Rozmawiamy z prof. JERZYM HAUSNEREM z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, byłym wicepremierem i ministrem gospodarki - Koniunktura gospodarcza zależy od eksportu, konsumpcji i od inwestycji. Eksport wyhamowuje, konsumpcja też się może zmniejszyć. Pozostają inwestycje. Państwo, czyli rząd, może wiele zrobić, aby je pobudzić.
• Czy Polska uniknie kryzysu gospodarczego?
- Tempo rozwoju gospodarczego jest na razie tylko wolniejsze niż w poprzednich miesiącach. Gospodarki krajów, do których Polska sprzedaje swoje wyroby, Niemcy, Włochy, Wielka Brytania, znalazły się już w recesji. Trudno wyobrazić sobie, że nie wywołało to skutków w polskiej gospodarce. Najnowsze dane pokazują już wyraźne obniżenie naszego eksportu. W 2008 roku był on zapewne łącznie niższy niż rok wcześniej. A od lat rósł w tempie powyżej 10 proc. rocznie. To zasadnicza zmiana i zwiastun nadchodzących poważnych trudności.
• Siłą polskiej gospodarki jest jednak teraz przede wszystkim popyt na rynku wewnętrznym. On nie wystarczy dla utrzymania koniunktury?
- Nie da się napędzać rozwoju gospodarczego wyłącznie popytem konsumpcyjnym. Popyt ten jest dziś w dużym stopniu sztuczny, kreowany przez pieniądze wycofane z funduszy inwestycyjnych i banków, przy braku innych dostępnych form bezpiecznego oszczędzania. Te wycofane i uwolnione środki są za małe, aby inwestować, więc co z nimi zrobić - wielu wydaje je na zakupy konsumpcyjne. Jak ludzie słyszą z każdej strony, że idzie kryzys, to co robią: kupują, póki jeszcze mogą, ale to przejściowa sytuacja.
• Płace jednak nadal wzrastają, więc są podstawy do konsumpcji. Może jednak obawy są przesadzone?
- Płace nie wzrastają już tak szybko. W wielu branżach zaczynają się już także zwolnienia pracowników, w tym duże, grupowe. Nie ma podstaw do twierdzenia, że sam popyt konsumencki da podstawę wzrostu. Jeżeli będziemy mieli wzrost bezrobocia, a będziemy mieli, bo taki będzie skutek spowolnienia, to i konsumpcja się zmniejszy.
• Eksport spada, konsumpcja niepewna, co może być motorem wzrostu?
- Inwestycje.
• Czy firmy, które spodziewają się kryzysu, będą inwestować?
- Wszystko zależy od tego, czy będą jakoś do tego motywowane, zachęcane. Dużo zależy od tego, czy samo państwo będzie inwestować, przede wszystkim w infrastrukturę. Teraz jest właśnie czas na większą inicjatywę ze strony państwa.
• Co państwo, czyli rząd, może zrobić?
- Rząd powinien uruchomić program przeciwdziałania spowolnieniu gospodarczemu i wzrostowi bezrobocia.
• Ogłosił przecież, jego wartość oszacowano nawet na 91 mld zł. Będą niższe podatki, będą gwarancje kredytowe, mają być szybciej wykorzystywane pieniądze unijne. To za mało?
- To deklaracje. A konkrety? Chodzi mi o to, jakie mają być instrumenty podtrzymywania relatywnie wysokiej aktywności gospodarczej. Jak ma to w praktyce działać. Nie ma, póki co, nawet dokumentu pokazującego, jakimi środkami rząd chce działać, skąd chce czerpać pieniądze, jak je wykorzystywać, gdzie one mają trafiać, według jakich procedur. Żeby dojść do takiego pakietu, rząd powinien systematycznie spotykać się ze środowiskiem bankowym, z ekonomistami, z przedsiębiorcami i z partnerami społecznymi, powinien konsultować się i uzmysławiać sytuację. Co tydzień powinno być ważne spotkanie ministra finansów z bankowcami.
