Szybki internet to nadal dobro stanowczo za mało dostępne. Może nie dla mieszkańców dużych miast, ale już ci, którzy mieszkają na ich obrzeżach, często mają ograniczony wybór. I wypełnianie tych białych plam mobilnym internetem trwa za wolno.
Jednym z powodów jest to, że właściwie wszyscy duzi dostawcy to firmy działające w jednym modelu biznesowym. Mówimy o operatorach telekomunikacyjnych, którzy zajmują się budową infrastruktury i oferują swoje usługi klientom detalicznym. Są wprawdzie operatorzy wirtualni, ale ci najsilniejsi to praktycznie te same firmy telekomunikacyjne, tylko że działające pod inną marką.
Od dawna zaś brakuje na rynku hurtownika, firmy, która zapewniałaby infrastrukturę i częstotliwości, nie zajmując się ani sprzedażą detaliczną, ani też – zwykle kosztownym – marketingiem skierowanym do odbiorców indywidualnych.
Taką firmą chce zostać Emitel, który zaproponował, że dołączy do przetargu na częstotliwości przeznaczone pod mobilny internet, a organizowanego przez Urząd Komunikacji Elektronicznej. I właśnie to inne podejście powinno być argumentem za dopuszczeniem tej firmy do przetargu.
Pojawienie się hurtownika daje szansę na przetestowanie tego modelu biznesowego w rzeczywistości. Jeśli Emitelowi się uda, być może inne firmy też pójdą w jego ślady. To może doprowadzić w sposób naturalny do sytuacji, z którą mamy obecnie do czynienia w telekomunikacji naziemnej. Umowę o telefonię stacjonarną można podpisać z dowolną firmą, która z kolei rozliczy się już z innymi obsługującymi połączenia. Tylko że dojście do tego stanu wymagało zmian w prawie oraz długich i mozolnych targów z firmami telekomunikacyjnymi. Byłoby dobrze tym razem ten etap pominąć.