Prezes Europejskiego Banku Centralnego proponuje rewolucję. Automatyczne kary dla krajów utrzymujących deficyt budżetowy powyżej 3 proc. PKB i dług publiczny powyżej 60 proc. Bez prawa weta rządów narodowych
Bezprecedensowe apel Jeana-Claude’a Tricheta do Parlamentu Europejskiego może zmusić Unię do podjęcia radykalnych decyzji na październikowym szczycie poświęconym naprawie finansów.
– Korzyści i ochrona, jaką daje unia walutowa, muszą być powiązane z obowiązkami – uważa Trichet. Zdaniem Francuza kary, których jednak nie sprecyzował, powinna wymierzać niezależna instytucja działająca w ramach Komisji Europejskiej. Jej zalecenia Rada UE (w której zasiadają przedstawiciele państw członkowskich) mogłaby – co jest w Unii rewolucją – odrzucić tylko jednomyślnie. Byłoby to bardzo mało prawdopodobne, bo Niemcy, Holandia czy Austria twardo opowiadają się za zaostrzeniem kar za nadmierną dziurę w finansach publicznych.

Trichet popiera Berlin

Obowiązujący pakt o stabilności przewiduje sankcje finansowe, jednak nigdy ich nie użyto. Tak się działo, bo decyzje w tej sprawie zwykłą większością głosów podejmowała sama Rada UE, a ministrowie finansów nie chcieli czynić sobie nawzajem krzywdy. Dodatkowo w 2004 roku Francja i Niemcy doprowadziły do rozwodnienia paktu, gdy okazało się, że i one nie są w stanie utrzymać dyscypliny budżetowej. – Poluzowanie paktu było skandalem. Dziś potrzebujemy milowego kroku w systemie zarządzania finansami. Musimy zbudować finansową federację w Europie – uważa Trichet.
Do tej pory jeszcze nigdy prezes EBC nie wypowiedział się tak stanowczo w sprawach, które należą do prerogatyw władz narodowych. – Trichet zdecydował się na to, bo stawką jest utrzymanie unii walutowej, za którą bank centralny jest odpowiedzialny – mówi „DGP” Nicolas Veron, główny ekonomista brukselskiego Instytutu Bruegla. – Dziś w debacie o tym, jak reformować Euroland, utworzyły się dwa obozy: wokół Niemiec oraz wokół krajów południa Europy. Trichet stanął zdecydowanie po stronie Berlina – dodaje.

Południe nie chce kar

Przywódcy UE podczas październikowego szczytu w Brukseli zdecydują o tym, jak dalece mają zostać zmienione reguły funkcjonowania Eurolandu. Niemcy zajęły w tej sprawie najbardziej radykalną postawę. Kanclerz Angela Merkel chce nie tylko zaostrzenia kar finansowych, ale także pozbawienia państwa łamiącego regulacje z Maastricht prawa głosu w Radzie UE. Do tego konieczna byłaby jednak zmiana traktatu lizbońskiego. Trichet twierdzi, że jego plan może wejść w życie bez konieczności ponownego uchwalania eurokonstytucji.



Kraje południa Europy chcą z kolei utrzymania obecnego układu. W nadchodzących latach bardzo trudno będzie im bowiem przywrócić równowagę finansów publicznych. – W Hiszpanii przez wiele lat rząd był w stanie utrzymać nadwyżkę budżetową. Dziś jest w kłopotach z powodu ogromnego zadłużenia gospodarstw domowych i banków. Dlatego nie bardzo wiadomo, dlaczego władze miałyby być za to karane przez Brukselę – zwraca uwagę „DGP” Cinzia Alcidi, ekspertka brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS).
Zdaniem Nicolasa Verona to, która koncepcja zwycięży i czy propozycja Jeana-Claude’a Tricheta wejdzie w życie, zależy w ogromnym stopniu od postawy Francji. – Czy w tej debacie Nicolas Sarkozy okaże się człowiekiem południa czy północy Europy jest kwestią otwartą – zwraca uwagę ekonomista Instytutu Bruegla.
Euro uratuje tylko konsumpcja Niemców
ANALIZA
Philip Whyte*
Centre for European Reform
Utrzymanie stabilności euro zależy nie od zaostrzenia systemu kar, tylko od zdolności państw unii walutowej do przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Sposobem na to jest zmiana modelu rozwoju Niemiec i państw z nimi powiązanych. Nie można wiecznie nastawiać się na eksport. Rząd w Berlinie musi zachęcić społeczeństwo do większej konsumpcji i dać szanse krajom południa Europy na zwiększenie eksportu. Propozycja Jeana-Claude’a Tricheta nie usuwa wad paktu o stabilności. W 2004 roku Niemcy i Francja doprowadziły do poluzowania paktu stabilności, bo nakazywał ograniczenie deficytu budżetowego nawet w chwili, gdy koniunktura była zła i państwa powinny wydawać więcej, a nie mniej. Ten problem nie zniknął, w szczególności w odniesieniu do południa Europy: Hiszpanii, Portugalii czy Grecji.
not. j.bie.
*Philip Whyte, ekspert Centre for European Reform w Londynie