Na warszawskim parkiecie mieliśmy wczoraj do czynienia z prawdziwym rollercoasterem – indeksy to spadały na łeb na szyję, to strzelały w górę nawet o kilka procent
Ze złotym sytuacja była nieco bardziej jednoznaczna – było albo źle, albo tragicznie. Tylko inwestorzy lokujący pieniądze w obligacje zachowali stoicki spokój.
– Wczoraj rentowność polskich obligacji 2-letnich wynosiła 4,53 proc., 5-letnich – 5,33 proc., a 10-letnich – 5,85 proc. Od początku miesiąca wzrosła minimalnie. Świadczy to o zaufaniu inwestorów do polskiego rządu – mówi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ. Ale jak podkreśla, w ostatnich dniach spadła także rentowność papierów Włoch, Hiszpanii, Grecji i Irlandi. – Rynek się rozjechał. Inwestorzy bardziej obawiają się o gospodarki niż o samą obsługę zadłużenia – dodaje. A gdy rentowność obligacji spada, to w dół lecą również indeksy na giełdach oraz złotówka.
Wczoraj widać to było już nie tylko po notowaniach franka szwajcarskiego, lecz także euro i dolara. Wspólnotowa waluta dobiła do 4,13 zł, a dolar do 2,89 zł. To nowość, ponieważ w ubiegłym tygodniu nasza waluta zarówno do euro, jak i do dolara wahała się tylko nieznacznie. – Rynek karmi się plotkami i szuka złych wiadomości. Wczoraj wymyślił sobie, że po USA może zostać obniżony rating Francji i to pomimo zapewnień najbardziej restrykcyjnej agencji S&P, że nie ma ku temu podstaw. Nastąpiła ogólna panika i ucieczka z rynków wschodzących – mówi Rogalski.
Inwestorzy wyprzedawali nie tylko złotego, ale i akcje polskich spółek. Najważniejszy z indeksów warszawskiej giełdy – WIG20 rozpoczął dzień na ponad 1,8-proc. plusie. Później optymizmu na rynku było coraz mniej, a indeks blue chipów spadł o ponad 5 proc. Im bliżej było jednak końca sesji, tym szybciej do gry wracali kupujący i WIG20 odbił się od dna. Przyczyniło się do tego otwarcie na plusie sesji w USA, która pomogła na zmianę indeksów w Europie z czerwonych na zielone. Pomimo tego WIG20 jest nadal o ponad 15 proc. poniżej poziomu z wtorku w ubiegłym tygodniu.
– Rynkiem rządzi kompletna panika. Nikt nawet nie próbuje analizować fundamentów spółek – uważa Paweł Cymcyk, analityk A-Z Finanse. Jego zdaniem niektóre firmy, zwłaszcza małe i średnie, potaniały tak bardzo, że ich rynkowa wartość jest niższa niż ilość gotówki w ich kasach. – Po aktualnych cenach firmy te praktycznie same mogłyby się wykupić – uważa ekspert A-Z Finanse.
Zdaniem ekspertów za gwałtowną wyprzedaż akcji na naszej giełdzie odpowiedzialna jest nie tylko globalna awersja do akcji, ale i umorzenia w funduszach inwestycyjnych. Wczoraj Analizy Online podały, że w lipcu z funduszy akcyjnych ubyło 1,7 mld zł, z czego 0,7 mld zł to środki wycofane przez klientów. Analitycy szacują, że w pierwszym tygodniu sierpnia, po gwałtownych spadkach kursów akcji, umorzenia funduszy akcyjnych się nasiliły.



Zdaniem analityków część inwestorów obstawia już, że Rezerwa Federalna USA po raz trzeci zdecyduje się dodrukować dolary i wpompować je w zmierzającą ku stagnacji gospodarkę. Czy taka decyzja pomogłaby długofalowo rynkowi akcji, oczywiście nie wiadomo, ale warto pamiętać, że program QE2 był głównym motorem wzrostu indeksów pomiędzy jego ogłoszeniem w sierpniu ubiegłego roku a początkiem maja tego roku – mówi Marek Nienałtowski, główny analityk Domu Kredytowego Notus. Zdaniem ekspertów, jeżeli Fed ogłosi QE3 lub przynajmniej wspomni o takiej możliwości, w krótkim czasie możemy liczyć na nawet kilkunastoprocentowe ożywienie na giełdzie.
Banki nie muszą się bać
Stanisław Kluza | szef Komisji Nadzoru Finansowego
Na bieżąco monitorujemy sytuację,w jakiej znalazły się złoty i frank, ale na razie przyrost zagrożonych kredytów mieszkaniowych utrzymuje się na stałym, bezpiecznym poziomie. Niemniej ta sytuacja pokazuje, że kredyty walutowe nie powinny być produktem masowym, ponieważ większość klientów nie jest w stanie zarządzać ryzykiem walutowym – stąd wynikały podejmowane przez nas działania związane m.in. z rekomendacjami T i S. Wartość kredytów mieszkaniowych udzielonych w CHF na koniec czerwca br. wyniosła 149,7 mln zł. Nominalnie ich wolumen spada od kilkunastu miesięcy.
Obecny wzrost wartości CHF nie stwarza dla polskich banków zagrożenia systemowego. Nie można wykluczyć problemów indywidualnych kredytobiorców, ale ich skala nie będzie na tyle duża, aby spowodować zaburzenia w całych sektorze bankowym czy gospodarce.
KNF na bieżąco monitoruje sytuację w Grecji i jej wpływ na krajowe banki. Są one jednak odrębnymi podmiotami prawnymi, utrzymują odpowiednio wysoki poziom kapitałów, współczynnik wypłacalności i spełniają wszystkie normy ostrożnościowe przewidziane w polskim prawie. Nie ma powodów do niepokoju.