Diagnoza Kennetha Rogoffa jest następująca: Świat rozwija się za szybko w stosunku do postępu technologicznego, a zatem tradycyjne technologie (produkcji, przemieszczania się), nawyki, style życia zużywają zbyt wiele surowców, co stwarza niestabilną i potencjalnie kryzysową sytuację. Zatem świat musi zwolnić, a hamulcem wymuszającym to zwolnienie powinna być twarda polityka pieniężna i fiskalna. Jeżeli świat nie zwolni, to ceny surowców będą dalej rosły.
Możliwe są różne scenariusze rozwoju sytuacji. Willem Buiter, były główny ekonomista EBOR-u, pisze na swoim o możliwym scenariuszu wzrostu cen ropy do poziomu 500 dolarów za baryłkę. Powszechnie oczekuje się że cena gazu, który Europa importuje, niedługo się podwoi, a jeżeli ropa będzie dalej drożała, to cena gazu może się potroić. Oznacza to olbrzymi wzrost kosztów utrzymania dla wielu rodzin oraz olbrzymi transfer dochodów z krajów importujących surowce do krajów eksporterów surowców. Dalszy wzrost cen paliw pociągnie za sobą rozwój produkcji biopaliw, co podtrzyma proces agflacji, czyli globalnego silnego wzrostu cen żywności. To jeszcze bardziej uderzy w budżety wielu rodzin (zjawisko określa się już mianem ubóstwa energetycznego), a w skali całej gospodarki grozi pojawieniem się trwałej podwyższonej globalnej inflacji. Sprawę komplikuje jeszcze kwestia CO2. Według raportu IPCC jeżeli świat drastycznie nie ograniczy emisji CO2, to na kilka dekad czeka nas Armagedon, gdzie setki milionów ludzi stracą dostęp do wody, pojawią się masowe migracje z Południa na Północ, a katastrofy klimatyczne będą zjawiskiem codziennym. Zatem świat musi zwolnić również z tego powodu, żeby ograniczyć emisję CO2. Co prawda, są inne teorie sugerujące, że rola człowieka w zmianach klimatycznych jest znikoma, ale dla potrzeb tego krótkiego artykułu pomijam ten wątek.
Świat nie jest tak prosty, jak pisze Kenneth Rogoff, bo dzieli się na dwie grupy krajów: nazwijmy je umownie zamożnymi i rozwijającymi się. Kraje zamożne to między innymi USA, Europa Zachodnia, Japonia. Te kraje szybko rosły przez ostatnie sto lat na skutek wykorzystania szans, jakie stworzyła rewolucja przemysłowa. To te kraje zużywały i zużywają olbrzymie ilości surowców, to one wyemitowały olbrzymie ilości CO2 do atmosfery (a warto wiedzieć, że CO2 rozkłada się tysiąc lat), zatem to im zawdzięczamy obecne problemy klimatyczne. Chiny, Indie, Meksyk, Brazylia, Rosja czy Polska dopiero są w drodze do osiągnięcia wysokiego standardu życia i daleko im jeszcze do takiego poziomu zużycia energii na osobę jak w krajach zamożnych. I chociaż zgadzam się z Kennethem Rogoffem, że świat musi zwolnić, to bardziej odpowiada mi perspektywa zarysowana w książce Grzegorza Kołodki Wędrujący świat. Autor książki uzasadnia, że świat musi zwolnić, ale w taki sposób, że znaczny udział w tym spowolnieniu będą miały obecne kraje zamożne, szczególnie Stany Zjednoczone, które mają szczególne zasługi w konsumowaniu na ogromną skalę naturalnych zasobów Ziemi. Globalne spowolnienie powinno poza tym umożliwiać dalszą konwergencję dochodu pomiędzy krajami, tak żeby różnica w poziomie życia Chińczyka i Amerykanina, Polaka i Niemca malała w rozsądnym tempie. Grzegorz Kołodko wręcz sugeruje, że jeżeli Ameryka dobrowolnie nie spowolni, to trzeba będzie ją do tego zmusić. Wydaje się, że takiej konieczności nie będzie, bo obecny kryzys finansowy w USA prawdopodobnie wprowadzi ten kraj na niską ścieżkę wzrostu na wiele lat oraz przyspieszy i tak nieuchronny proces przesuwania centrum politycznego, ekonomicznego i finansowego świata z USA do Azji.