Brak porozumienia w sprawie wyjścia W. Brytanii z UE i pojawienie się utrudnień w handlu międzynarodowym uderzyłyby w polskie firmy i mogłyby zagrozić tysiącom miejsc pracy - wynika z analizy PAP oraz rozmów z ekonomistami i przedstawicielami kluczowych branż.

Najnowszy szczyt Rady Europejskiej zakończył się bez przełomu w sprawie warunków planowanego na marzec 2019 roku wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty. Unijni liderzy nie zdecydowali także o zwołaniu dodatkowego spotkania w listopadzie, które - według wcześniejszych deklaracji - miało służyć finalizacji rozmów.

Po zakończeniu szczytu międzynarodowa firma doradcza Eurasia Group podniosła prawdopodobieństwo Brexitu bez porozumienia w sprawie przyszłych relacji do 20 proc., wskazując m.in. na "strukturalny impas dotyczący Irlandii Północnej oraz głęboki sceptycyzm unijnych negocjatorów, jeśli chodzi o stan rozmów".

Ekonomiści i przedstawiciele kluczowych branż polskiej gospodarki ostrzegli jednak w rozmowie z PAP, że taki scenariusz miałby poważne konsekwencje dla Polski.

Firma analityczna Oxford Economics oszacowała niedawno, że Polska jest jednym z państw, które w największym stopniu są narażone na konsekwencje braku umowy w sprawie Brexitu i mogłaby stracić do końca 2020 roku nawet 18 miliardów złotych (0,8 proc. PKB). Więcej straciłyby tylko sama Wielka Brytania (2,1 proc. PKB) i Irlandia (1,4 proc. PKB).

Ostrożniej poziom powiązanego z Brexitem ryzyka dla polskiej gospodarki ocenił Sam Lowe, ekspert ds. handlu międzynarodowego z londyńskiego Centre for European Reform, który na prośbę PAP przeanalizował udział handlu między Polską a W. Brytanią w PKB.

"Polska jest umiarkowanie narażona na konsekwencje Brexitu, bo (handel dwustronny) odpowiada za około 1,31 proc. PKB. To o wiele mniej niż w Irlandii (10,12 proc.), Niemczech (5,48 proc.) i Francji (2,19 proc.), ale zdecydowanie więcej niż np. we Włoszech (0,55 proc.)" - tłumaczył.

Jak zaznaczył, te koszty mogą być częściowo równoważone. Wskazał m.in. na "możliwość dalszej relokacji części firm zajmujących się usługami finansowymi do Polski oraz zwiększone tempo powrotu wykwalifikowanej siły roboczej". "Brexit może wywołać problemy gospodarcze dla Polski, ale nie będą one aż tak bardzo dotkliwe, jak w niektórych innych krajach Wspólnoty" - tłumaczył Lowe.

Prezes Związku Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) Jan Buczek ostrzegł jednak w rozmowie z PAP, że jego branża jest jedną z tych, które są najbardziej narażone na negatywne konsekwencje Brexitu.

"Od naszej pracy zależy olbrzymia sieć powiązań: w małych zakładach i fabryczkach na polskich wsiach powstają najmniejsze detale - przewody, kolektory, zaciski - które później są przewożone do Wielkiej Brytanii i trafiają do produktów globalnych marek" - tłumaczył.

Szacuje się, że nawet 80 proc. ciężarówek wjeżdżających do W. Brytanii należy do zagranicznych przewoźników, z czego najwięcej - około 25 proc. - do firm z Polski. Kilka tysięcy polskich firm regularnie wykonuje kursy do i z tego kraju, nie tylko przewożąc towar z i do Polski, ale także do innych państw w Europie.

Buczek tłumaczył, że obawia się możliwości wzrostu kosztów transportu ze względu na możliwe wielogodzinne opóźnienia na granicach wywołane np. wprowadzeniem ceł, nowych wymogów administracyjnych lub szczegółowych kontroli.

Jak zaznaczył, przy niskiej rentowności wielu firm może to doprowadzić do zaburzeń w ich funkcjonowaniu i płynności finansowej, a nawet do problemów ze spłatą leasingu lub kredytów na samochody. "Przede wszystkim odczują to małe, średnie - często rodzinne - firemki przewozowe. Kierowcy sobie poradzą, bo na rynku ciągle ich brakuje, ale właściciele tych firm mogą mieć problemy" - tłumaczył.

Buczek ostrzegł, że ze względu na przeciągające się negocjacje przewoźnicy "będą musieli reagować w czasie rzeczywistym". "W najgorszym wypadku liczymy się nawet z ryzykiem utraty miejsc pracy" - przyznał.

Z kolei Joanna Popiołek z ZMPD powiedziała, że "spodziewa się przesunięcia działalności niektórych firm z rynku brytyjskiego na inne rynki europejskie lub na wschód". Jak jednak zastrzegła, "to może wywołać wzmocnioną konkurencję i dalsze napięcia, które i tak utrzymują się na wysokim poziomie ze względu na dyskusje wokół tzw. Pakietu Mobilności".

