Przepisy, których celem jest ochrona konsumentów robiących zakupy w sieci, to coraz większy problem dla sprzedawców.
ikona lupy />
Polacy coraz częściej kupują przez internet / Dziennik Gazeta Prawna
Coraz częściej klienci zwracający towar do sklepów internetowych domagają się odsetek od wpłaconych pieniędzy. Jak wynika z naszych ustaleń, z problemem tym borykają się tylko mali handlowcy. – Na razie żaden z naszych klientów nie wystąpił z takim roszczeniem. Mamy jednak sygnały od konkurencji, że takie zjawisko staje się coraz powszechniejsze – mówi Sabina Krupa, wiceprezes Neo24.pl.
– Zgodnie z ustawą o ochronie niektórych praw konsumentów z 2 marca 2000 r. konsument oddający towar do sklepu może się domagać nie tylko zwrotu wpłaconej za niego gotówki, lecz także odsetek ustawowych od daty dokonania przedpłaty. A te sięgają 13 proc. w skali roku – tłumaczy Joanna Affre, partner zarządzający w kancelarii Accreo Legal. 13 proc. to odsetki, których nie dostanie się dziś w żadnym banku.
W praktyce odsetki wypłacane są za 25–27 dni. Towar do klienta jest bowiem wysyłany przynajmniej 1–3 dni po wpłynięciu do sklepu gotówki. Na odstąpienie od umowy kupujący ma 10 dni, a kolejne 14 na zwrot towaru do przedsiębiorcy. W przypadku niewielkich kwot, takich jak 200–300 zł, odsetki wynoszą kilkadziesiąt groszy. Ale przy 5–7 tys. zł sięgają kilkudziesięciu złotych. Straty te rosną, bo w razie odstąpienia od umowy przez konsumenta sklepy są także zobowiązane zwrócić koszty wysyłki poniesione przez niego przy składaniu zamówienia, choć jednocześnie klient musi zapłacić za przesyłkę zwrotną.
– W zeszłym roku takie przypadki były sporadyczne. W tym się nasiliły. Mamy klientów, którzy zamawiają towar za 2–3 tys. zł, po czym go zwracają, żądając odsetek ustawowych – tłumaczy właściciel internetowego sklepu z zabawkami. Od 3 tys. zł za 25 dni wychodzi 25,60 zł. Odsetki wypłacił wszystkim, bo miał dość straszenia sądem.
To kolejny przepis, który chroniąc kupujących, uderza w sprzedawców. Działalność sklepom w sieci coraz bardziej utrudnia rejestr klauzul niedozwolonych prowadzony przez UOKiK. Do swoich celów coraz chętniej wykorzystują go stowarzyszenia konsumentów. Wynajdują w regulaminach sklepów klauzule niedozwolone, a potem żądają pieniędzy w zamian za odstąpienie od pozwu. – Straszą wysokimi karami dochodzącymi do 8 tys. zł, których możemy uniknąć, podpisując ugodę. Kwota w niej wskazana zależy od sklepu i liczby pozwów. Średnio to ok. 2 tys. zł – wyjaśnia Jan Rokicki, właściciel sklepu ze sprzętem RTV.
Najbardziej aktywne na tym polu, jak wskazują przedsiębiorcy, jest Stowarzyszenie Ochrony Konsumentów „Patronus”. Jak informuje nasz rozmówca, do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wpłynęło przeciwko niemu od tego stowarzyszenia 30 pozwów. Inny otrzymał ich już 50.
Problem chce rozwiązać UOKiK. – Dostrzegamy kłopoty związane z nadmierną liczbą pozwów składanych przez niektóre stowarzyszenia. Dlatego prezes UOKiK zainicjował modernizację rejestru, co wymaga zmian w procedurze cywilnej. Prace toczą się w Ministerstwie Sprawiedliwości – tłumaczy Agnieszka Majchrzak z biura prasowego UOKiK.