• Może są takie spotkania?
- Nie ma. Poza tym to musi być rozmowa, a nie monolog. Po takiej rozmowie można wypracować lepsze rozwiązania, np. dla sektora bankowego.
• Rząd zapowiedział przecież pomoc bankom, które znajdą się w potrzebie.
- To kardynalnie zły pomysł. Widać, że powstał bez konsultacji ze środowiskiem bankowym. Oferta rządu jest taka: jak się przyznacie, że kondycja waszego banku jest kiepska, to może pomożemy. Banki nie mają powodu przyznawać się do tego. One są na ogół w niezłej kondycji, tylko rynek międzybankowy nie funkcjonuje. Przyznanie się banku do kłopotów byłoby dla niego zabójcze, tak samo zresztą jak i dla całego systemu bankowego.



• No dobrze, załóżmy że rząd postanawia zasięgnąć opinii. Co by pan doradził?
- Zacząć trzeba od uspokojenia rynku i zachęcenia do powrotu pieniądza tam, gdzie on powinien być, czyli do banków. Trzeba uspokoić ludzi, by przestali wędrować ze swoimi depozytami między bankami. Wiele osób zachowuje się dziś chaotycznie, w tej sytuacji również banki muszą być o wiele ostrożniejsze i dlatego nie udzielają kredytu. W konsekwencji cały pieniądz, który powinien obsługiwać gospodarkę, jest bardzo niepewny, niestabilny. A gospodarka nie może żyć bez obsługi pieniężnej.
• Czyli bankom trzeba dać większe gwarancje?
- Część ryzyka musi przejąć na siebie władza publiczna. Trzeba uruchomić instrumenty gwarancyjne. Jednocześnie jasno i stanowczo powinien działać nadzór nad rynkiem finansowym. Komisja Nadzoru Finansowego nie może dopuszczać do sytuacji, w której toczy się ostra, hazardowa gra między bankami. Traci na tym gospodarka.
• No dobrze, ale co konkretnie można zrobić? Większa rola Banku Gospodarstwa Krajowego? Rząd już to zapowiedział.
- Świetnie, że rząd odkrył, iż ma Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK). Całe szczęście, że ktoś kiedyś pomyślał: a może być taka sytuacja, że będzie nam potrzebny taki bank państwowy jak BGK. Ale aby BGK mógł spełnić swoją rolę, nie wystarczy go dokapitalizować. Powinien on być wyposażony w instrumenty realnego działania.
• Co konkretnie ma pan na myśli?
- W rachubę wchodzi zwłaszcza kredytowanie dużych projektów realizowanych w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Także kredytowanie umożliwiające współfinansowanie projektów unijnych. Wielu potencjalnych beneficjentów, w tym gmin, nie ma na to dość własnych środków. Dalej trzeba skoncentrować się na kilku wybranych sektorach i rodzajach projektów, jednocześnie współpracując z innymi większymi bankami. To głównie im trzeba ułatwić prowadzenie normalnej działalności kredytowej, z której panicznie wycofują się, zachęcani do tego przez swych zagranicznych właścicieli.
• Czy takie wybiórcze traktowanie różnych projektów i kredytobiorców może być efektywne? Cały rynek powinien dobrze funkcjonować.
- Chodzi o pobudzenie rozwoju w tych dziedzinach, które mogą pociągnąć za sobą inne. To jest rola państwa. Przykładem może być wspieranie innowacyjności. Tu też może się przydać BGK. Głównym partnerem powinna być Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, która dysponuje bardzo dużymi środkami, ale zainteresowanie ich wykorzystaniem ze strony przedsiębiorstw jest bardzo umiarkowane. Ponadto duże środki na innowacyjność są przewidziane w regionalnych programach operacyjnych, a tam już w ogóle nie wiedzą, co z tym zrobić. Przypuszczam, że BGK powinien współtworzyć regionalne konsorcja, które zajmowałyby się zagospodarowaniem tych środków, szukając do tego partnerów biznesowych i akademickich. BGK może być przydatny także w sektorze budownictwa, powinien np. zająć się produktami bankowymi pod kątem dużych miejskich i wielowątkowych programów rewitalizacji. Kolejny obszar to innowacyjne projekty w dziedzinie energii odnawialnej. Chyba dość?
