Nie będzie zapowiadanych zmian systemu odwołań w zamówieniach publicznych. Zostanie za to zniesiona zasada jawności
Z Urzędu Zamówień Publicznych wyszła wczoraj oficjalna wersja projektu nowej ustawy – Prawo zamówień publicznych. Przypomnijmy – ze względu na konieczność wdrożenia do kwietnia 2016 r. dyrektywy 2014/24/UE urząd został zwolniony z konieczności przygotowywania założeń. Powstał za to dokument zwany koncepcją. Ostatecznie zrezygnowano z wielu padających w nim i często chwalonych propozycji. UZP tłumaczy, że nie wycofuje się z nich, a jedynie zamierza wprowadzać je później. Teraz skupia się na implementacji dyrektywy.
Mniejsza przejrzystość
Kontrowersji jednak i tak nie zabraknie. Bez wątpienia wzbudzi je pomysł rezygnacji z wpisanej w obowiązujące przepisy zasady jawności. Utajnione dzisiaj mogą zostać jedynie informacje stanowiące tajemnicę przedsiębiorstwa. Cała reszta, po otwarciu ofert, jest dostępna dla wszystkich zainteresowanych. Skwapliwie korzystają z tego wykonawcy, którzy drobiazgowo analizują poprawność konkurencyjnych ofert, a po znalezieniu ewentualnych błędów wytykają je w odwołaniach składanych do Krajowej Izby Odwoławczej.
Po wejściu w życie nowych przepisów ma się to zmienić.
– Proponowane rozwiązanie jest w pełni zgodne z dyrektywą, a także praktyką stosowaną w wielu krajach Unii Europejskiej – zauważa Rafał Jędrzejewski, dyrektor Departamentu Prawnego UZP.
Nie przekonuje to jednak ekspertów.
– Rzeczywiście, nie wszędzie obowiązuje pełna zasada jawności, ale zazwyczaj dotyczy to krajów, w których kultura prawna kształtowała się setki lat – zauważa dr Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna.
– My nie jesteśmy gotowi na takie rozwiązanie. Zdecydowanie powinniśmy preferować transparentność, gdyż to dzięki niej dowiadujemy się o wielu nieprawidłowościach, które po zmianach mogą nigdy nie wyjść na światło dzienne – dodaje.
Jego zdaniem rezygnacja z zasady jawności może sprzyjać manipulowaniu wynikami przetargu. Bez wątpienia mocno ograniczy liczbę odwołań kierowanych do KIO – wykonawcy zwyczajnie nie będą znali podstaw do ich wnoszenia. To powinno się spodobać zamawiającym – ale okazuje się, że nie wszystkim.
– Nikt nie jest doskonały i każdy może coś przeoczyć. Dzisiaj dzięki informacjom płynącym od wykonawców, którzy wzajemnie się sprawdzają, mam większą pewność, że nie przeoczyłam jakiegoś błędu w ofercie – zauważa dr Andrzela Gawrońska-Baran, dyrektor Departamentu Zamówień Publicznych w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Zgodnie z pomysłem na etapie przetargu zamawiający ma przekazywać jedynie informacje zapisane wprost w ustawie: wskazanie wybranej oferty i przyznanej jej (a także pozostałym) punktacji. Towarzyszyć ma temu uzasadnienie faktyczne i prawne. Firmy zainteresowane zawartością konkurencyjnych ofert będą musiały poczekać aż do zawarcia umowy o zamówienie publiczne. Dopiero wówczas będą mogły złożyć stosowny wniosek w trybie dostępu do informacji publicznej.
Odwołania po staremu
Ostateczna wersja projektu nie zawiera proponowanej na etapie koncepcji dogłębnej reformy systemu środków ochrony prawnej, przede wszystkim postulowanej od lat pełnej odrębności KIO. Nadal ma ona być administracyjnie połączona z Urzędem Zamówień Publicznych. Kandydatów na prezesa KIO nie będzie jednak rekomendował prezes UZP, tylko zgromadzenie ogólne samej Izby.
Zrezygnowano z wprowadzenia zasady rozpoznawania spraw przez składy trzyosobowe – nadal regułą mają być jednoosobowe. Autorzy projektu nie zdecydowali się też na próbę powołania wyspecjalizowanego sądu, który miałby zająć się rozpoznawaniem skarg na wyroki KIO. Nie będzie również pełnego zakresu odwołań w przetargach poniżej tzw. progów unijnych. Zostanie on jednak zwiększony o dodatkowe przesłanki: w odwołaniu będzie można podważyć wybór najkorzystniejszej oferty oraz opis przedmiotu zamówienia. Mniej korzystne dla wykonawców będzie natomiast dodanie nowej przesłanki unieważnienia postępowania przez zamawiającego: „jeśli zachodzą inne obiektywnie uzasadnione przesłanki”.
– A więc tak naprawdę prawie zawsze, kiedy zamawiający uzna to za stosowne – ocenia dr Dzierżanowski.
– Wystarczy, że coś pójdzie nie po jego myśli, by zdecydował się unieważnić postępowanie i w ten sposób np. nie musiał wybierać oferty, która z jakichś pozamerytorycznych względów mu nie odpowiada – dodaje.
Ale nie tylko sam projekt, lecz również sposób pracy nad nim budzi spore kontrowersje.
– Nie za bardzo wiem, jak traktować ten dokument – ocenia Tomasz Czajkowski, wieloletni prezes UZP, a dzisiaj doradca.
– Przepisy wymagają gruntownej zmiany i jestem zwolennikiem napisania ustawy na nowo. Jednak to, co się nam proponuje, w żaden sposób nie poprawi sytuacji, a co najwyżej sprawi dodatkowe zamieszanie – uważa.
Rząd tłumaczy, że chodzi o jak najszybszą implementację dyrektywy, bo w przeciwnym razie Komisja Europejska może zablokować nam unijne fundusze. Tyle że – jak udało nam się dowiedzieć – nie zamierza w tej kadencji nawet próbować przesłać projektu do Sejmu.
Etap legislacyjny Projekt ustawy w konsultacjach