Rosnące przychody i zyski wcale nie oznaczają, że firma nie musi obawiać się o swoją przyszłość
Firmy za dobre, by upaść, a upadły / Dziennik Gazeta Prawna
Mikołaj Trzeciak starszy menedżer w dziale audit advisory Deloitte / Dziennik Gazeta Prawna
Aż 22,63 proc. przedsiębiorstw, które w zeszłym roku ogłosiły upadłość, wcześniej chwaliło się dobrymi wynikami finansowymi. Rok wcześniej odsetek ten stanowił 19,09 proc. – wynika z analizy danych finansowych, które dla DGP przeprowadziła wywiadownia gospodarcza Bisnode Polska.
Zwykle taka sytuacja miała miejsce w przypadku małych i średniej wielkości firm, których obroty roczne oscylują w okolicy 20–50 mln zł. Takich było cztery na pięć wśród bankrutów z dobrymi wynikami.
– Patrząc na branże, w oczy rzucają się trzy: budowlana, transportowa i handel detaliczny. W przypadku tej ostatniej mowa jednak nie tylko o sektorze spożywczym, ale i handlu AGD, RTV, sprzętem elektrycznym i artykułami metalowymi – wymienia Tomasz Starzyk z Bisnode Polska.
Dlaczego firmy upadają, skoro z ich sprawozdań finansowych wynika, że notują wzrost przychodów i zysków? Powodów jest kilka. Po pierwsze zbytnie związanie się przedsiębiorstwa z jednym dużym odbiorcą produktów lub usług. Gdy nagle rezygnuje on ze współpracy lub przedstawi nierentowne nowe warunki, kondycja firmy drastycznie spada. Po drugie to efekt braku konkurencyjności spowodowany wcześniejszym brakiem reakcji na zmieniające się warunki rynkowe i oczekiwania klientów. Konsekwencją jest utrata rynku, a wreszcie upadłość. Tak skończył np. Kodak, który wymyślił aparaty cyfrowe, ale nie wprowadził ich na rynek, co uczyniła konkurencja.
– To także oferowanie zbyt niskiej jakości produktów czy usług – dodaje Starzyk.
Wreszcie zdarzają się firmy, które nierzetelnie podchodzą do swoich sprawozdań. Zresztą wiele ich nie składa, choć ma obowiązek.
– Dlatego raporty nie zawsze pokazują rzeczywistą sytuację przedsiębiorstw – twierdzą eksperci zajmujący się ubezpieczaniem należności. Grzegorz Błachnio z Euler Hermes zastrzega, że nie należy generalizować, nie każde sprawozdanie jest złej jakości. – Ale brakuje standardu ich zweryfikowania. Nawet dane od dużych spółek – zaudytowane – nie są zawsze rękojmią faktycznego stanu przedsiębiorstwa. Przykłady to spółki budowlane i kwestie dosyć labilnego korzystania ze standardów liczenia majątku i zobowiązań w związku z prowadzonymi inwestycjami – wyjaśnia Błachnio.
– Badania jakości sprawozdań to zadanie dla audytorów. Jednak systemowo brakuje nam sporo w porównaniu choćby z Czechami, gdzie publiczna dostępność danych finansowych jest lepsza niż u nas – dodaje Paweł Szczepankowski, dyrektor zarządzający firmy Atradius w Polsce.
Eksperci zwracają uwagę, że sprawozdanie finansowe powinno być tylko punktem wyjścia przy badaniu kondycji firmy. Grzegorz Błachnio podkreśla, że publikowane dane są zwykle obrazem wyników firmy sprzed kilku kwartałów. Co zwłaszcza w przypadku małych i średnich firm, bez dużej poduszki finansowej i zdolności kredytowej nie musi być obrazem bieżącej sytuacji. Często straty ponoszone w okresie 3–4 miesięcy powodują upadłość przedsiębiorstwa, nawet średniej wielkości, zatrudniającego 200–300 pracowników.
– Zakładając nawet, iż interesujący nas kontrahent sprawozdanie złożył, jest ono sporządzone rzetelnie i w miarę świeże – 2–3 kwartały wstecz – to jest to tylko jeden z elementów oceny spółki, dosyć „papierowy”. Tak naprawdę nie liczy się stawiany w sprawozdaniach na pierwszym planie zysk, ale płynność – zdolność do regulowania bieżących zobowiązań. Zmienia się ona dosyć szybko, a wiele firm działa obecnie na jej granicy – dodaje Błachnio.
Wtóruje mu Paweł Szczepankowski. – W żadnym wypadku badanie firmy nie powinno się ograniczać tylko do oceny sprawozdania. Kolejne elementy układanki to rejestry dłużników, opinie odpowiednich urzędów oraz banków, a także KRS i rejestr działalności gospodarczej. Należy także brać pod uwagę analizy branżowe, doświadczenia płatnicze oraz prognozy sektorowe, które pomogą ocenić potencjał wypłacalności partnera biznesowego – uważa dyrektor Atradiusa.
OPINIA
Poza spółkami giełdowymi firmy niechętnie dzielą się swoimi wynikami finansowymi, choć informacja finansowa dla zarządu jest dostępna bardzo szybko. Jak wynika z badania Fast close przeprowadzonego przez Deloitte, czas sporządzania sprawozdań finansowych istotnie się skraca i w przypadku niektórych firm wynosi tyko kilka dni od zakończenia roku obrotowego. Problemem może być niechęć do ujawniania danych finansowych, a nie jej brak. W przeszłości przedsiębiorcy często tłumaczyli brak publikacji sprawozdań w Monitorze Polskim B wysokimi kosztami. Zgodnie ze znowelizowaną ustawą o rachunkowości obowiązek ten od 2013 r. został zniesiony. Należy jednak pamiętać, iż problem stanowi także często brak złożenia sprawozdań do KRS. Co do zasady przedsiębiorcy mają na to ponad pół roku. Biorąc dodatkowo czas związany z procedurami po stronie sądu rejestrowego, firmy uzyskują dostęp do danych finansowych kontrahenta po kilku lub nawet kilkunastu miesiącach od zakończenia roku finansowego. W konsekwencji uzyskane dane mogą istotnie odbiegać od obecnej sytuacji danego podmiotu i być mało praktyczne. Należy pamiętać, iż obecne regulacje ustawy o rachunkowości przewidują określone sankcje za niedopełnienie obowiązków sprawozdawczych. Jednakże nieskuteczna egzekucja tych obowiązków powoduje, iż w praktyce przepisy są martwe.