Przed wyborami nie ma sensu wchodzić na pole bitwy o stawki. Planowane obniżki w 2017 r. w części rozwiążą ten problem – uważa minister finansów Mateusz Szczurek
Tak, ale tragedii nie będzie.
Polski sektor publiczny, przedsiębiorstwa prywatne i konsumenci są zadłużeni w znacznie mniejszej skali niż kraje zachodniej Europy. Dla Zachodu bardzo niska inflacja – a deflacja w szczególności – oznacza poważne pogorszenie bilansów firm, gospodarstw domowych i finansów publicznych. To znacząco utrudnia zapanowanie nad poziomem długu. W Polsce, ponieważ długu jest mniej, jako procent PKB zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym, okres deflacji nie jest aż tak groźny. Jednak realnie, przy spadku cen, zadłużenie będzie rosnąć, co przełoży się na spadek siły nabywczej zadłużonych. W efekcie deflacja uderza we wzrost gospodarczy, bo ogranicza konsumpcję. W Polsce nie mamy jednak nadmiernego zadłużenia, więc ryzyko jest małe.
Budżetowa prognoza inflacji na ten rok jest zbyt wysoka, a na przyszły – problematyczna. Trzeba się liczyć z tym, że zostanie zmieniona w trakcie dalszych prac nad budżetem na 2015 r. Przełożenie niskiego wzrostu cen na budżet jest ewidentnie niekorzystne. Inflacja niższa o 1 p.p. może oznaczać obniżenie dochodów budżetowych o kwotę rzędu 1,5–2 mld zł, co przy niezmienionych innych warunkach i założeniach, w tym co do poziomu wydatków, bezpośrednio przekłada się na wzrost deficytu budżetu państwa. Inflacja mniejsza od planowanej oznacza wyższy deficyt, bo przekłada się na niższe wpływy z niektórych podatków, choćby z VAT. Widzimy to zresztą w wynikach, gdzie po świetnym I kwartale nastąpiło pewne uspokojenie w kształtowaniu się wpływów. Co nie oznacza, że plany dotyczące deficytu są zagrożone.
Na początku roku nasze szacunki wzrostu PKB w 2014 r. na poziomie 3,3 proc. uważano za przesadnie ostrożne, wręcz pesymistyczne. Dziś, po ostatnich danych PMI, produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej, te 3,3 proc. stało się prawdopodobną prognozą.
Z pewnością w II kwartale nie mieliśmy takiego przyspieszenia, jakie było obserwowane w I kwartale. Można to w pewnym sensie uznać za objaw zadyszki. Ale są nadal powody do optymizmu: np. to, co się dzieje na rynku pracy, czy modelowa wręcz stabilność zewnętrzna i konkurencyjność – polscy przedsiębiorcy są w stanie korzystać szybko na jakichkolwiek objawach ożywienia na innych rynkach. To zdecydowanie łagodzi obawy o długotrwałość zadyszki. Pamiętajmy, że to właśnie na sektorze prywatnym będzie spoczywał główny ciężar generowania wzrostu gospodarczego w tym i przyszłym roku.
Tempo ożywienia gospodarczego wskazuje raczej na celowość naszej strategii, zgodnie z którą zejście poniżej tego poziomu nastąpi dopiero w przyszłym roku.
Realnie – w czerwcu 2016 r. Oczywiście, gdyby udało się obniżyć deficyt poniżej 3 proc. już w tym roku, to zniesienie procedury mogłoby nastąpić już za rok. Ale to mniej prawdopodobne.
To zależy. Jeśli chodzi o progi skali podatkowej, to zmian w najbliższym czasie nie przewiduję. Natomiast sposób funkcjonowania aparatu podatkowego się zmieni.
Wprowadzimy np. instytucję autoryzowanego podatnika. Uzyskanie takiego statusu będzie oznaczało pewne przywileje w kontaktach z administracją – np. skrócone terminy zwrotu VAT, możliwość korekt w trakcie kontroli, wstrzymywanie wykonania decyzji podatkowych do czasu prawomocnego orzeczenia sądu itd. Status przysługiwałby firmom, które spełnią określone warunki, np. terminowo rozliczały się z fiskusem i nie były karane.
To jest ta druga strona. Przywileje będą premiować rzetelnych podatników. Uszczelnianie systemu i zwiększanie ściągalności chcemy uzyskać innymi narzędziami, np. przez poprawę analityki w ministerstwie. Ponadto już kierujemy więcej uwagi na działania operacyjne służb skarbowych w sektorach, które są szczególnie narażone na wyłudzenia, np. w obrocie paliwami. A katalog towarów, gdzie stosowana jest zasada odwróconego VAT, też zostanie powiększony.
To jest proces, który nie ma końca. Dotychczas dość późno reagowaliśmy na to, co się działo w Europie. Z wyłudzeniami w obrocie stalą Niemcy borykali się znacznie wcześniej niż my, gdy im udało się załatać dziurę w systemie, u nas skala nadużyć wyraźnie wzrosła. Tyle że nam zajęło 2 lata, zanim zrobiliśmy z tym porządek. W przyszłości będziemy szybciej reagować.
