skazało na nisko produktywną, słabo płatną, małą stabilizację.