Najpopularniejsza na świecie platforma z ofertami krótkoterminowego wynajmu mieszkań wprowadza użytkowników w błąd co do kosztów noclegów – uznała Komisja Europejska.
Firma z San Francisco została upomniana za ignorowanie unijnych przepisów konsumenckich przez Komisję Europejską oraz krajowe urzędy antymonopolowe (w tym polski UOKiK). – Konsumenci muszą z łatwością rozumieć, za co i w jaki sposób płacą, a także uzyskać jasne wytyczne dotyczące np. anulowania rezerwacji przez gospodarza – podkreśliła Vĕra Jourová, komisarz UE do spraw sprawiedliwości. Platforma społecznościowa dostała czas do końca sierpnia, aby dostosować się do zaleceń europejskich urzędników. Jeśli efekty zmian nie okażą się zadowalające, państwa członkowskie dostaną zielone światło, aby wszcząć formalne postępowania przed sądami krajowymi. „Traktujemy tę sprawę poważnie i zamierzamy być tak transparentni dla naszej społeczności, jak to możliwe” – napisało w oświadczeniu Airbnb.
Długą listę zarzucanych portalowi naruszeń otwierają zastrzeżenia związane ze sposobem informowania o cenie zakwaterowania. Przede wszystkim oferty mieszkań wyświetlane w wynikach wyszukiwania dla konkretnego miasta nie uwzględniają obowiązkowej opłaty serwisowej pobieranej przez Airbnb oraz ewentualnie naliczanego od niej podatku lokalnego. Może to być nawet 20 proc. ceny noclegu żądanej przez właściciela lokalu (najczęściej w granicach 6–12 proc.). Wszystkie te dodatkowe koszty są prezentowane dopiero po przejściu na stronę rezerwacji i podaniu terminów podróży. To samo dotyczy opłaty za sprzątanie pobieranej przez wynajmującego. Zdarza się też, że cena samego wynajmu różni się między tym, co widnieje w wynikach wyszukiwania, a tym, co pokazuje się po kliknięciu w ofertę. „Goście są informowani o wszystkich kosztach, włączając w to opłaty i podatki, przed potwierdzeniem swojej decyzji o rezerwacji noclegu; będziemy współpracować z urzędnikami, aby wyjaśnić wszystkie zgłoszone zastrzeżenia” – przekonuje Airbnb.
Urzędy konsumenckie wytykają też platformie, że nie powiadamia użytkowników, które noclegi oferują osoby prywatne, a które firmy wyspecjalizowane w najmie krótkoterminowym. Brak takiego rozróżnienia zgodnie z prawem unijnym jest dezinformowaniem klientów. Do tych zarzutów dochodzą jeszcze sprzeczne z regulacjami europejskimi regulaminy korzystania z Airbnb. Na przykład, zdaniem urzędników, portal nie może jednostronnie i bez uprzedzenia zmieniać warunków umów ani rozwiązywać ich bez żadnego wyjaśnienia i opcji odwołania. Wątpliwości budzi też niejasna polityka związana ze zwrotem kosztów za niewykorzystaną rezerwację oraz odszkodowaniami.
Ochrona konsumentów to już kolejny front, na którym platforma ma kłopoty nie tylko w krajach UE, ale też w rodzimych Stanach Zjednoczonych i Japonii. Te największe dotyczą samego modelu biznesowego Airbnb, opartego na ekonomii współdzielenia, który przyczynił się do skokowego wzrostu cen wynajmu lokali dla zwykłych mieszkańców. Dlatego kolejne europejskie miasta w ostatnich latach zaczęły stopniowo wprowadzać restrykcje. Najdalej poszedł Berlin, który już w 2016 r. zakazał prywatnym właścicielom mieszkań oferowania noclegów dla turystów pod groźbą 100 tys. euro grzywny (chyba że chcą udostępnić mniej niż połowę lokalu, np. pokój). Przewidziano też możliwość wystąpienia o oficjalne zezwolenie, ale z założenia miało ono być wydawane w wyjątkowych przypadkach. Kilka miesięcy temu władze stolicy Niemiec jednak się ugięły i postanowiły złagodzić ograniczenia, bo okazało się, że wysoka kara finansowa mało kogo przestraszyła. Niewiele osób zwracało się też do miasta o zezwolenie. Mimo to śladem Berlina poszły m.in. Madryt, Walencja, Paryż i Amsterdam, nakładając restrykcje na najem krótkoterminowy. Zwykle obejmuje to obowiązek rejestracji i ograniczenie czasu trwania pobytu. W Japonii, gdzie noclegi z Airbnb cieszą się ogromną popularnością wśród turystów, 1 czerwca tego roku zaczęło obowiązywać prawo wymagające od gospodarzy zarejestrowania w urzędzie zgłoszonej oferty w ciągu dwóch tygodni. Po tym terminie anulowano ok. 40 tys. rezerwacji mieszkań, których właściciele nie złożyli wniosku.
Za działalność platformy powoli biorą się też niektóre władze podatkowe. Najbardziej zdecydowane kroki podjął fiskus duński, który uzgodnił z portalem, że będzie bezpośrednio i automatycznie raportował, jakie dochody osiągają wynajmujący.