Przed uchyleniem procedury nadmiernego deficytu nie ma takiej możliwości. W Polsce za pośrednictwem VAT próbuje się prowadzić politykę socjalną. Efektem jest komplikacja systemu i duży rozstrzał między stawkami, rzadko spotykany w Europie. Gdy porówna się strukturę wydatków i niemal identyczne efektywne stawki VAT dla gospodarstw domowych bogatych singli i uboższych rodzin wielodzietnych, widać też, że to nie jest skuteczny instrument. Tyle że kilka kampanii wyborczych było prowadzonych pod hasłem drożyzny, cen w lodówkach itp. Wchodzenie na to pole bitwy przed wyborami nie ma sensu. Pamiętajmy, że jedynym krajem w UE, który ma jednolitą stawkę VAT, jest Dania, ale nie chcemy mieć tak wysokich podatków jak Duńczycy.
Z punktu widzenia czystości systemu, zmniejszenia skali wyłudzeń, polepszenia egzekucji jest to na pewno system znacznie wygodniejszy dla każdego ministra finansów, ale z powodów, o których wspomniałem, nierealny politycznie.
To nastąpi w naturalny sposób, bo 5-proc. VAT już nie da się obniżyć. Czyli podczas obniżek VAT w 2017 r. problem w części rozwiąże się sam.
Na szczęście to wydatek, który według metodologii unijnej został zaliczony, gdy samoloty trafiły do Polski, więc nie powiększa deficytu sektora finansów publicznych. A to z niego jesteśmy rozliczani w Brukseli i przez pryzmat deficytów zgodnych z metodyką ESA2010 myślimy o polityce fiskalnej. Jednak wydatki na F16 to gotówka, którą trzeba wyłożyć, więc będzie mieć wpływ na wydatki budżetu państwa, koszty finansowania i wykonanie reguły wydatkowej. Ponieważ z finansowaniem długu Polska problemu nie ma, więc powinniśmy sobie poradzić. Natomiast DGP napisał, że ministerstwo chciałoby część tych wydatków ukryć w ogólnej sumie limitu wydatków na wojsko, ale z ustawy samolotowej wynika wprost, że nie można tak zrobić. Przyszłoroczny budżet MON będzie więc istotnie wyższy od ustawowego limitu 1,95 proc. PKB.
Z powodu zapłaty za samoloty i tak planować będziemy nie 1,95, a ponad 2,2 proc. PKB na obronę. Dlatego nie sądzę, by udało się taką zmianę wprowadzić w bardzo trudnym budżetowo roku 2015. Jesteśmy w procedurze nadmiernego deficytu i musimy ograniczać skalę deficytu, a sytuacja gospodarcza nie jest taka prosta. Natomiast w kolejnych latach jest to do rozważenia – łącznie z pomysłem wprowadzenia większej elastyczności w wydatkach na MON.
O taki mechanizm chodzi, ale nie sądzę, by plan wydatków na obronność mógł być obniżony aż do 1,6 proc. Także minister obrony przyznaje, że program modernizacji armii ma swoją dynamikę. Inwestycje w system antyrakietowy spowodują kumulację wydatków w pewnych latach, a mniejsze potrzeby w innych. Dzisiejsze ograniczenie nie zachęca do racjonalności wydatków, uśrednianie dawałoby na to szanse.
Gdy powrócimy do prezydenckiej propozycji zwiększenia wydatków na armię do 2 proc. PKB, taki mechanizm powinien być włączony do ostatecznej wersji ustawy.
Rozmawiałem z ministrem Siemoniakiem. Szczegóły będą dopracowywane, gdy będzie szykowana ustawa – jeszcze nie w tym roku.
Ależ on ma już taki instrument. Założenia polityki pieniężnej zatwierdzane przez radę uwzględniają taką możliwość. To nie o interweniowanie na rynku obligacji chodzi w nowelizacji ustawy o NBP. Ona ma dać np. możliwość awaryjnego finansowania Bankowego Funduszu Gwarancyjnego na potrzeby płynności. Chodzi o pomoc w hipotetycznej sytuacji, gdy może on być zmuszony do awaryjnego zbycia obligacji wartości kilku miliardów złotych w celu wypełnienia gwarancji depozytów – żeby uniknąć paniki na rynku, można zastosować taki instrument. Ministerstwo takiemu rozwiązaniu sprzyja.
Dowodem jest to, co zostało zrobione, a nie, co zostało powiedziane. Bank nie wpłacił zysku za zeszły rok do budżetu. NBP jest samodzielny we wszystkich aspektach, a sam projekt założeń był konsultowany z Radą Polityki Pieniężnej. Patrząc na to, co się dzieje z inflacją, nie można powiedzieć, że NBP i rada prowadzą luźną politykę pieniężną.
Na pewno tak będzie, już widać, że przeciwnicy ustawy wynajdują w niej sprawy, których nie ma. Na jej ostateczną wersję będzie wpływała polityczna otoczka wokół podsłuchów.
Cały wywiad na Forsal.pl
Pozostało
97%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama