W Polsce dyskusja koncentruje się na tym, czy będziemy od czasu do czasu zapraszani na szczyty euro, czy też nie. Nie twierdzę, że jest to nieistotna kwestia.
Padały bowiem propozycje wyjątkowo absurdalne jak wniosek Brytyjczyków (z którego się w końcu wycofali), aby szczyty strefy euro nie mogły odbywać się w budynkach UE. Ale od tego, czy będziemy zapraszani na szczyty unijne, czy też nie, ważniejsze jest to, jaką politykę gospodarczą będziemy prowadzili w najbliższych latach i czy będzie ona bliższa niemieckiej, czy tej prowadzonej przez kraje Południa. Kluczowe znaczenie będą miały polityka fiskalna i poziom konkurencyjności gospodarki. W tej pierwszej kwestii bardzo pomocna byłaby unia fiskalna, która przewiduje zobowiązanie do zrównoważenia budżetu uwzględniającego wahania cyklu koniunkturalnego. Polskie stanowisko w tej sprawie jest co najmniej niejasne. Tuż po szczycie Polska była w gronie entuzjastów unii fiskalnej. Chwilę jednak później, gdy zaczęła się dyskusja o jego treści, pojawiły się głosy, że nasze regulacje są ostrzejsze (czyli lepsze). Potem, że nie wiemy, jaka będzie ostateczna treść tekstu. Ostatnio, że raczej nas tego typu pakt nie interesuje, gdyż nakłada na Polskę dodatkowe ograniczenia...
No właśnie. Dodatkowe ograniczenia wprowadzone są nie po to, aby było wygodnie i przyjemnie, ale po to, by zmniejszyć ryzyko kolejnego kryzysu fiskalnego. Polska ma jeden bardzo mocny bezpiecznik, jakim jest konstytucyjny limit długu do PKB oraz dodatkowe zabezpieczenia w ustawie o finansach publicznych, w tym istotny próg 55 proc. Tyle że ten drugi limit nie jest już tak silny jak ten konstytucyjny ze względu na to, że jest wyłącznie ustawowy i ustawą może zostać zniesiony. Podobnie miękka jest też definicja długu, którą – jak widzieliśmy w przeszłości – można trochę pozmieniać. Dodatkowym zabezpieczeniem jest jeszcze reguła wydatkowa, ograniczająca ustawowo wzrost wydatków państwa. Bez wątpienia ustawowe zabezpieczenie tego typu jest silniejsze niż sama deklaracja Rady Ministrów, niemniej w przeszłości nie udawało się skutecznie tej reguły stosować, a populistyczny rząd zawsze będzie mógł zmienić jej zasady, przegłosowując zwykłą większością odpowiednią ustawę. Należy też pamiętać, że reguła wydatkowa sprawdza się w dobrych czasach, gdy szybko rosną dochody. W okresie spowolnienia, gdy dochody spadają, reguła ta nie działa. Oczywiście Polska na tle innych krajów europejskich wypada całkiem nieźle w zakresie rozwiązań instytucjonalnych chroniących przed nadmiernym zadłużeniem. Jest to w znacznej mierze efekt traumy po bankructwie Polski w 1981 r. po długach Gierka. Ale to nie oznacza wcale, że nasz system instytucjonalny ustrzeże nas przez nadmiernym długiem. Gdyby bowiem teraz rozpadła się strefa euro i w Polsce mielibyśmy recesję, nastąpiłaby eksplozja zobowiązań państwa i szybko przekroczylibyśmy próg konstytucyjny. Dziś chodzi o to, aby wprowadzić takie mechanizmy, które pozwolą uniknąć tego typu scenariusza w przyszłości.
Pakt daje finansom bezpieczniki silniejsze od rozwiązań, które już mamy
Rozumiem, że polski rząd niekomfortowo się czuje z pomysłem przyjęcia dodatkowych ograniczeń budżetowych. I to w tak niełatwych czasach. Ale propozycja zrównoważonego budżetu to bardzo potrzebny bezpiecznik na przyszłość. Byłby to bezpiecznik silniejszy od naszych regulacji wewnętrznych, gdyż oceniany według tych samych zasad przez instytucję zewnętrzną. Nasze możliwości manipulacji byłyby bardzo ograniczone. Gdyby w najbliższej przyszłości doszli do władzy populiści, ich możliwości skoku na kasę byłyby minimalne. Zrównoważony budżet oznacza brak przyrostu długu, ale nie chroni przez efektem irlandzkim, gdzie eksplozja zadłużenia wynikała z potrzeby dofinansowania sektora bankowego kwotą prawie dwukrotnie zwiększającą poziom zadłużenia kraju. Lekcja z obecnego kryzysu finansowego jest więc taka, że nie wystarczą bezpieczniki fiskalne, ważne są również inne kwestie, takie jak konkurencyjność gospodarki, poziom nierównowag na różnych rynkach aktywów czy też elastyczność warunków prowadzenia biznesu. Same zasady fiskalne nie zapobiegną nowemu kryzysowi, ale przynajmniej ograniczą ryzyko jego wystąpienia.
Polska powinna przystąpić do paktu fiskalnego dla własnego dobra. Wzmocnilibyśmy też swoją pozycję w Europie i uzyskalibyśmy mocniejsze argumenty, aby domagać się miejsca przy stole. Pakt, jeśli będzie przestrzegany, wzmocni strefę euro i tym samym nas do niej przybliży. Jest to więc rozwiązanie w interesie zarówno Europy, jak i Polski.
W Polsce przyszedł czas, aby podejmować decyzje dobre dla kraju w dłuższej perspektywie, choć niewygodne w najbliższym czasie. Nasze stanowisko w sprawie paktu fiskalnego to jedno z nich.