Kijów przeżywa kłopoty gospodarcze i chce w ten sposób zmusić przedsiębiorców, wśród nich inwestorów z Polski, do kredytowania budżetu. Biznesmeni w dodatku nie mogą być pewni, czy po pięcioletnim terminie państwo faktycznie odkupi od nich weksle. Ale jeśli nawet, to pięcioletni zator dla wielu z nich oznacza kłopoty, jeśli nie bankructwo.

Polacy w sumie zainwestowali nad Dnieprem 520 mln dol. Dla przykładu w październiku ubiegłego roku za nadpłacony VAT państwo ukraińskie było winne tylko produkującemu panele podłogowe Barlinkowi 24 mln zł. Proponowane weksle są bezgotówkową zamianą jednej formy długu na inną.
Skąd termin pięciu lat dla weksli? – Będą wybory, może się zdarzyć dewaluacja hrywny albo i bankructwo kraju. Władze liczą, że zanim spłacą weksle, albo same padną, albo padną posiadacze papierów – komentuje DGP ukraiński ekonomista Wołodymyr Dubrowski. Teoretycznie nowe regulacje nie wyglądają groźnie. Jeśli przedsiębiorca zapłacił zbyt wysoki VAT, dostanie jego zwrot w postaci pięcioletnich weksli skarbowych. Będą one oprocentowane na 5 proc., z możliwością swobodnego obracania. Gdyby firma w kolejnym roku zapłaciła zbyt niski podatek, będzie mogła za ich pomocą rozliczyć się z fiskusem. Weksle mają być rozdawane na zasadzie dobrowolności. Kto się boi, może zażądać pieniędzy.
Tyle teoria. W praktyce nikt nie może zagwarantować, że po pięciu latach te pieniądze da się odzyskać. A i perspektywa zwrotu VAT w tym roku jest mizerna. – Jedyny plus jest taki, że jeśli ktoś już stracił wiarę w zwrot podatku, może przyjąć weksle i szybko je odsprzedać za pewien procent na rynku wtórnym, który się z pewnością pojawi – mówi Dubrowski. Papierów lepiej nie trzymać, zwłaszcza że ukraiński system gospodarczy nie wygląda pewnie. Osiągnięcie założonego przez rząd wzrostu PKB na poziomie 3,4 proc. jest już niemożliwe. Niewykluczona jest recesja. W I kw. 2013 r. produkcja przemysłowa spadła o 5 proc. Spadek produkcji i konsumpcji przekłada się na mniejsze wpływy do budżetu, co dodatkowo pogrąża finanse państwa.

Rząd Mykoły Azarowa odstawił na bok obietnice poprawy klimatu dla inwestorów i powrócił do pomysłów, które psuły krew przedsiębiorcom w czasach poprzedniego gabinetu Julii Tymoszenko. Wówczas polska dyplomacja walczyła o jednoznaczne rozwiązanie kwestii nadpłacanego przez nasze firmy VAT.

– Już wcześniej zwrot podatku był dzielony. Część zwracano bezpośrednio, resztę dopiero przy rozliczeniu kolejnej deklaracji – mówi DGP Jerzy Pięta, rzecznik Inter Groclin Auto, która ma na Ukrainie fabrykę podzespołów samochodowych.

Ukraina pozostaje państwem nihilizmu prawnego. Gdy w 2010 r. Wiktor Janukowycz dochodził do władzy, obiecywał poprawę klimatu inwestycyjnego. Po to do rządu został włączony energiczny wicepremier Serhij Tihipko. Dzisiaj warunki do inwestowania nad Dnieprem pozostają najgorsze w Europie, a prawo jest tworzone tak, by korzystali zaprzyjaźnieni z rządzącymi oligarchowie.

To, że wprowadzenie rozliczeń w wekslach jest niekorzystne dla biznesu, przyznają nawet przedstawiciele władz. – Na pewno wpłynie to negatywnie na procesy gospodarcze na Ukrainie. Ale z drugiej strony musimy jakoś spłacić dług z tytułu niezwróconego podatku VAT – mówił deputowany Partii Regionów Hryhorij Smitiuch na antenie 5 Kanału. W tym roku mają zostać wyemitowane weksle na kwotę 17 mld hrywien (7 mld zł). „De facto ekipa Janukowycza znosi pieniądze i zastępuje je papierkami, którymi chcą się rozliczać zamiast żywych środków z budżetu” napisał na blogu opozycyjny deputowany Anatolij Hrycenko.

Kłopoty z odzyskaniem VAT to już smutna tradycja. Teoretycznie eksporterzy mają prawo do odzyskania nadpłaconego podatku za towary sprzedane za granicę. W praktyce jednak zaległości państwa ukraińskiego z tego tytułu sięgają miliardów dolarów. O tym, by rozliczać się za pomocą papierów skarbowych, mówiono już w 2010 r. Fiskus był wtedy winny naszym przedsiębiorcom równowartość 1/8 polskich inwestycji w tym kraju. Wówczas planowano dawać firmom obligacje. Dzisiaj jest mowa o wekslach.

Podobna umowność podatkowa panowała także w czasach rządów obecnej opozycji. W 2009 r. gabinet Julii Tymoszenko również zmuszał do płacenia podatku od osób prawnych awansem. Zbliżały się wybory prezydenta i władze potrzebowały pieniędzy na kiełbasę wyborczą. – Stare obyczaje nigdy nie umierają. Szczególnie na Ukrainie – mówi nam jeden z inwestujących nad Dnieprem biznesmenów.

Niepewność inwestycyjna odstrasza część jego kolegów. Przed dwoma laty własne fabryki mebli sprzedała Turkom firma Forte. Z kolei Mokate, rozważające zainwestowanie na Ukrainie, ostatecznie zrezygnowało z pomysłu. Teraz, jak mówi jeden z przedstawicieli firmy, jej menedżerowie cieszą się, że jednak się na to nie zdecydowali. Wołodymyrowi Dubrowskiemu, ekonomiście z instytutu CASE-Ukraina i Kijowskiej Szkoły Ekonomii, sytuacja coraz bardziej przypomina złodziejskie lata 90. – Wówczas również rozliczano się z przedsiębiorcami za pomocą obligacji. Firmy zbywały je z 90-proc. zniżką ludziom, którzy potem sprzedawali je rządowi za wartość nominalną. Tak się rodziły fortuny. W dobrych czasach kradnie się zyski, w trudnych – jak widać – da się kraść nawet straty – komentuje w rozmowie z DGP.

Współpraca: Patrycja Otto