Jeżeli roczny PKB ma się utrzymać powyżej 4 proc., musimy więcej konsumować. Żeby więcej konsumować, musimy więcej zarabiać. Płace będą rosły, jeśli będzie przybywało zamówień w firmach. Te zaś pójdą w górę, jeżeli będą kupowali od nas Niemcy, a rząd nie przykręci kurka z inwestycjami. Tak w uproszczeniu wygląda filozofia wzrostu gospodarczego. W I kwartale zdała egzamin – z danych na temat PKB, które jutro opublikuje GUS, prawdopodobnie będzie wynikało, że od stycznia do marca nasza gospodarka urosła o 4,4 proc. Tak uważają przepytywani przez „DGP” ekonomiści.
– W I kwartale wzrost był wspierany przez eksport do Niemiec – mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. Silniej też odbiły inwestycje, co było widoczne w sektorze budowlanym, który najsilniej odczuł kryzys. – W konsekwencji PKB za I kw. może być zbliżony do tego z IV kw. 2010 r. i wyższy od prognoz mówiących o 4,2-proc. – uważa Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku.
Kolejne kwartały nie będą już tak dobre. Zdaniem ekspertów gospodarka wyhamuje do 4,1 proc. PKB. Taki wzrost ma się utrzymać w całym roku. – To spowolnienie to tzw. efekt wysokiej bazy. Porównywać się będziemy do 2010 r., kiedy rozwój zaczął nabierać rozpędu – wyjaśnia Pytlarczyk.
Elementem ryzyka będzie rozwój eksportu. – W krajach Eurolandu w II kw. spowalniają zamówienia w przemyśle. To przełoży się na nasz eksport – mówi Aleksandra Świątkowska z PKO BP. Pytanie, na ile rolę eksportu we wspieraniu wzrostu może przejąć konsumpcja. Będzie rosła, o ile zaczniemy lepiej zarabiać. Ale pracodawcy nie przewidują dużego wzrostu płac, bo nie wykorzystują swych mocy produkcyjnych.
To, czy firmy zaczną inwestować, zależeć będzie od popytu na nasze towary za granicą, popytu wewnętrznego i inwestycji publicznych. – Dlatego kolejnym czynnikiem niepewności jest to, co rząd wynegocjuje z samorządami w sprawie reguły wydatkowej. W I kw. ich inwestycje wspierały rozwój przedsiębiorstw, teraz mogą go osłabić – mówi Borowski.
Eksperci obawiają się także o poziom inflacji. Jeśli będzie wysoki, może mieć negatywny wpływ na konsumpcję – płace nie nadążą za wzrostem cen. A wtedy wzrost gospodarczy nie spełni naszych oczekiwań.