Część krajów regionu wyprzedziła nas pod względem ożywienia inwestycji. Ale problemy z nimi są także w największych gospodarkach świata.
ikona lupy />
Na plusie, ale wciąż niewielkie / Dziennik Gazeta Prawna





Nakłady na środki trwałe odbijają, ale powoli. W III kwartale były o 3,3 proc. większe niż rok wcześniej. To mniej, niż oczekiwali eksperci. Zdaniem Piotra Bielskiego, ekonomisty BZ WBK, największym rozczarowaniem jest zachowanie firm prywatnych. Teoretycznie powinny zacząć już inwestować, bo problemy z pozyskaniem nowych pracowników skłaniają do szukania innych sposobów zwiększania produktywności. Czyli do kupowania maszyn i urządzeń. Ale tego nie robią. – Trudno podjąć decyzję o inwestowaniu, kiedy nie wiadomo, czy nie jest szykowane rozwiązanie na miarę zakazu handlu w niedziele. Ale może być inny powód: firmy mogą nie chcieć przestojów w produkcji, bo koniunktura jest dobra. A modernizacja linii produkcyjnej wiązałaby się z przestojem – dodaje.
Polska pod względem inwestycji zaczyna negatywnie się wyróżniać na tle innych krajów regionu. Punkt startu był mniej więcej podobny: cały region przechodził przyspieszenie pod koniec 2015 r. (gdy kończyła się poprzednia perspektywa finansowa UE), a potem spadek w 2016 r. Gdy w Polsce inwestycje w połowie roku spadały o 5,6 proc. rok do roku, w Czechach spadek ten wynosił 5,2 proc. Region, w którym motorem napędowym dla gospodarek są miliardy euro z Brukseli, borykał się z podobnymi problemami, a tempo wzrostu PKB spowolniło także w Czechach, na Słowacji i Węgrzech.
Ale po załamaniu w 2016 r. inwestycje w takich krajach jak Węgry czy Czechy zaczęły stopniowo odbijać. W II kwartale tego roku (danych za III jeszcze nie opublikowano) na Węgrzech był już wzrost o 21 proc. (co było wywołane w dużym stopniu efektem niskiej bazy z poprzedniego roku). Czesi mogą pochwalić się ponad 8-proc. wzrostem.
Polska ze swoimi problemami nie jest jednak osamotniona. – To, że jest mało inwestycji, to problem europejski, a nawet globalny. W Niemczech widać, że coś się ruszyło, a my powinniśmy być pod ten cykl podłączeni. Z drugiej strony jest też duże opóźnienie w wydawaniu środków unijnych, które w tej perspektywie unijnej są trudniej dostępne – uważa Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku.
Na ogólne światowe kłopoty wskazuje chociażby niedawny raport OECD. Jego autorzy prognozują utrzymanie niskich stóp inwestycji w perspektywie najbliższych 2–3 lat, czego konsekwencją będzie brak przyspieszenia wzrostu gospodarczego. To m.in. dlatego w 2019 r. światowa gospodarka zwolni do 3,6 proc. PKB z 3,7 proc. PKB rok wcześniej. Według OECD nakłady są potrzebne, by zwiększać produktywność gospodarek, bez czego nie da się podnieść standardu życia społeczeństw.
Firmy wolą inwestować w aktywa finansowe niż w zwiększenie swoich kapitałów. Efekt? Wartość aktywów finansowych jest nieproporcjonalnie wysoka w porównaniu do perspektyw rozwoju gospodarki. Za to stopy inwestycji w największych gospodarkach są niższe w porównaniu do poziomów sprzed kryzysu. Ożywienie – jeśli wystąpi – będzie ograniczone.