Przed konsekwencjami Brexitu, a w szczególności załamania się negocjacji, przestrzegł także dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności (PFPŻ) Andrzej Gantner, który podkreślił, że problemem jest to, że firmy "wciąż nie wiedza, co się wydarzy".

Jak powiedział, jego branża jest "w szczególnej sytuacji, bo w przypadku produktów spożywczych każdy dzień ma znaczenie, szczególnie np. dla mięsa czy mleka". "Jeśli jednak pojawią się utrudnienia na granicach, wymogi dodatkowych certyfikatów lub nowe kontrole, to musimy liczyć się z poważnymi opóźnieniami" - ocenił.

Gantner wyliczał, że do W. Brytanii kierowane jest m.in. polskie mięso, mleko, przetwory, słodycze, wyroby piekarsko-ciastkarskie i napoje, które trafiają zarówno do polskich sklepów służących milionowej społeczności Polaków na Wyspach, jak również do brytyjskich supermarketów.

Szef PFPŻ zaznaczył, że "im dłużej trwa ta niepewność, tym gorzej, bo będziemy mieli bardzo mało czasu, żeby się przygotować". Przyznał, że niektórzy producenci i eksporterzy wzmacniają działania w celu znalezienia alternatywnych rynków zbytu.

"Pewne przesunięcia będą możliwe, ale to nie jest proste. Wszyscy pamiętamy kontrowersje wokół rosyjskiego embarga na jabłka. Znalezienie nowego rynku zbytu wymaga zmierzenia się z globalną konkurencją (...) a pamiętajmy, że w tym najgorszym scenariuszu producenci żywności z innych państw UE byliby w podobnej sytuacji, co my" - analizował.

Obawy dotyczące negatywnego wpływu Brexitu wyraził w rozmowie z PAP także prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) Jakub Faryś. "Każde inne rozwiązanie niż miękki Brexit jest dla nas złe i oznacza dodatkowe koszty, opóźnienia oraz kłopoty logistyczne, np. z homologacją samochodów" - przyznał.

Jak tłumaczył, "branża motoryzacyjna jest jedną z najbardziej zglobalizowanych, a sieć połączeń między zakładami w Europie a Wielką Brytanią jest naprawdę bardzo duża".

Faryś zaznaczył, że firmom brakuje dokładnych danych, które pozwoliłyby precyzyjnie wyliczyć ryzyko związane z Brexitem. Jak jednak oszacował, w branży zatrudnionych w Polsce jest około 200 tys. osób, a potencjalnie zagrożonych miejsc pracy jest "prawdopodobnie kilka procent".

"Jeśli polski producent dostarcza milion zapinek dla zakładów w wielu zakątkach Europy, to nie wie, ile z nich trafia na końcu do Wielkiej Brytanii. Załóżmy, że będzie musiał nagle ich zrobić o 50 tys. mniej; być może będzie musiał kogoś zwolnić, ale na tym etapie nikt nie jest w stanie tego ocenić" - powiedział.

"Obecnie jeśli brytyjska fabryka potrzebuje tysiąca części, to polski zakład pakuje je na pojazd z naczepą i za kilkanaście godzin są na miejscu. Czy to będzie nadal możliwe?" - zastanawiał się.

Na problem z oszacowaniem ryzyka zwrócił także uwagę Dariusz Olszewski z Pracodawców RP, zaznaczając, że - podobnie jak część grup sektorowych - jego organizacja "zaczęła przygotowania jeszcze przed referendum i stara się skupiać na najgorszym możliwym wariancie: co zrobić, jak się przygotować?".

Jak jednak przyznał, "zdarza się, że przedsiębiorcy nie garną się do tego, żeby zdobywać wiedzę na temat skutków Brexitu dla ich biznesu, a często brakuje im po prostu odpowiednich narzędzi do przeprowadzenia kompleksowej analizy gospodarczo-regulacyjnej".

"To szczególna bolączka sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Część firm nie zdaje sobie sprawy z tego, że Brexit może odbić się także na nich: zarówno bezpośrednio lub w ramach szerszego łańcucha dostaw, np. kiedy przygotowują podzespoły dla fabryki w Niemczech czy Holandii, a ta sprzedaje swój finalny produkt na rynku brytyjskim" - tłumaczył, wzywając do większej świadomości w tej sprawie.

Na początku września Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii przygotowały czterostronicową broszurę ostrzegającą przedsiębiorców przed najważniejszymi konsekwencjami wyjścia W. Brytanii z UE. Uruchomiono także specjalne adresy mailowe dla firm, które mają pytania dotyczące Brexitu.

Wcześniej Komisja Europejska oraz rząd brytyjski opublikowały po kilkadziesiąt szczegółowych not informacyjnych dotyczących wpływu Brexitu na wybrane branże oraz omawiających możliwe zmiany w prawie.