Delikatesy mają coraz większe problemy. Kryzys przerzedził rzeszę ich klientów, do tego nie chcą ich u siebie nowo otwierane wielkie centra handlowe.
Delikatesy mają coraz większe problemy. Kryzys przerzedził rzeszę ich klientów, do tego nie chcą ich u siebie nowo otwierane wielkie centra handlowe.
Dlatego delikatesy spuściły z tonu: wystawiają mniej drogich towarów, a na dokładkę zapowiadają obniżki cen. Andrzej Wojciechowicz, prezes Bomi, przyznaje: – Popyt wciąż jest słaby.
– Chcemy ożywić sprzedaż przez promocje cenowe. Zweryfikujemy też ofertę, by dostosować ją do potrzeb klientów – zapowiada Andrzej Wojciechowicz.
Pierwszy kwartał przyniósł Bomi zysk mniejszy o 900 tys. zł w porównaniu z 2009 rokiem. Niższe były też przychody, które wyniosły 361,5 mln zł. Obniżka cen w ubiegłym roku przez sieć nie przyniosła oczekiwanych efektów.
Zadziałała natomiast w innych delikatesach: w Piotrze i Pawle oraz w Almie. Obniżki sięgnęły kilku procent. Sieć Alma zaproponowała niższe ceny przede wszystkim na produkty pierwszej potrzeby.
– Wiele z nich jest tańszych niż w hipermarketach – mówi Jerzy Mazgaj, prezes Alma Market.
Liczba klientów, według szacunków tej sieci, zwiększyła się o 20 proc.
– W tej chwili 80 proc. odwiedzających nas osób to nasi stali klienci – dodaje Jerzy Mazgaj. Pierwszy kwartał przyniósł Almie wzrost obrotów o 24 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Spadła też strata, jaką firma odnotowała w 2009 roku, z 6,6 mln zł do 2,5 mln zł.
Sieć ma nadzieję, że w tym roku wyjdzie na zero lub wręcz zakończy rok niewielkim zyskiem. Piotr i Paweł odnotował podobny, 25-proc. wzrost obrotu w I kwartale.
Według ekspertów delikatesy będą musiały jeszcze spuścić z tonu, jeśli marzy im się uruchamianie sklepów w centrach handlowych. Galerie postawiły im poprzeczkę bardzo wysoko.
– Przez to, że są drogie, przestały się w nich sprawdzać – tłumaczy Magdalena Frątczak z międzynarodowej agencji nieruchomości CB Richard Ellis.
Zarządcy niechętnie widzą je w nowo otwieranych galeriach. Drogie sklepy nie mają jednak zamiaru rezygnować z centrów handlowych. Dlatego starają się dostosować ofertę do nowych warunków.
– Negocjujemy z dostawcami wysokość cen. Z każdym miesiącem jest to coraz łatwiejsze, bo rośnie liczba sklepów w naszej sieci – mówi Błażej Patryn z Piotra i Pawła.
Sieci delikatesów zapowiadają, że nie wycofają się zupełnie z oferty z wyższej półki. Według nich wciąż jest na nią zapotrzebowanie. Ostatnio Alma sprzedała butelkę koniaku za 55 tys. zł. Piotr i Paweł zapowiada, że 30 proc. jego oferty stanowić będą produkty luksusowe. Ale nie więcej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama