Za pośrednictwem serwisów internetowych Polacy pożyczyli sobie wzajemnie już 21,5 mln zł. Obroty w tym sektorze rosną o 15–20 proc. miesięcznie. Średnie oprocentowanie pożyczek tego typu waha się między 14 a 19 proc.
Na wakacje, na sprzęt rehabilitacyjny, na nowy komputer, ale także na uruchomienie własnego biznesu... Takie rzeczy ludzie finansują z pożyczek zaciągniętych w trzech działających w Polsce internetowych serwisach pożyczkowych (z ang. social lending) Kokos.pl, Finansowo.pl i Smava.pl. Zainteresowanie nimi wciąż rośnie po części z powodu ostrzejszej polityki kredytowej banków, ale mimo kryzysu stale przybywa też osób gotowych pożyczyć pieniądze innym, licząc na pomnożenie majątku. Część serwisów social lending przechodzi dziś do ofensywy, licząc, że położenie nacisku na większe bezpieczeństwo pozwoli im dalej rosnąć i przyciągać klientów.
Taka strategia to częściowo reakcja na problemy Monetto.pl, jednego z pierwszych serwisów social lending, którego przyszłość jest niepewna, a rynek spekuluje o upadłości serwisu.
– Mogę potwierdzić, że zobligowaliśmy spółkę do realizacji kontraktu mającego na celu zagwarantowanie trwałości obsługi użytkowników. Z tego względu zamknięte zostały nowe rejestracje i transakcje w systemie. Nie mogę ujawnić szczegółów kontraktu, tj. kontrahenta i szczegółowego przedmiotu umowy. Informacja zostanie podana po sfinalizowaniu kontraktu – mówi GP Łukasz Juśkiewicz z funduszu IIF Seed Fund, do którego należy Monetto.pl.



Ryzyko, ale kontrolowane

Podczas gdy branża walczy dopiero o rozpoznawalność, każda negatywna informacja jej szkodzi, a zamieszanie wokół Monetto miało właśnie takie skutki. Polacy nie należą do najbardziej ufnych narodów, a z powodu kryzysu finansowego wszyscy są jeszcze bardziej wyczuleni na bezpieczeństwo swoich pieniędzy.
– Sytuacja Monetto na pewno nadwyrężyła wizerunek całej idei. Gdy gdzieś spada samolot, pasażerowie na całym świecie zawsze czują się mniej bezpiecznie – mówi Przemysław Mościcki, prezes Smava Poland, operatora Smava.pl, jednego z trzech działających na rynku serwisów social lending.
Chcąc zniwelować negatywne efekty wizerunkowe porażki Monetto.pl, Kokos.pl i Smava.pl stawiają na większe bezpieczeństwo pożyczanych pieniędzy i podkreślają, że zdobycie finansowania jest u nich znacznie prostsze niż w bankach. Serwisy sprawdzają użytkowników w takich instytucjach, jak Krajowy Rejestr Długów czy Biuro Informacji Gospodarczej BIG Infomonitor i w Związku Banków Polskich. Wprowadzają też własne narzędzia.
– Klienci chcą bezpieczeństwa – dodaje Dorota Janik, rzecznik prasowy spółki Blue Media, operatora serwisu Kokos.pl.
– Zależy nam na bezpieczeństwie i jakości, a nie na wzroście liczby użytkowników za wszelką cenę. Najważniejszy cel to wzrost średniej wartości pożyczek. Już dziś wynosi ona 3–4 tys. zł. Celujemy w klienta banków, czyli interesującego się kredytami konsumenckimi, a nie klienta Providenta. Dostarczamy też narzędzi, dzięki którym inwestorzy są w stanie ocenić ryzyko inwestycji, które przecież zawsze istnieje. Ale u nas co druga aukcja kończy się pożyczką. To najlepszy wynik na rynku – dodaje Przemysław Mościcki.
Jedynie Rafał Agnieszczak, właściciel Finansowo.pl, dziwi się konkurentom, że tak bardzo komplikują proces rejestracji i weryfikacji użytkowników.
– Z ideą social lending związane jest po prostu pewne ryzyko. Zawsze tak jest, gdy chce się szybko zdobyć pieniądze. Zwiększanie liczby procedur weryfikacyjnych po prostu wydłuża czas rejestracji i sprawia, że serwis jest mniej funkcjonalny – dodaje Rafał Agnieszczak.
To przekłada się jednak na spłacalność. Smava podaje, że odsetek spłaconych pożyczek wynosi u niej około 95 proc. Oznaczałoby to, że ma najlepszy wynik na rynku. Kokos.pl przyznaje, że współczynnik spłacalności to 91–92 proc., zaś Finansowo.pl – 82–85 proc. Według danych NBP do banków nie wraca jedynie 5 proc. wszystkich pożyczek.
Nie tylko podejście do bezpieczeństwa, ale także modele biznesowe odróżniają Smavę i Kokos od Finansowo. Dwa pierwsze zarabiają na prowizjach od udzielonych pożyczek oraz różnych opłatach (np. za weryfikację, ubezpieczenia itp.). Finansowo natomiast nie pobiera prowizji od transakcji, a utrzymując się jedynie z prowizji od np. sprzedanych za pośrenictwem serwisu kont w mBanku i kosztującej 1 zł opłaty weryfikacyjnej za założenia konta. Rafał Agnieszczak, do którego należy Grupa Fotka, przyznaje jednak, że serwis od początku nie był obliczony na duże zyski.
– Na bieżące utrzymanie już zarabia. Dla nas większą wartością jest natomiast zwiększanie liczby użytkowników i zasięgu – przyznaje.
Konkurenci chcą natomiast zwiększać zyski. Kokos.pl założył, że rentowny będzie dopiero wtedy, gdy liczba jego użytkowników wyniesie 100 tys. Obecnie jest ich przeszło 55 tys.
– Liczymy, że do końca tego roku uda się pozyskać 100 tys. użytkowników – dodaje Dorota Janik.
Najwięcej pracy przed Smava.pl, który działa w Polsce najkrócej ze wszystkich. Podczas gdy Kokos.pl wystartował na początku ubiegłego roku, Smava.pl ruszyła na początku tego roku, a właściciel przeznaczył na zdobycie polskiego rynku w sumie 4 mln euro i przygotowywał się do tego kilkanaście miesięcy.
– Na zdobycie rentowności mamy trzy lata. Nasze obroty rosną co miesiąc średnio o 20 proc. Jesteśmy nastawieni na budowanie rynku, dlatego bardziej niż zwiększanie liczby użytkowników interesuje nas zwiększanie liczby spłaconych pożyczek i ich wartości – dodaje Przemysław Mościcki.



Daleko do Europy

W Europie Zachodniej i w USA, skąd idea social lending przyszła do Polski, ludzie pożyczają sobie w ten sposób pieniądze znacznie chętniej.
Najwięksi europejscy gracze – angielska Zopa, międzynarodowy MyC4 i niemiecka Smava – skupiają około 20 proc. ogólnoświatowego kapitału branży social lending. W 2008 roku Zopa miała obroty w wysokości 35 mln euro, Smava w Niemczech z 3 mln euro w 2007 roku zwiększyła wartość udzielonych pożyczek do 11 mln euro w roku ubiegłym. Natomiast amerykański Prosper udzielił już z sumie pożyczek na 130 mln dolarów. Przeprowadzone przez agencję Social Futures Observatory badania wykazały, że 74 proc. obywateli Wielkiej Brytanii rozważało nawet w pewnym momencie skorzystanie z serwisu Zopa zamiast z banków.

