Trzy czwarte Greków nie chce powrotu do drachmy. To daje nadzieję, że odległe na razie stanowiska greckiego dłużnika i kredytodawców ulegną zbliżeniu
Wczoraj rozpoczęto rozmowy w sprawie odblokowania kolejnej, wartej 7,2 mld euro raty pomocowej dla Grecji. Radykalnie lewicowy rząd Aleksisa Tsiprasa nieco złagodził retorykę, mając świadomość, że większość Greków nie chce opuszczania strefy euro. A taki scenariusz jest realny, jeśli Ateny i Bruksela nie osiągną kompromisu. Obecny program pomocowy wygasa w czerwcu.
– Skoro już zaczęliśmy rozmowy, w ciągu najbliższych tygodni czy miesięcy powinniśmy zdołać osiągnąć sukces – z ostrożnym optymizmem mówił Reutersowi szef roboczej eurogrupy Thomas Wieser, który przygotowywał wczorajsze spotkanie. Na razie główne ustępstwo Europejskiego Banku Centralnego, Komisji Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego jest czysto symboliczne. Spotkanie odbywa się w Brukseli, a nie jak dotąd w Atenach, aby nie wywoływać wrażenia obcej inspekcji. Eksperci debatują na niższym szczeblu i w przyszłości mają się już nie spotykać z ministrami.
Dodatkowo przestano stosować znienawidzone przez Greków słowo „trojka” na określenie EBC, KE i MFW. Przejściowo nazwano je po prostu instytucjami, a docelowo – podaje Bloomberg – mogą przybrać nazwę grupy brukselskiej. Daje to szansę ekipie Tsiprasa na wyjście z twarzą po tym, jak lider Koalicji Radykalnej Lewicy odżegnywał się od możliwości jakichkolwiek rokowań z trojką. Greckie media lewicowe wciąż ostro krytykują partnerów, zwłaszcza wpływowego ministra finansów RFN Wolfganga Schaeublego, który publicznie nazwał rząd Tsiprasa nieodpowiedzialnym. „Schaeuble nie zachowuje się jak minister państwa europejskiego, ale wykazuje arogancję suwerena. Taka rola nie jest ani nie będzie akceptowana przez rząd Grecji” – pisze dziennik „I Awji”.
Stojący na czele eurogrupy holenderski minister finansów Jeroen Dijsselbloem zapowiedział, że jeśli Grecja wykaże minimum dobrej woli, instytucje spojrzą na nią łaskawym okiem i przekażą zaplanowaną ratę. Grecki minister finansów Janis Warufakis obiecał co prawda, że będzie dążyć do wzrostu ściągalności podatków, co miałoby przynieść dodatkowe 7,3 mld euro. Chociażby poprzez skłonienie mieszkańców do zbierania sklepowych paragonów (dla ich kolekcjonerów miano by zorganizować loterię), co pomogłoby ograniczyć szarą strefę. Adwersarze Aten twierdzą, że to zbyt mało, a Dijsselbloem nazwał ostatnie tygodnie rozmów kompletną stratą czasu. Zwłaszcza że od stycznia ściągalność podatków spadła.
Z drugiej strony Ateny kategorycznie wykluczają ustępstwa w wielu kwestiach. – Sprzeciwiamy się prywatyzacji, zwłaszcza w strategicznych obszarach, jak infrastruktura czy energetyka – wykładał minister energetyki i środowiska Panajotis Lafazanis. – Nie rozumiem, dlaczego niektórzy uważają prywatyzację za synonim reform – dodawał.
Centroprawicowe „I Katimerini” pisze więc we wczorajszym wydaniu, powołując się na źródła we Frankfurcie, że EBC zamierza odrzucić wszystkie prośby o złagodzenie warunków programu kredytowego. Ateny zapewniają, że nie zabraknie im pieniędzy, by 13 marca zwrócić MFW 310 mln euro. Kolejne raty mają jednak zostać przelane odpowiednio 16 i 20 marca.
Jak pisze Reuters, odcięcie od rynków kapitałowych, zamrożenie programu pożyczkowego i malejące wpływy podatkowe mogą sprawić, że pieniądze wyczerpią się jeszcze w tym miesiącu. Na razie Grecy stoją murem za swoim rządem. Według lutowego sondażu instytutu Public Issue 83 proc. odrzuca program pomocowy, 90 proc. ma złe zdanie o trojce, a 79 proc. wymaga od ekipy Tsiprasa, by wywalczyła zmniejszenie zobowiązań. Z drugiej strony Grecy nie chcą powrotu drachmy. 76 proc. uważa to za niemożliwe, a 73 proc. w referendum zagłosowałoby za wspólną walutą. Te dane dają Niemcom, najbardziej zdecydowanym przeciwnikom łagodzenia wymagań wobec Grecji, solidny argument w negocjacjach z Tsiprasem.
Według niemieckich mediów minister Schaeuble nie wyklucza już opuszczenia przez Ateny eurozony, co mogłoby pomóc w odzyskaniu przez tamtejszą gospodarkę konkurencyjności i stopniowej reanimacji eksportu. To z kolei miałoby się przełożyć na wzrost gospodarczy. Większość analityków uważa jednak taki scenariusz – łączenie wyjścia ze wzrostem – za przesadny optymizm. Reagują także rynki. Ateny sprzedały wczoraj warte 1,3 mld euro 13-tygodniowe obligacje skarbowe, ale ich rentowność wyniosła 2,7 proc., najwięcej od roku.
„Wyjście Grecji ze strefy euro będzie albo przypadkową, chaotyczną decyzją podjętą na skutek wycofywania kapitału z tego kraju (co oznaczałoby jego bankructwo), albo krokiem zaplanowanym, ale trzymanym w tajemnicy do ostatniej chwili” – piszą analitycy z banku Barclays. Także w tej ostatniej opcji Grexit oznaczałby jednak bankructwo – błyskawicznie tracąca na wartości nowa drachma drastycznie zwiększyłaby poziom zadłużenia. „Wzmorzenie nacjonalistycznego populizmu nie pozostawia miejsca na jasne myślenie i trzeźwe decyzje. Pole do manewru się kończy, a historia nam nie wybaczy, jeśli rezultatem będzie wyjście Grecji z decyzyjnego centrum Europy” – pisze publicysta „I Katimerini” Aleksis Papachelas.