Sieci handlowe, walcząc o klienta, wchodzą w sprzedaż książek, oferują promocje i duże obniżki cen
Nie tylko Empik i Matras, ale i markety z elektroniką, budowlane, hurtownie spożywcze, dyskonty i drogerie sprzedają książki. Dla pierwszych to podstawowe źródło dochodu. Dla drugich sposób na pozyskanie klienta.
W przeciwieństwie do księgarń oferują książki z dużymi rabatami, sprzedając je z niewielkim zyskiem. Firma ABR SESTA stawia tezę, że strategia sieci handlowych jest opłacalna. Dowodzić tego ma fakt, że obecność książek zwiększyła się w 2014 r. w ich gazetkach reklamowych o 14,9 proc. w porównaniu z 2013 r. Na tym jednak aktywność sieci się nie kończy.
Media Markt przy okazji gwiazdki wspierała zakupy nagrodą specjalną, np. pobytem w hotelu w jednym z górskich kurortów. Miniwczasy może wygrać ten, kto wyda na książki ponad 50 zł i zaproponuje hasło promujące ich sprzedaż. Ale i bez świątecznej okazji promuje książki – dla dzieci, nowości i poradniki.
Biedronka organizuje akcję pod hasłem „Tanie czytanie”, podczas której proponuje tysiące tytułów w cenie do 5 zł. Własną akcję ma też Lidl – „Zaczytani w Lidlu”, podczas niej też można kupić książki po atrakcyjnych cenach.
– Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, że książki są szeroko dostępne i promowane. W rzeczywistości to działania niemające nic wspólnego z propagowaniem czytelnictwa i poprawą na rynku książki – komentuje Włodzimierz Albin, prezes Polskiej Izby Książki (PIK). – Sieci sprzedają książki jako gadżet. Obniżając ich cenę, chcą przyciągnąć klienta do swoich głównych produktów. Równocześnie dobijając księgarzy i wydawców – dodaje Albin. Jego zdaniem efektem tych promocji, które mogą się podobać klientom, jest to, że tradycyjni księgarze nie wytrzymują konkurencji i upadają, a wydawcy zmuszani są do dawania sieciom ogromnych upustów.
Tajemnicą poliszynela jest to, że duże sieci dostają od wydawców książki nawet z 30–40-proc. upustem w stosunku do ceny okładkowej. Często już w dniu premiery mogą je sprzedawać w specjalnych cenach. Mniejsze księgarnie mają upusty do 15–20 proc. i przegrywają na starcie.
Jest i inny efekt marketowej promocji literatury.
– Marże są przez wydawców podnoszone po to, by sieciom sztucznie zaoferować większą obniżkę. Tak więc te promocje tak naprawdę nie są wcale aż tak promocyjne. Stąd też przygotowana przez środowisko wydawców i księgarzy ustawa o książce wprowadzająca stałą cenę – dodaje Albin.
Zgodnie z tym projektem – złożonym przed kilkoma tygodniami przez klub parlamentarny PSL do laski marszałkowskiej – ceny książek nie mogłyby być obniżane o więcej niż 10 proc. przez pierwszy rok od daty wydania. – To dałoby szansę na obniżkę okładkowej ceny książek, realnie stałyby się tańsze, a mali księgarze mogliby je sprzedawać na równych warunkach – tłumaczy szef PIK.
Szansa na to, że ta zmiana w prawie ujrzy w najbliższym czasie światło dzienne, jest raczej nikła. Ustawa nie jest uwzględniona w planie obrad Sejmu przed wakacjami. Na jesieni pojawi się nowy układ polityczny. Opinie na jej temat są podzielone. O dziwo, Empik jest zdania, że będzie miała pozytywny wpływ na rynek. – Doświadczenie w innych krajach pokazuje, że taka decyzja wyszła wszystkim na dobre: wydawcom, autorom, księgarzom oraz czytelnikom. Wnikliwie obserwujemy zagraniczne rynki, na których wprowadzono taką ustawę. Przykład Francji wskazuje na to, że ceny książek spadają. Liczymy na to, że tak samo będzie w przypadku Polski i książka osiągnie niższą cenę, a co za tym idzie stanie się szerzej dostępna. Uważamy, że ustawa dodatkowo spowodowałaby potrzebną na rynku stabilizację – komentuje Katarzyna Stokłosa, starszy specjalista ds. PR w spółce Empik.
Innego zdania jest Stanisław Wierzbicki, prezes zarządu spółki Matras, według którego zwolennicy pomysłu niepotrzebnie przywołują złudny przykład Francji – kraju, gdzie klient księgarni lekką ręką kupuje kilka książek naraz bez specjalnego zastanowienia. Klienta francuskiego jednak na to stać, polskiego niestety nie. Są też kraje, w których tego rodzaju regulacje przyniosły inny skutek, czyli wzrost cen (np. w Izraelu), albo ograniczyły dostęp do księgarni (np. w Hiszpanii).
– Ta ustawa to wymuszenia regulacyjne. Nie zadziała na rzecz poprawy czytelnictwa w Polsce. Czy następnym krokiem będzie regulacja cen biletów do teatrów? Wydawcy jako inicjatorzy głoszą apele o wsparcie regulacyjne od państwa, posługując się populistycznie hasłem obrony wartości intelektualnych i zwiększenia popytu na książki. Nie zapominajmy jednak, że to księgarnie, między innymi Matras, dbają i walczą o czytelnika. Organizują promocje, spotkania autorskie, promują debiutantów. Jeśli czytelnik będzie zadowolony i będzie go stać na książki, to będzie ich czytał więcej – komentuje Wierzbicki.