Senat pracuje nad przepisami dla kancelarii odszkodowawczych. Ich przedstawiciele przekonują, że nie pobierają wygórowanych prowizji, a wprowadzenie limitu ograniczy dostępność tego typu usług.
Grupa senatorów chce, by wynagrodzenie kancelarii odszkodowawczych nie było ustalane dowolnie – jak dziś – tylko by jego górną wielkość określał minister sprawiedliwości w rozporządzeniu. To jeden z zapisów przygotowanego w izbie wyższej projektu ustawy o świadczeniu usług w zakresie dochodzenia roszczeń odszkodowawczych.
Przedstawiciele kancelarii, z którymi rozmawialiśmy, przyjmują senacki pomysł z rezerwą. Ich zdaniem może mieć dwa skutki. Pierwszy: najmniejsze podmioty mogą mieć problem z dopięciem budżetu. Zwłaszcza że projekt nakłada na takie firmy obowiązek posiadania ubezpieczenia OC. Bartosz Kaczmarek z firmy odszkodowawczej Votum mówi, że możliwe jest ograniczenie rynku, związane z wycofywaniem się najmniejszych podmiotów i stopniową konsolidacją. Tym bardziej że w odzyskiwaniu odszkodowań hossa już była. Teraz rynek raczej się zwija. Według szacunków urzędu rzecznika finansowego jego obroty sięgają 1,5 mld zł rocznie. Liderzy rynku szacują je skromniej.
– Rynek kancelarii odszkodowawczych znajduje się w recesji. Wyniki finansowe spółek publicznych (trzech z tej branży – red.) za 2017 r. są o 50 proc. niższe niż w roku 2016. Wartość świadczeń uzyskiwanych za pośrednictwem wszystkich doradców odszkodowawczych w skali roku wynosi ok. 500 mln zł i z roku na rok wartość ta spada – mówi Jolanta Zendran, wiceprezes zarządu Europejskiego Centrum Odszkodowań EuCO.
Bartosz Kaczmarek kwestionuje szacunki ubezpieczycieli, którzy wskazują na miliardową wartość tego segmentu. Jego zdaniem z analizy danych trzech największych spółek, kontrolujących połowę rynku, w 2017 r. przychody ze wszystkich obszarów działalności wyniosły ok. 180 mln zł. – To pokazuje rzeczywistą wielkość – dodaje Kaczmarek.
Wyegzekwowanie honorarium od poszkodowanych udaje się rzadko.
Drugi wskazywany skutek proponowanych regulacji, już pośredni, to wraz ze spadkiem liczby kancelarii ograniczenie dostępności usługi dochodzenia odszkodowań dla klientów; będą musieli sami stanąć do nierównej walki z ubezpieczycielami.
Bartosz Kaczmarek uważa, że fałszywe jest założenie, które legło u podstaw tego zapisu: prowizje nie sięgają połowy odszkodowania, są znacznie niższe. Stawki wynagrodzenia stosowane przez doradców odszkodowawczych kształtują się zwykle w przedziale od kilkunastu do dwudziestu kilku procent. Jolanta Zendran mówi o średniej na poziomie 25 proc.
Przedstawiciele obu spółek kontrolujących znaczną część rynku mówią, że nakładanie takich ograniczeń nie ma też sensu ze względu na specyfikę biznesu. Kancelaria zarabia tylko wtedy, jeśli uzyska odszkodowanie, nie pobiera z góry żadnych opłat. W procesie dochodzenia odszkodowania ponosi natomiast koszty, które uwzględnia w wysokości prowizji.
Dlatego kancelariom nie podoba się jeszcze jeden zapis z projektu: o trybie przekazywania odszkodowania. Dziś jest tak, że cała kwota trafia na konto kancelarii, która – po potrąceniu prowizji – przekazuje resztę klientowi. Senatorowie chcą, żeby było odwrotnie: pieniądze miałby dostawać klient, który rozliczałby się z kancelarią. Według firm zaburzałoby to ich płynność finansową. Jolanta Zendran mówi, że dziś w przypadkach przekazywania odszkodowań najpierw na konto klienta egzekwowanie należnych kancelarii środków finansowych od osób poszkodowanych jest trudne i udaje się w 10 proc. przypadków. – Egzekucja honorarium byłaby możliwa dopiero po uzyskaniu tytułu wykonawczego, co może oznaczać ok. 3 lat. Zbyt daleko idące ograniczenia mogą zlikwidować branżę lub zmusić kancelarie do przekształcenia się w firmy windykacyjne – ocenia wiceprezes EuCO. Bartosz Kaczmarek dodaje, że lepszym wyjściem byłaby propozycja zgłaszana kiedyś przez urząd rzecznika finansowego. – Polega ona na podziale odszkodowania na: część na wynagrodzenie doradcy odszkodowawczego oraz część przypadającą dla klienta. W ten sposób postulaty związane z ochroną konsumenta zostałyby w pełni zrealizowane – mówi Kaczmarek. Ubezpieczyciel miałby dzielić wypłatę w oparciu o umowę klienta z kancelarią.
Senacki projekt został już skierowany do prac w komisjach. Senatorowie dali sobie czas na opracowanie sprawozdania do 19 sierpnia.

opinia

Zabezpieczyć interesy klientów

Marcin Jaworski, Biuro Rzecznika Finansowego / Forsal.pl
Cieszymy się z inicjatywy senatorów uregulowania działalności kancelarii odszkodowawczych. Rzecznik finansowy od lat to postuluje. Chodzi o to, by klienci mieli pewność, że uzyskane od ubezpieczyciela pieniądze trafią do nich. Obecnie są one przekazywane na konto kancelarii, a ta przekazuje je klientowi po potrąceniu prowizji. Oznacza to, że na klientach spoczywa ryzyko defraudacji czy upadłości takiej firmy.
Apelujemy o upowszechnienie modelu, w którym świadczenia uzyskane przez kancelarię, są wypłacane przez ubezpieczyciela w określonej części na konto klienta, a reszta – odpowiadająca prowizji – na konto kancelarii. Nie ma przeszkód prawnych, żeby już dziś wpisywać takie postanowienia do umów. Kancelarie się jednak do tego nie kwapią, a klienci nie mają często wiedzy, by zmodyfikować w ten sposób umowę.
Dobrym pomysłem jest też wprowadzenie obowiązku posiadania polisy OC przez taki podmiot. Gwarantowałaby ona poszkodowanym wypłatę w razie szkody wynikającej z działania lub zaniechania kancelarii np. pochopnego zwarcia ugody na nieadekwatne kwoty lub nieprzedstawienia pełnej listy należnych świadczeń.
Obawiamy się, że w trudnych warunkach rynkowych kancelarie będą mocniej namawiały klientów do zawierania szybkich ugód czy przyjęcia renty skapitalizowanej w formie jednorazowej wypłaty. Takie rozwiązania nie zawsze muszą być korzystne dla klienta, ale zapewnią szybsze osiągnięcie przychodów przez kancelarię. To chyba jedyny przypadek, kiedy kancelaria i towarzystwo ubezpieczeniowe mają zbieżne interesy. Dla ubezpieczyciela taka jednorazowa wypłata oznacza możliwość zamknięcia danej sprawy i brak konieczności utrzymywania rezerw na ten cel.