Szefowie części resortów muszą się liczyć z koniecznością ograniczenia wydatków w 2018 r.
W przyszłym roku wydatki sektora finansów publicznych muszą się zamknąć w kwocie ok. 802 mld zł. W porównaniu z tym rokiem mogą się zwiększyć o nieco ponad 35 mld zł. O wielkim wydawaniu jednak nie ma mowy, bo przestrzeń do wzrostu wydatków jest właściwie w całości skonsumowana przez sztywne i rosnące zobowiązania, jak koszty obsługi długu, wydatki obronne, składka do UE czy dotacja dla FUS.
– Nie ma co liczyć na to, by suma wydatków w budżecie widocznie wzrosła. Na razie wszystko wskazuje, że będzie nominalnie zbliżona do tej z 2017 r. – mówił PAP w połowie czerwca wiceminister finansów Leszek Skiba, co oznacza, że konieczne będą cięcia. Gdzie? To właśnie się rozstrzyga. Z naszych ustaleń wynika, że do poszczególnych resortów trafiły już przygotowane przy ul. Świętokrzyskiej limity wydatkowe na przyszły rok. Ministerstwa mają czas do końca lipca, aby się do nich odnieść.
– Są resorty, którym wydatki zostały dość mocno przycięte. MF tłumaczy, że to efekt działania reguły wydatkowej. Na pewno jednak ministrowie będą walczyli o swoje, pytanie, na ile mocna będzie determinacja Mateusza Morawieckiego, żeby te apetyty poskramiać – mówi nam jeden z członków rządu.
Na sięgający ok. 1 mld zł wzrost środków może liczyć Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jarosław Gowin mówił już kilka tygodni temu, że będzie do tego przekonywał prezesa PiS. Z naszych informacji wynika, że mu się udało. Wielu budżetowych dysponentów będzie jednak musiało odejść z kwitkiem, bo reguła wydatkowa jest nieubłagana.
Apetyty wydatkowe ministrów są duże. W przyszłym roku startuje maraton wyborczy, który potrwa 3 lata. To może spowodować, że do ministra finansów ustawi się kolejka chętnych do wielkiego wydawania, tym bardziej że koniunktura gospodarcza jest dobra i ministrowie też będą chcieli zostać jej beneficjentami. Resortowe roszczenia mogą z czasem rosnąć, szczególnie jeśli okaże się, że Polacy nie skorzystają masowo z niższego wieku emerytalnego. Ten wchodzi w życie od października i pozwoli ponad 330 tys. dodatkowych osób zostać w tym roku emerytami. W sumie w 2017 r. w ZUS może pojawić się nawet 550 tys. nowych „klientów”. W przyszłym roku niższy wiek emerytalny to kolejne 150 tys. osób (oprócz tych, które w obecnym systemie przeszłyby na emeryturę). Tylko w 2018 r. może to oznaczać koszt rzędu 10 mld zł. – ZUS szacuje, że ponad 80 proc. osób przechodzi na emeryturę po osiągnięciu uprawnień. Gdyby jednak więcej osób zostało na rynku pracy, byłoby to dobre dla gospodarki, choć pewnie szybko pojawi się presja, aby „zaoszczędzone” pieniądze przeznaczyć na inne cele niż obniżanie deficytu – mówi nam jeden z ministrów.
Ministerstwo Finansów zdaje sobie z tego sprawę. Na początku sierpnia powinno być gotowe z prognozą dochodów w przyszłorocznym budżecie. Już wiadomo, że nie będzie poprawiać założeń makroekonomicznych, na podstawie których sporządzi tę prognozę. W budżecie zostanie utrzymane założenie, że PKB w 2018 r. wzrośnie o 3,8 proc. Resort będzie się też trzymał prognoz inflacji, zgodnie z którymi wzrost cen przyspieszy w przyszłym roku i inflacja średnioroczna zbliży się do celu NBP, osiągając 2,3 proc.
Jednak równie ważna, jak założenia wzrostu, inflacji czy poprawy na rynku pracy, będzie wysoka baza dochodów budżetowych z tego roku. To do niej będą się bezpośrednio odnosiły wyliczenia MF. Już wiadomo, że do końca czerwca udało się wypełnić całoroczny plan wzrostu wpływów z VAT, a po 6 miesiącach jest nienotowana dotąd na tym etapie nadwyżka. Ekonomiści już szacują, że tegoroczny deficyt może być nawet o połowę niższy od planu. Mateusz Morawiecki może w ten sposób paść ofiarą swojego własnego sukcesu. Wynik z tego roku może podnieść prognozę dochodów przyszłorocznych, co z kolei zwiększy nadzieje resortów na dodatkowe wydatki. Co prawda dochody nie mają bezpośredniego wpływu na limity tych wydatków – bo te wynikają z reguły wydatkowej – niemniej jednak wicepremier Morawiecki mógłby się znaleźć w trudnej politycznie sytuacji.
Co zrobi MF? Z naszych informacji wynika, że raczej będzie się starało odpowiednio „dopasować” dochody, by nie wzbudzać nadmiernych apetytów w ministerstwach. Oprócz samego tempa wzrostu gospodarczego dla szacowania dochodów podatkowych istotna jest jeszcze jego struktura. A tej w założeniach makro MF jeszcze nie przedstawiało.
Do tego na poziom dochodów wpływ mogą mieć systemowe zmiany w podatkach. Na przykład już wcześniej ministerstwo zapowiedziało dalsze zwiększanie kwoty wolnej w PIT (odpowiedni zapis znalazł się nawet w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa), co powinno zmniejszyć wpływy z podatku dochodowego od osób fizycznych. Z drugiej jednak strony MF zapowiedziało też kontynuowanie działań uszczelniających podatki i utrzymanie na podwyższonym poziomie stawek VAT – co raczej powinno dochody zwiększać.
– Wszystko zależy od tego, jaka będzie determinacja MF w obniżaniu deficytu. Bo potencjalny wzrost dochodów zostanie przeznaczony na ten cel, nie na zwiększenie limitów wydatkowych ograniczonych przez regułę – mówi nasze źródło rządowe.