Walentynki to najlepszy dla kwiaciarni dzień w roku. 14 lutego mogą zwiększyć swoje obroty decydując się na sprzedaż tradycyjną i handel przez internet.
Walentynki to najlepszy dla kwiaciarni dzień w roku. 14 lutego mogą zwiększyć swoje obroty decydując się na sprzedaż tradycyjną i handel przez internet.
Sprzedaż kwiatów w Polsce maleje z każdym rokiem, ale nie znaczy to, że ten biznes nie jest opłacalny.
Statystyczny Polak kupuje 10 kwiatów w ciągu roku. To dwa razy mniej niż przed 20 – 30 laty, kiedy to kwiaciarnie usytuowane w centrach miast obsługiwały nawet ponad tysiąc klientów dziennie. Oddalamy się tym samym od takich krajów jak Szwajcaria czy Norwegia, które z liczbą ponad 100 kwiatów na osobę są w europejskiej czołówce.
Mimo to konkurencja na rynku jest coraz większa, co jest najlepszym dowodem na to, że w branży nie jest źle. – Osoba, która przepracuje rok czy dwa w kwiaciarni, decyduje się otworzyć własny biznes. O tym, że jest dużo chętnych na prowadzenie działalności, świadczyć mogą kursy florystyczne, na które chętnych nie brakuje – mówi Anna Zawadzka, właścicielka osiedlowej kwiaciarni w Poznaniu.
Pojawia się też coraz więcej ulicznych punktów sprzedaży, których inicjatorami, według właścicieli kwiaciarni, są hurtownie. Są one o tyle dużym zagrożeniem, że oferują kwiaty nawet o połowę taniej.
Wreszcie coraz mocniejszym konkurentem stają się supermarkety. Ich udział w sprzedaży kwiatów jest już szacowany na ponad 10 proc. W zeszłym roku tylko sieć Tesco pochwaliła się wzrostami sprzedaży o kilkadziesiąt proc. w porównaniu do 2009 roku.
Do handlu kwiatami przyciągają wysokie marże wynoszące od 50 do 100 proc. Ale coraz trudniej osiągać przyzwoite zyski, skoro spadają obroty.
Są jednak kwiaciarnie, które nie narzekają na spadek liczby klientów i w dniu zbliżających się Walentynek nastawiają się już na wielokrotny wzrost obrotów. Mowa o tych, które obok tradycyjnej sprzedaży handlują w internecie. Ten kanał dystrybucji bardzo rozwinął się w ciągu ostatnich pięciu lat. Eksperci wiążą to z emigracją Polaków na Zachód i zwyczajem przesyłania przez nich na dzień zakochanych czy w Dniu Kobiet albo Matki kwiatów bliskim w kraju przez internet. Drugi powód to coraz powszechniejsze wykorzystywanie sieci do załatwiania wszelkich spraw.
Od 2006 r. udział e-kwiaciarni w rynku zwiększył się kilkakrotnie. Jak szacują specjaliści, w 2006 r. tą drogą sprzedawanych było około 2 proc. kwiatów. Obecnie jest to około 8 – 10 proc. – Internet stał się w naszym przypadku już dominującym kanałem dystrybucji. Blisko połowę zleceń mamy od firm, które zamawiają kwiaty na recepcję i przy okazji organizacji różnych imprez – przyznaje Anna Zawadzka. Jak dodaje, jeszcze dwa lata temu duży udział w sprzedaży internetowej miały też hotele. Teraz jednak większość znanych sieci ma już własne kwiaciarki.
Niewielka inwestycja
Samo otwarcie kwiaciarni nie jest drogie. Można zacząć z 40 tys. zł na wyposażenie lokalu i 20 tys. zł na zakup towaru. Uruchomienie sprzedaży w sieci to też nie majątek. Stronę internetową można stworzyć samodzielnie lub kupić już gotową domenę za 700 – 800 zł.
Potrzebne będą jeszcze zdjęcia kwiatów i gotowych kompozycji, które oferuje kwiaciarnia. Bez nich trudno będzie o klientów, bo ci składają zamówienie tylko wówczas, gdy dokładnie widzą, co mogą kupić.
– Na początku zlecałem zrobienie zdjęć fotografowi. To jednak było kosztowne – 50 zł od każdego zdjęcia. Uznałem więc, że bardziej opłaca się robić je samemu – mówi Leszek Michałkiewicz z warszawskiej kwiaciarni Flora, która w sieci funkcjonuje już od 10 lat.
Koszty rosną oczywiście wraz ze skalą działalności. Samo zainwestowanie w reklamę na przeglądarce Google to wydatek rzędu nawet kilku tysięcy zł miesięcznie.
– Potrzebny jest też dodatkowy pracownik, który zajmie się obsługą strony. Najtaniej jest zatrudnić specjalistę z Ukrainy – podpowiada Leszek Michałkiewicz.
Oczywiście dobrze mieć samochód, którym będą przywożone kwiaty z hurtowni. Działają już wprawdzie na rynku dostawcy, którzy oferują dowóz towaru, co więcej w cenie zamówienia, ale takich jest niewielu. – Poza tym lepiej odebrać kwiaty z hurtowni osobiście, bo można dokładnie obejrzeć, w jakim są stanie – mówi Bożena Zwierzchoń, właścicielka warszawskiej kwiaciarni „Kwiaty u Bożeny”.
Przyda się też jeszcze jeden samochód służący do rozwożenia kwiatów do klientów.
– Jest to o wiele bardziej opłacalne rozwiązanie niż powierzenie transportu firmie kurierskiej – twierdzi Bożena Zwierzchoń. Średni koszt dowozu przez kuriera to 17 zł, a na własną rękę – około 10 zł.
Do współpracy można też namówić korporacje taksówkowe. Nie jest to jednak tani sposób na dostarczenie kwiatów. – Płaci się jak za normalny kurs. Oprócz tego taksówkarz pobiera 10 zł za doręczenie. Z korporacji warto więc korzystać tylko w wyjątkowych sytuacjach – wylicza Bożena Zwierzchoń.
Koszty dostawy są o tyle ważne, że ogromna konkurencja wymusza na kwiaciarniach branie ich na siebie. Jest to opłacalne przy zamówieniach przekraczających 50 zł.
Można jednak znaleźć w sieci już i takie sklepy, które nie doliczają opłaty za dostarczenie nawet pojedynczej róży.
Właściciele e-kwiaciarni przestrzegają jednak, by nie oferować bardzo niskich cen w sieci, bo liczba reklamacji jest dużo większa niż w tradycyjnym kanale dystrybucji. Trzeba więc mieć pieniądze na ich pokrycie.
– U mnie ceny internetowe są identyczne jak w kwiaciarni i doliczamy koszt przesyłki – mówi Leszek Michałkiewicz.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama