Rozmawiamy z dr. inż. ANDRZEJEM KĄDZIELAWĄ z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Warszawskiej - Dzisiejsza struktura Urzędu Regulacji Energetyki i możliwości prowadzenia nadzoru regulacyjnego nie przystają do nowego kształtu sektora po tym, jak powstały duże, skonsolidowane grupy energetyczne. Jeśli chcemy wzmocnić regulatora rynku, trzeba z URE zrobić instytucję niezależną od rządu i jego agend.
● Minister skarbu niedawno powiedział, że realizacja planów prywatyzacji sektora energetycznego będzie przyspieszana, nawet gdyby miało to oznaczać mniej korzystną wycenę majątku, a prywatyzacja przez giełdę ma ustąpić pierwszeństwa inwestorom branżowym. Czy ta koncepcja się broni?
- Skoro energetyka ma działać na warunkach rynkowych, to musi być przeprowadzona prywatyzacja. Trzeba tylko określić, czego się po niej spodziewamy, i jak ją przeprowadzić. Prywatyzacja nie powinna być celem samym w sobie, powinna być narzędziem do stabilizacji warunków rynkowych, poprawy jakości zarządzania czy zdobycia środków na inwestycje rozwojowe. Pojawia się pytanie: jaka forma prywatyzacji przyniesie większy efekt w tych obszarach - debiut giełdowy czy sprzedaż inwestorowi strategicznemu?
Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że bywa z tym różnie. Są tacy inwestorzy, którzy weszli do naszej energetyki i inwestują w nią w sposób planowy, zgodnie z przyjętą strategią, są też inni, którzy po prostu eksploatują, to co zakupili. Na przykład Połaniec jest eksploatowany zgodnie z regułami, ale nikt tam na razie nie myśli o inwestowaniu rzeczowym. Kolejny przykład to Vattenfall, który ma inną strategię. Zapowiedział budowę w Warszawie na Siekierkach nowego bloku i w sposób profesjonalny przygotowuje się do tej inwestycji.
W transakcjach prywatyzacyjnych jedną z podstawowych jest sprawa dokładnego sprecyzowania umowy i możliwości wyegzekwowania tego, co jest w niej zapisane.
● Jaki wpływ na prywatyzację może mieć przeprowadzona w 2007 r. konsolidacja sektora? Jej skutki dla budowy konkurencyjnego rynku energii oceniane są jako fatalne.
- Gdyby konsolidacja była przeprowadzona konsekwentnie, to wszelkiego rodzaju synergie z nią związane pozostałyby po stronie prywatyzowanych grup kapitałowych. Wycena grup byłaby znacznie wyższa. Ale jeśli coś jest zaczęte, niedokończone i pod wpływem potrzeby chwili rodzi się decyzja o prywatyzacji, to trzeba się liczyć z niższymi wpływami.
● A co w konsolidacji jest niedokończone?
- Restrukturyzacja wewnętrzna grup kapitałowych. Powinna się ona zacząć od sprecyzowania wizji, misji, celów strategicznych, które później będą miały przełożenie na struktury organizacyjne. Pochodną celów strategicznych są linie biznesowe w grupach kapitałowych, związane przede wszystkim z wydobyciem, wytwarzaniem, dostawą, obrotem energii. One muszą mieć konkretną strukturę organizacyjną z podziałem praw i obowiązków dla wszystkich gremiów kierowniczych.
● Czy z tym są kłopoty?
- O ile wiem to tak, bo żadna z konsolidacji nie została dokończona. Wszystko się dzieje. A na jakim jest etapie, to wiedzą tylko właściciele i doradcy prywatyzacyjni. Podstawą wyceny koncernu jest jakość w zakresie zarządzania i perspektywy rozwoju. Przy dobrej strategii i organizacji wewnętrznej firma będzie z pewnością dobrze notowana. Ocenę tego wszystkiego inwestor dostanie od doradcy prywatyzacyjnego, który ma dostęp do danych o firmie oraz oszacuje wszystkie ryzyka.



● W sektorze i wokół sektora aż kłębi się ostatnio od narad, spotkań, negocjacji, konsultacji. Czy jedynym ich motywem jest porządkowanie spraw elektroenergetyki i przeciwdziałanie skutkom recesji?
