Amerykański bank centralny (nazywany potocznie Fed) ogłosił, że jego zysk w 2012 r. wyniósł 91 mld dol. i był najwyższy w historii.
Dla porównania zyski największej amerykańskiej korporacji, czyli Exxon Mobil, wyniosły 41 mld dol. Jak to możliwe, że machina biurokratyczna, która zajmuje się obsługą banków komercyjnych i rządu, zarabia całkiem od niedawna tak wielkie pieniądze, bo przez dwie dekady, do 2007 r. zyski Fed były w przedziale 20–30 mld dol. Jak wiadomo, Amerykanie to najbardziej innowacyjny naród na świecie, wymyślili Google i Fejsa, a także dolara jako globalną walutę rezerwową i toksyczne instrumenty pochodne, na których cały świat traci, a oni zarabiają. Więc może i tym razem wymyślili coś nowego, co pozwala generować wielkie pieniądze.
Gdy USA mają deficyt budżetowy, czyli rząd wydaje więcej pieniędzy, niż zebrał w postaci podatków, aby pozyskać pieniądze na wydatki, sprzedaje obligacje. Do tej pory kupowali je za swoje oszczędności Japończycy, Chińczycy i inni inwestorzy z całego świata. Ale od tych obligacji trzeba było płacić odsetki, które dla Japończyków i Chińczyków były dochodem, a dla Amerykanów kosztem. A ponieważ deficyt budżetowy w USA jest coraz większy i emitują one coraz więcej obligacji, to coraz więcej pieniędzy w postaci odsetek płynie z USA do Japonii, Chin i innych krajów. A przecież do tej pory było odwrotnie, to Amerykanie zarabiali na reszcie świata. Dlatego nie trzeba było długo czekać, by wymyślili, jak odwrócić ten niekorzystny dla nich trend. Fed sam zaczął kupować wielkie ilości obligacji swojego rządu. W 2010 r. miał tych obligacji za 800 mld dol., a obecnie już za kwotę 1,7 bln dol. Ten proces kupowania wielkich ilości obligacji własnego rządu za wydrukowane pieniądze ma dwa skutki. Po pierwsze obniża stopy procentowe (bo gdy rośnie cena obligacji na skutek dodatkowego popytu, to spada ich oprocentowanie). Czyli inwestorzy z całego świata kupują te obligacje drożej i dostają mniejsze odsetki. Po drugie odsetki od obligacji kupionych przez Fed trafiają do banku centralnego i pompują jego zysk, który jest cztery razy większy niż normalnie. A potem ten zysk trafia z powrotem do rządu USA. Takie finansowe perpetuum bankobile.
Czy zatem Amerykanie odkryli niedawno tajemniczy mechanizm generowania gigantycznych zysków dzięki drukowaniu pieniędzy przez banki centralne? Ale dlaczego w ogóle dawać zarabiać inwestorom zagranicznym? Czy rząd USA nie mógłby sprzedawać wszystkich obligacji swojemu bankowi centralnemu, oprocentowanych tak, jak dekretem ustali prezydent Obama? A może w ogóle zrezygnować z obligacji, bo skoro wszystko mogłoby się odbywać na linii rząd – bank centralny, to czy nie lepiej byłoby, gdyby po prostu prezydent dzwonił do banku centralnego i mówił: proszę mi wydrukować na piątek 100 mld dol., a na wtorek 200 mld. Co więcej, teraz się nie drukuje fizycznie pieniędzy, tylko zmienia zapisy księgowe w systemach komputerowych. Po co więc w ogóle bank centralny, może na komputerze prezydenta warto zainstalować aplikację, która według potrzeb budżetu zwiększa ilość pieniędzy do dyspozycji rządu. Po co bić jakieś platynowe monety za bilion dolarów? Niech prezydent po prostu kliknie myszą, a dzień później znajdą się setki miliardów dolarów na wypłaty pensji dla urzędników, na przetargi na budowy dróg i autostrad, na sfinansowanie lotu załogowego na Marsa lub na kupienie broni, żeby zaatakować kraj, który ma inne niż USA zdanie w ważnych dla świata sprawach.
Przecież reszta graczy, widząc ryzyko, że strefa euro może nie przetrwać, i tak akceptuje dolary jako jedyną walutę rezerwową świata. Więc można klikać myszą dowolną liczbę razy, zwiększając wartość środków na kontach rządu USA, i kupować za te elektroniczne pieniądze towary z całego świata. Zaraz, ale jeżeli nie będzie amerykańskich obligacji do kupienia, to co firmy i banki w Chinach, Japonii lub innych krajach zrobią z tymi dolarami? Przecież nie będą ich trzymały w skarpetach ani sejfach. Kupią amerykańskie aktywa: akcje, domy, ziemię, fabryki. Albo, widząc, że z dolarami jest problem, zaczną drożej sprzedawać towary do USA, czyli spadnie wartość ich waluty i Amerykanie zubożeją względem reszty świata.
Zaraz, przecież Japonia drukuje pieniądze od lat, a jen jest mocny i nikt ich nie wykupuje. Ale Japończycy mają potężne własne oszczędności, więc kupują obligacje swojego rządu i jeszcze inwestują za granicą. Amerykanie nie mają dużych oszczędności i zależą od napływu kapitału. Dlatego obecna polityka wysokich deficytów budżetowych finansowanych przez Fed wkrótce dobiegnie końca. I żeby uniknąć recesji, Amerykanie będą musieli wymyślić coś innego. Zobaczymy, co to będzie, a historia podpowiada, jakie opcje są prawdopodobne.