Przedsiębiorcy potrzebują gwarancji, że mogą polegać na prawie. Dziś prawo to często tylko kolejne obowiązki i restrykcje względem biznesu. A przecież powinno też stwarzać przyjazne warunki i chronić uczciwe firmy przed oszustami. Spore nadzieje na unormowanie relacji na linii przedsiębiorca – urzędnik są wiązane z Konstytucją biznesu. Dobrze, gdyby ten flagowy program premiera Mateusza Morawieckiego regulował też kwestię dobrej wiary.
Wicepremier Morawiecki, prezentując w listopadzie 2016 r. Konstytucję biznesu, mówił, że „państwo musi rozumieć przedsiębiorców” oraz że przedsiębiorcy „powinni starać się być razem z państwem i wspólnie budować gospodarkę”. I zaproponował wiele rozwiązań, które miałyby do takiego modelu prowadzić, np. poprzez wprowadzenie zasady, że przepisy skarbowe nie mogą działać wstecz, zasady „domniemania niewinności i milczącej zgody” czy propozycji mediacji zamiast sądów między przedsiębiorcami oraz przedsiębiorcami a urzędami.
Zapowiedzi wicepremiera to dobry krok, by firmy miały wreszcie gwarancję stabilnego funkcjonowania. Dziś tego brakuje. Przedsiębiorcy nie są traktowani przez urzędników podmiotowo. Prowadzenie firmy wiąże się z ryzykiem wielomiesięcznych postępowań skarbowych, tłumaczeń i udowadniania niewinności. Dziś takiego ryzyka często nie da się uniknąć. Polski przedsiębiorca nie ma wystarczających narzędzi – w odróżnieniu od wywiadu skarbowego czy policji – do weryfikacji, czy dany kontrahent jest uczciwym partnerem, czy zwykłym oszustem.
Zresztą to nie zadanie przedsiębiorcy, by przeprowadzać śledztwo, np. w kwestii legalności działania dostawców. Dlatego jeśli podczas możliwej dla przedsiębiorcy weryfikacji jego partnerów nie ma przesłanek, by wątpić w ich uczciwość, ten w dobrej wierze zakłada, że partner jest uczciwy. Niestety, choć przedsiębiorca działał w dobrej wierze i dochował wszelkiej – możliwej z prawnego punktu widzenia – staranności, nie jest to dziś argument dla służb skarbowych. Z góry winny jest i tak przedsiębiorca.
To kuriozalne, bo w naszych warunkach przedsiębiorca przy weryfikacji kontrahenta może się opierać tylko na ogólnie dostępnych danych: zaświadczeniach wydanych przez administrację skarbową, znajomości rynku, swoim doświadczeniu oraz najlepszych praktykach w danej branży. Nie posiada informacji, które mają organy administracji skarbowej czy podatkowej po przeprowadzaniu postępowań kontrolnych.
Zasada dobrej wiary, która powinna chronić uczciwych podatników i minimalizować ryzyko ponoszenia przez nich konsekwencji działań oszustów podatkowych, pozostaje pojęciem pustym. Jak pokazuje życie, działanie przedsiębiorcy w dobrej wierze jest potem kwestionowane przez administrację skarbową i podatkową podczas kontroli oraz przez organy ścigania, które badają i gromadzą wiedzę o ludziach, ich przeszłości kryminalnej, gospodarczej, przeprowadzonych transakcjach na wszystkich etapach łańcucha obrotu gospodarczego, przepływach finansowych itd. A prawo nie zakłada, że mimo uchybień, które mogą wyjść przy tak szczegółowej weryfikacji, przedsiębiorca działał w dobrej wierze oraz że przedsiębiorcy nie dysponują odpowiednimi narzędziami do weryfikacji niezbędnych informacji o swoim kontrahencie.
Koncepcja dobrej wiary i dochowania należytej staranności w VAT, jako dodatkowego warunku, który jest niezbędny do skorzystania z prawa odliczenia VAT, została wypracowana w orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości UE. Zgodnie z nim prawo do odliczenia naliczonego VAT nie przysługuje podatnikowi, który wiedział lub powinien był wiedzieć, że bierze udział w oszustwie. Czym jednak jest dobra wiara podatnika? Jakich czynności powinien on dopełnić, by organy uznały, że rzeczywiście wykazał się należytą starannością przy weryfikacji swojego dostawcy? Niestety, nie ma jednoznacznych odpowiedzi na te pytania.
Co ciekawe, ten sam TSUE w orzeczeniach wielokrotnie podkreślał, że organy podatkowe nie powinny wymagać od podatnika podejmowania czynności sprawdzających, by on sam badał, czy wystawca faktury za towary lub usługi, których ma dotyczyć odliczenie, dysponuje towarami będącymi przedmiotem transakcji, czy jest w stanie je dostarczyć oraz czy wywiązuje się z obowiązku złożenia deklaracji i zapłaty VAT ani żeby podatnik posiadał potwierdzające to dokumenty.
Ze względu na wejście w styczniu nowelizacji ustawy od towarów i usług, która nałożyła na przedsiębiorców nowe obowiązki, wprowadzenie definicji i określenie, czym jest w polskich warunkach dobra wiara – np. w Konstytucji biznesu – jest tym bardziej zasadne. Urzędnicy skarbowi zyskali prawo sprawdzania zasadności zwrotu podatku nie tylko w odniesieniu do złożonego przez podatnika rozliczenia, ale również w odniesieniu do zeznań podatkowych złożonych przez inne podmioty biorące udział w obrocie danym towarem.
W praktyce będzie to oznaczało, że przedsiębiorca powinien sam sprawdzać nie tylko swojego kontrahenta, ale też kontrahentów tego kontrahenta. A to – bez odpowiednich narzędzi prawnych – jest dla przeciętnej firmy nie do wykonania. Co ważne, nowela nie precyzuje, ile podmiotów uczestniczących w tej samej transakcji może zostać objętych taką weryfikacją ani jak długo będzie mogło trwać postępowanie. W praktyce może to doprowadzić do przewlekłości prowadzonych postępowań zwrotnych, co uderzy w uczciwe podmioty starające się o zwrot podatku.