- Przede wszystkim to jest normalna gra interesów. W ostatnim półroczu spadało zapotrzebowanie na moc i energię elektryczną, do czego przyczyniła się m.in. łagodna zima oraz ograniczenie zużycia energii w sektorach przemysłowych. Górnicy przez 1,5 roku mieli trudności z dostarczeniem paliwa do elektrowni. W grudniu 2007 roku zapasy spadły do poziomu, jakiego nie było od 30 lat. Teraz wahadło poszło w drugą stronę. Elektrownie mają przepełnione składy. Przemysł protestuje z powodu wysokiego wzrostu cen prądu, energetyka chce renegocjować ceny węgla. Jest dialog, więc nie powinno dojść do klinczu. W pewnym momencie wszystko się wyklaruje. Górnicy będą wiedzieli, na jakie mogą liczyć wpływy od energetyków, żeby nie przeciągnąć struny, bo węgla wokół jest coraz więcej. Energetycy też pojmą, że wzrost cen węgla o 20-25 proc. nie powinien się przekładać na podwyżkę ceny energii dla przemysłu o 40 proc., nawet jeśli uwzględnić koszty emisji CO2, które energetyka i tak próbuje przerzucać na końcowych odbiorców. Krótko mówiąc jesteśmy świadkami próby sił. Gdybyśmy mieli dobry rynek surowców energetycznych, to ten spór rozstrzygałaby konkurencja między spółkami węglowymi a następnie pomiędzy wytwórcami energii. Nie mamy rynku w pełni konkurencyjnego, więc trzeba się zdać na negocjacje umów bilateralnych i próby interwencji z udziałem regulatora rynku.
● Trwają prace nad nowelizacją ustawy - Prawo energetyczne. Ogłoszona w końcu lutego kolejna trzecia wersja projektu zawiera ważne propozycje dotyczące m.in. budowy konkurencyjnego rynku energii elektrycznej, ograniczenia możliwości monopolistycznych zachowań producentów energii, wzmocnienia regulacyjnych i kontrolnych funkcji prezesa URE.
- Nie chciałbym komentować projektu, który jest kolejną wersją, nie wiadomo, czy ostateczną. Ale może warto przypomnieć, że prawo energetyczne z kwietnia 1997 r. dokładnie określało, za co odpowiada resort gospodarki w zakresie polityki energetycznej, za co odpowiada Skarb Państwa - jeśli chodzi o majątek sektora, i za co odpowiada URE, który w oparciu o tę pierwszą ustawę powstał. Mieliśmy trzy niezależne ośrodki administracyjne. Później w kolejnych nowelizacjach URE został podporządkowany Ministerstwu Gospodarki. I tak jest do dziś. Uważam, że jeśli chcemy wzmocnić regulatora rynku, to trzeba URE wyjąć z dzisiejszego układu i zrobić instytucją niezależną od rządu i jego agend - taką jak NIK czy NBP. Nowelizacja tego nie załatwia. Tymczasem dzisiejsza struktura URE i aktualne możliwości prowadzenia nadzoru regulacyjnego nie przystają do nowego kształtu sektora, po tym jak powstały duże, skonsolidowanie grupy energetyczne. URE także musi zostać poddany wewnętrznej restrukturyzacji.
● W dyskusjach o sektorze, problemach z konkurencją i cenami coraz częściej przywoływany jest skandynawski rynek energii elektrycznej jako wzór. Czy tamte rozwiązania są możliwe do przeniesienia na nasz grunt?
- Nord pool jest faktycznie systemem w sposób maksymalny wykorzystującym mechanizmy rynkowe. Rynek skandynawski - Norwegia, Szwecja, Finlandia, Dania - to są z jednej strony efektywne połączenia sieciowe, które nie stanowią znaczących ograniczeń dla przepływu energii, z drugiej - odpowiednia struktura wytwarzania z elektrowniami wodnymi i jądrowymi na czele. Każdy kraj ma swoją bazę wytwórczą, czasem dość jednorodną, ale w sumie pool tworzy urozmaiconą mozaikę różnych źródeł. Wszystko to gwarantuje płynność rynkową. Służą temu również połączenia z rynkiem niemieckim czy z Polską, poprzez kabel bałtycki, którym energia płynie zgodnie z wymogami rynku; jeśli w Szwecji jest tańsza, to płynie do Polski i odwrotnie.
Polska jest za małym systemem, żeby w energetyce mogły zafunkcjonować w pełni mechanizmy rynkowe. Przewaga grupy PGE i możliwości systemu przesyłowego de facto wręcz zachęcają do praktyk monopolistycznych. To może się zmienić jedynie wtedy, gdy powstanie jednolity europejski rynek energii elektrycznej, wsparty prawidłowo rozwiniętą strukturą systemu przesyłowego i np. ENEA nie będzie zmuszona do zakupu energii w PGE, ale będzie mogła ją nabyć w Niemczech, na Ukrainie czy nawet w Rosji.