Banki są spokojne

Serwisy pożyczkowe ze względu na małe obroty i stosunkowo niewielką jeszcze znajomość nie stanowią na razie żadnej rzeczywistej konkurencji ani dla banków, ani dla innych firm pożyczkowych (np. SKOK-ów).
Sami bankowcy nie boją się konkurencji ze strony serwisów pożyczkowych.
– Mimo dynamicznego rozwoju internetowe serwisy pożyczkowe koncentrują się na klientach niszowych. Nie obserwujemy przejawów ostrej konkurencji nawet pomiędzy nimi. Najistotniejszą przewagą tradycyjnych instytucji finansowych nad serwisami social lending jest kluczowa kwestia bezpieczeństwa i to zarówno pożyczkobiorców, jak i osób udostępniającym swoje środki finansowe – mówi Gert Rammeloo, wiceprezes Kredyt Banku, odpowiedzialny za pion detaliczny.
Banki przyznają jednak, że dostrzegają pojawienie się nowych graczy na rynku.
– Już teraz na rynkach Europy Zachodniej są czasami traktowane jako alternatywa dla niskich pożyczek bankowych. Biorąc jednak pod uwagę wielkość rynku pożyczek gotówkowych, realnej konkurencji dla banków ze strony serwisów social lending wciąż nie widać – dodaje Gert Rammeloo.
Działające na polskim rynku serwisy pożyczkowe udzieliły do tej pory pożyczek o wartości przekraczającej nieco 20 mln zł. Podczas gdy zadłużenia Polaków z tytułu kredytów konsumenckich i pożyczek gotówkowych w bankach komercyjnych przekraczało na koniec marca tego roku 159 mld zł.
Analitycy zwracają też uwagę, że o ile nigdy nie będzie brakowało chętnych do wzięcia taniego kredytu, to serwisy mogą mieć problem ze znalezieniem inwestorów chętnych wyłożyć swoje pieniądze i skłonnych ponieść odpowiednie ryzyko.
– Wiadomo, że maksymalne, zgodne z prawem oprocentowanie będzie atrakcyjne tylko dla gorszej jakości kredytobiorców. Jeśli są już bowiem tak aktywni, że trafili na platformę social lendingu, to z całą pewnością znaleźli już wcześniej w porównywarce koszty najtańszego kredytu bankowego, który dla dobrych klientów jest tańszy niż to, co często proponują platformy social lending – zauważa Michał Macierzyński, analityk firmy Bankier.pl.
Przypomina też, że same banki mocno walczą o depozyty i można znaleźć oferty gwarantujące co najmniej 7 proc. w skali roku, z gwarancją BFG.



Pożyczki poza nadzorem

Rynek pożyczek konsumenckich jest obecnie regulowany np. kodeksem cywilnym, przepisami podatkowymi. Warto jednak sprawdzić, jaki poziom bezpieczeństwa zapewnia serwis, z którego korzystamy (np. sprawdzanie potencjalnych dłużników, ubezpieczenie transakcji). Każdy sam powinien rozważyć, czy wybrać poddany określonym normom ostrożnościowym i kontrolowany przez zewnętrzną instytucję bank (za bezpieczeństwo trzeba czasem więcej zapłacić), czy woli rozwiązanie tańsze, ale obarczone wyższym ryzykiem.
– Całej idei social lendingu brakuje pełnej gwarancji dla posiadacza kapitału. Nie ma też tytułu egzekucyjnego, możliwości windykacji, wpisania na czarną listę kredytobiorców – czyli wszystkiego, co zapewnia bankom normalne funkcjonowanie. Ryzyko przy pożyczaniu pieniędzy zawsze istnieje. Banki rekompensują to sobie właśnie wysokim oprocentowaniem, prowizjami i ubezpieczeniem – mówi Michał Macierzyński.
Czy jest szansa, by wraz z popularnością serwisów i wzrostem ich klientów zostały on poddane kurateli odpowiednich władz regulacyjnych? Szybko się na to nie zanosi.
– Internetowe serwisy pożyczkowe trudno sklasyfikować jako podmioty finansowe: nie gromadzą depozytów, nie udzielają pożyczek ze środków pozyskanych tą drogą ani też własnych. Ich zadaniem jest pośrednictwo między osobami fizycznymi, którego podstawą jest budowane w długiej perspektywie zaufanie uczestników. Ich działalność zbliżona jest bardziej w swojej istocie do serwisów aukcyjnych niż do firm pożyczkowych – tłumaczy Marta Chmielewska-Racławska z Urzędu KNF.
– Te serwisy po prostu funkcjonują, pozwalając użytkownikom zaspokajać konkretne potrzeby. Najsilniejsze serwisy pożyczkowe mają za sobą kilkuletnią już historię, a w dynamicznym środowisku internetowym to argument potwierdzający dużą wartość tej koncepcji biznesowej – Gert Rammeloo.