Paweł Tamborski: Kluczem do sukcesu jest lokalny kapitał. Trzeba zmobilizować oszczędności Polaków, bo na razie zaledwie 3 proc. z nich jest lokowane bezpośrednio w akcje notowane na giełdzie
Spadające obroty, niska zmienność notowań, mała liczba debiutów. Tak wygląda sytuacja na warszawskiej giełdzie w 24. rocznicę pierwszej sesji. Zasadne wydaje się pytanie, czy za 10 lat GPW będzie jeszcze istnieć?
Kiedyś było tak, że każdy kraj miał swoją flagę, armię i giełdę. Dziś została już tylko flaga, bo nawet nie wszędzie jest armia, a rynek giełdowy się globalizuje. Polska ma tę przewagę, że ma własną giełdę. Świat się zmienia i dlatego teraz trudno jest jednoznacznie odpowiadać na pytanie o przyszłość warszawskiego parkietu za 10 lat, bo to prawie połowa jej historii. Prościej powiedzieć coś w perspektywie pięciu lat.
Pomówmy więc o 2020 r.
Badania wskazują, że jeśli w państwie działa lokalny rynek giełdowy, to istnieje pozytywna korelacja między wzrostem rynku akcji i PKB. Można zatem powiedzieć, że gospodarka kraju rozwija się szybciej dzięki istnieniu prężnie funkcjonującej giełdy. Dlatego też wszystkim powinno zależeć, abyśmy mieli sprawnie funkcjonujący krajowy rynek kapitałowy. A wpływ na to, jaki będzie i jak będzie się rozwijał w kilku najbliższych latach, będzie miało wiele czynników. Z jednej strony mamy do czynienia z postępującą elektronizacją giełd i likwidacją granic w handlu, co jeszcze niedawno pozwalało snuć przypuszczenia, że wkrótce cały handel będzie się odbywał na internetowych platformach. Z drugiej strony widzimy tendencję do zwiększania nadzoru i regulacji, co umacnia pozycje tradycyjnych platform, takich jak warszawska giełda. W tym świecie musimy się odnaleźć.
I GPW się odnajdzie?
Technologicznie jesteśmy już do tego przygotowani, a nasz nowy system transakcyjny UTP ma duży potencjał. Jeśli chodzi o kwestie regulacyjne, to na bieżąco się dostosowujemy do wymogów unijnych. Jesteśmy członkiem UE i globalnego rynku, dlatego te zmiany nas dotyczą.
O tym, czy w Polsce będzie działała licząca się giełda, zdecydują przede wszystkim zasoby kapitału. Chodzi zarówno o kapitał krajowy, jak i zagraniczny. Jako prezes giełdy wierzę, że uda nam się utrzymać pozycję lidera w naszej części Europy pod względem wartości krajowych aktywów i skutecznie przyciągać kapitał międzynarodowy.
Nie sprzyjają temu niskie obroty i mała zmienność notowań, z jaką mieliśmy ostatnio do czynienia. Bez odpowiedniej płynności trudno przyciągać inwestorów. Czy zarząd GPW ma jakiś pomysł na zmianę tego stanu rzeczy?
Rok 2014 charakteryzował się rekordowo niską zmiennością. W przypadku WIG20 wyniosła 14,8 proc. wobec choćby 17,6 proc. w 2013 r. To nie pomaga przyciągać inwestorów. Na niską zmienność wpływa kilka czynników, tj. brak dużych ofert Skarbu Państwa, które przyciągały dużych inwestorów międzynarodowych. Do tego doszła reforma OFE, która zbiegła się z wydarzeniami na Ukrainie, a to zwiększyło nasze ryzyko geopolityczne. To wszystko wpłynęło na przepływy kapitału zagranicznego na naszym rynku.
Jak pana zdaniem zmiany w OFE wpłynęły na postrzeganie polskiej giełdy za granicą?
Zagraniczni inwestorzy nie wiedzą, jaki realny wpływ miały zmiany w OFE na polski rynek. Dziś tłumaczenie niuansów przeprowadzonych zmian z góry jest skazane na przegraną. Dlatego podczas rozmów z zagranicznymi inwestorami, bankami i funduszami koncentrujemy się na pokazywaniu, jak faktycznie wygląda sytuacja na naszym rynku kapitałowym po tej reformie. Udowadniamy, że nie ma panicznej wyprzedaży akcji, a wręcz przeciwnie – fundusze emerytalne wciąż kupują papiery spółek, także w pierwszych ofertach publicznych.
Jednak przy takim postrzeganiu Polski przez światowy kapitał dodatkowym poważnym problemem w jego przyciągnięciu może być to, że Europa w ogóle jest miejscem, w którym niechętnie inwestuje się pieniądze.
Miejmy nadzieję, że coś zacznie się wkrótce zmieniać. W tym roku Komisja Europejska opublikowała zieloną księgę unii rynków kapitałowych. To wstęp do tworzenia jednolitego rynku kapitałowego UE. Na razie to dokument na wysokim poziomie ogólności, który wskazuje m.in. na to, by w większym stopniu finansować gospodarkę przez rynek kapitałowy. Jednym z efektów działań ma być stworzenie w Europie silnego rynku kapitałowego, który w porównywalnym stopniu jak rynek w USA będzie wykorzystywany do finansowania rozwoju firm. To może być trudne, ale plan mocno nawiązuje do rozwiązań amerykańskich, gdzie elementem sukcesu są mobilne kapitały i dużo szersze wykorzystanie finansowania pozabankowego.