• Wróćmy do generaliów. Uspokojenie rynku - to pierwsze. Co dalej?
- Przyjrzeć się wszystkiemu, co przeszkadza inwestowaniu, i konsekwentnie usunąć?



• Przecież to walka z wiatrakami. Mieliśmy już kiedyś komisję do odbiurokratyzowania gospodarki. Teraz mamy komisję posła Palikota, i ciągle mowa o tym samym. Jak pan był wicepremierem, też była o tym mowa. I co?
- Jest to wojna z wiatrakami dlatego, że jest tak, a nie inaczej prowadzona. Więcej szumu medialnego niż rzeczywistych zmian. Trzeba wrócić do idei - ustawy o swobodzie działalności gospodarczej w jej pierwotnym wydaniu. Prawo nie powinno określać, co może przedsiębiorca, ale co może zrobić władza publiczna w stosunku do przedsiębiorcy, na podstawie jasno sprecyzowanego przepisu ustawy i zdefiniowanego prawnie interesu publicznego.
• Mało realne, aby obecny Sejm uchwalił taką ustawę.
- Wiele zależy od determinacji rządu, której tu, niestety, nie widzę. Zniesienie barier biurokratycznych w stosunku do przedsiębiorców to nie powinna być domena działania jednego posła czy ministra, ale całego rządu. Gdzie jest dziś w Polsce centrum polityki gospodarczej? Pan wie, gdzie ono jest?
• Premier, minister Boni, minister finansów, gospodarki...
- No właśnie. Nie ma jednego miejsca, gdzie powstają ważne pomysły dotyczące funkcjonowania gospodarki. Jeżeli nie potrafimy tego rozwiązać, to powiedzmy sobie otwarcie - mamy problem.
Gospodarka będzie się teraz obracała wolniej, i trochę się kurczyła. Rząd nie powinien pozwalać, aby to się odbywało chaotycznie, żeby kurczył się a to popyt konsumpcyjny, a to inwestycje. Trzeba ukierunkować rozwój gospodarki, aby to kurczenie się polegało na przesuwaniu aktywności gospodarczej w inne jej obszary, poprzez na przykład inwestycje. Jeżeli kurczą się inwestycje budowlane, to rząd musi sobie odpowiedzieć, co jako władza może zrobić w stosunku do dewelopera, aby ten nadal budował? Jaki to powinien być instrument?
• Jak zmieniać prawo, skoro rząd tak często napotyka na weto prezydenta?
- Rząd powinien ułożyć konkretny program i przedstawić publicznie, że dla uruchomienia inwestycji potrzeba nam tego, tego i tego. I postawić opozycję z prawa i z lewa pod przymusem. Sytuacja jest nadzwyczajna, sformułowaliśmy antykryzysowy pakiet. Chcecie oponować, to bierzecie odpowiedzialność za przyszłość gospodarki.
Rząd musi wyjść poza schematy myślowe, które przyjmowaliśmy w normalnych czasach. Bo czasy są nienormalne. Ta wola powinna przebijać się przez działania bieżące rządu. Musi być widać, że mamy rząd, który zdaje sobie sprawę ze skali zagrożenia i podejmuje odpowiednie kroki. Ludzie i biznes muszą mieć poczucie, że rząd nie śpi, nie czeka i nie jest w ogonie tego procesu.
Tego właśnie bym oczekiwał od rządu, którego swoimi krytycznymi wypowiedziami mobilizuję i tym samym przecież wspieram.
Kredyty z BGK dla małych firm / DGP
Nakłady brutto na inwestycje / DGP
Dynamika eksportu wyrażonego w euro w 2008 roku / DGP