Węgierski rząd zamierza na stałe określić maksymalny kurs franka, po którym będą spłacane kredyty hipoteczne. Zapłacą za to banki, bo nie dostaną od państwa żadnej rekompensaty. To kolejny raz, gdy premier szuka pieniędzy w kieszeniach koncernów
Viktor Orban zaproponuje nowe rozwiązanie, które ma ułatwić życie Węgrom zadłużonym we frankach. Z przecieków z weekendowych obrad rządzącego Fideszu wynika, że ich koszty poniosą najpewniej banki.
– Nie ma szans, że za 8 – 10 lat kurs franka będzie zbliżony do tego, w którym brano kredyty – uważa premier Orban. – Oczekiwania ludzi, że rząd zaoferuje trwałe, a nie tymczasowe rozwiązanie (dla zadłużonych w obcych walutach – red.) jest uzasadnione – dodawał. Dziś rząd ma podjąć decyzję w tej sprawie.
Tymczasowym rozwiązaniem, o którym mówił Orban, jest zamrożenie kursu franka, które obowiązuje od 1 lipca. Do końca 2014 r. górny limit kursu szwajcarskiej waluty, po jakim przeliczane będą raty kredytów hipotecznych, wynosi 180 forintów. Rynkowy kurs przekracza 230 forintów. Różnicę w kursie kredytobiorca miał spłacać w formie nowego kredytu w forintach na 6 proc. rocznie od stycznia 2015 r. Trwałe rozwiązanie polega na tym, że Fidesz chce się pozbyć drugiej części planu dla kredytobiorców zadłużonych we franku – czyli spłaty kredytu po 2015 r.
Jak przekonuje Fidesz, zadłużeni we franku powinni mieć możliwość spłaty całego zobowiązania po ustalonym kursie 180 forintów. Rząd może też zaproponować kredyty w węgierskiej walucie na jednorazową spłatę kredytu frankowego. Wówczas całe koszty ryzyka walutowego zostałyby przerzucone na banki. Węgierskie stowarzyszenie banków w wydanym oświadczeniu zapowiedziało, że takie rozwiązanie zagraża stabilności węgierskiego systemu finansowego.
W tej chwili około 1,5 mln Węgrów jest zadłużonych w obcych walutach – franku, euro i jenie. Niemal jedna trzecia z nich jest zagrożona. Jak twierdzą analitycy, przecieki, które sugerują, że banki wezmą na siebie ciężar ryzyka walutowego, są przygotowywaniem przez rząd gruntu do bardziej kompromisowego rozwiązania. Przypominają również, że to nie pierwszy raz, gdy rząd Viktora Orbana szuka pieniędzy w kieszeniach banków albo dużych koncernów. W 2010 r. wprowadzono podatki bankowy i kryzysowy. Pierwszy miał obowiązywać dwa lata. Drugi – trzy, i miał dotyczyć m.in. sektora energetycznego i telekomunikacyjnego. Ostatecznie okazało się, że obydwa rozwiązania będą funkcjonowały do 2014 r. z możliwością przedłużenia na kolejne lata. Zakotwiczenie ich na stałe jest realne z powodu słabych perspektyw dla węgierskiego budżetu związanych z gorszymi prognozami wzrostu gospodarczego w kraju i w całej Europie.
W drugim kwartale wzrost PKB na Węgrzech wyniósł 1,5 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego (poniżej średniej europejskiej). Wcześniej, by ratować budżet, węgierski rząd znacjonalizował OFE, co pozwoliło przejąć 10 mld euro. Komisja Europejska uznała, że gdy środki te zostaną wykorzystane, deficyt budżetowy Węgier znów będzie rósł (do 6,2 proc. w 2012 r.). To samo KE prognozowała w sprawie długu (do 81,6 proc. PKB w 2012 r.).