Z naszego punktu widzenia to interesujący dokument. Ryzyko jest takie, że skorzystają na tym największe europejskie centra finansowe. Żeby tej szansy nie stracić, musimy się do tego uczestnictwa w ujednoliconym rynku przygotować. W interesie Polski jest posiadanie silnego rynku kapitałowego.
Wracamy więc do pytania o pomysł na zmianę sytuacji na GPW i jej rozwój. Jak nasza giełda ma uczestniczyć w tym ujednoliceniu rynków? Co nam jest do tego potrzebne?
Przede wszystkim musimy być konkurencyjni. Kluczem jest lokalny kapitał, który powinien być aktywnie inwestowany na giełdzie. Trzeba zmobilizować oszczędności Polaków, bo na razie zaledwie 3 proc. z nich jest lokowane bezpośrednio w akcje notowane na giełdzie. Widzimy tutaj duży potencjał rozwoju. Na lokacie bankowej można dziś zarobić ok. 1 proc., a dla porównania stopa dywidendy spółek z WIG20 sięga 4 proc.
Po niemal ćwierćwieczu od powstania GPW na naszym rynku kapitałowym inwestuje niewielka grupa Polaków. Jak zmobilizować pozostałych? Czy jedynym rozwiązaniem mogą być zmiany w przepisach, które mogłyby w efekcie zmienić przyzwyczajenia naszych rodaków?
Liczę, że dyskusja, która zaczęła się po reformie OFE, pozwoli na pogłębioną rozmowę o długoterminowych formach oszczędzania. Podstawowym celem powinno być wspieranie tworzenia własnych programów emerytalnych. Przy tej okazji część z tych pieniędzy mogłaby w znacznie większym niż obecnie stopniu zostać wykorzystana do wspierania inwestycji przez rynek kapitałowy.
Jest bez wątpienia przynajmniej jedna rzecz, nad którą GPW ma kontrolę i która może skłonić instytucje finansowe do tego, by w dobie globalizacji decydowały się na wybór właśnie naszego rynku. Mamy na myśli opłaty giełdowe. Czy zarząd coś zamierza zrobić, aby je uatrakcyjnić?
Na ten temat rozmawiamy z branżą maklerską i innymi uczestnikami rynku. Na rynku europejskim jesteśmy konkurencyjni, jeśli chodzi o opłaty od emitentów. Ich wysokość jest mniej więcej na poziomie średniej europejskiej. Jeśli chodzi o opłaty transakcyjne, to dyskutujemy o programach ich obniżania, ale w taki sposób, który przełożyłby się na zwiększenie płynności rynku.
Czyli kluczem do tego, by GPW była konkurencyjna, zawsze będzie płynność?
Właśnie. Kolejną rzeczą, jaką możemy zrobić, aby ją wspierać, jest przyciąganie na rynek nowych uczestników. Chodzi np. o instytucje, które aktywnie handlują na własny rachunek. Razem z Krajowym Depozytem Papierów Wartościowych organizujemy program wspierania i przyciągania tego rodzaju inwestorów do Warszawy. Dużo pracy wkładamy również w promowanie polskiego rynku wśród inwestorów zagranicznych. Organizujemy dni polskiego rynku kapitałowego w największych centrach finansowych na świecie. W maju planujemy kolejne takie wydarzenie w Nowym Jorku.
Jakie są efekty?
Widzimy zainteresowanie, ale na efekty trzeba poczekać. Pewnego rodzaju problemem polskiego rynku kapitałowego jest stosunkowo niski free float notowanych spółek, czyli liczba akcji znajdujących się w wolnym obrocie. Obecnie to średnio ok. 50 proc. Tymczasem free float na giełdach np. w Wielkiej Brytanii i USA wynosi ponad 80 proc. Teraz sporo akcji jest zamrożonych w spółkach Skarbu Państwa, a także w portfelach OFE. Szansą na ich wpłynięcie na rynek, przynajmniej częściowe, jest upowszechnienie rynku pożyczek akcji, w tym umożliwienie pożyczania akcji przez fundusze emerytalne. Ale nie wszystko w kwestii zwiększenia płynności zależy od nas, wiele mają do powiedzenia uczestnicy rynku, w tym domy maklerskie.
Jestem przekonany, że impulsem do zwiększenia obrotów i płynności na GPW będą duże, atrakcyjne oferty publiczne. Liczymy, że ten rok będzie pod względem liczby debiutów tak samo dobry jak ubiegły, ale lepszy pod względem ich wartości.
Teraz pozostaje tylko przekonać rządzących, że powinno im na rozwoju rynku kapitałowego zależeć. Był pan wiceministrem skarbu i wie, jak ten proces wygląda z drugiej strony...
Staramy się wychodzić ze swoim przekazem poza krąg instytucji, które już na tym rynku funkcjonują. Na przykład niedawno gościliśmy na GPW członków senackiej komisji budżetu i finansów publicznych. Jesteśmy zaangażowani w przygotowanie projektu, który powinien rozruszać rynek nieruchomości. Chodzi o REIT, czyli Real Estate Investment Trust. Dzisiaj nie ma u nas prostego instrumentu, jak REIT, który dałby polskiemu emerytowi albo funduszowi emerytalnemu dostęp do inwestycji obejmującej portfel nieruchomości generujących regularny przychód w postaci czynszu. Najważniejsze będzie przekonanie decydentów i skierowanie na ścieżkę legislacyjną projektu przepisów, które pozwolą takie instrumenty tworzyć i notować.
Liczymy, że „nowe otwarcie” rynku NewConnect polegające na zwiększeniu jego wiarygodności oraz pozyskaniu innowacyjnych spółek przyciągnie nowych inwestorów.