Deputowany Jo Leinen to nie tylko poseł z ramienia SPD do unijnego parlamentu. To styl życia, który w Europie ma wielki posłuch. Od lat zaangażowany w walkę o przyszłość ziemi dziś otwiera kolejny front – w wojnie z gazem łupkowym.
Dawniej aktywista z barykady przeciw elektrowniom atomowym i amerykańskim pershingom w Niemczech, dziś wizjonerski polityk, który dostrzega zagrożenia tam, gdzie inni jeszcze boją się stawiać mocne tezy. Co prawda na razie nikt nie wie, jakie skutki dla środowiska będzie miało wydobycie gazu z łupków. Ale w gorących głowach aktywistów już są projekty dyrektyw regulujących perspektywiczny rynek.
Zwolennicy wydobycia gazu ze skał nie powinni marginalizować zapału Leinena. Parlament Europejski nie ma inicjatywy ustawodawczej, ale jest doskonałym miejscem na lobbing. Szczególnie gdy bierze się za niego ktoś modny i walczący o tzw. słuszną sprawę.
Warto jednak przy tym pamiętać, że za tymi słusznymi sprawami stoją realne interesy. Oto przykład. Benita Ferrero Waldner jako unijna komisarz wspierała dofinansowanie przez UE ekologicznego projektu elektrowni słonecznych w Afryce. Okazało się, że projektem tym było też zainteresowane towarzystwo reasekuracyjne Munich Re. I przypadkiem Waldner po zakończeniu swojej kariery w UE trafiła do rady nadzorczej Munich Re. Nie zdziwię się, gdy po odejściu z PE Jo Leinen dostanie propozycję pracy od swojego dobrego kolegi dawniej z SPD, dziś z Gazpromu Gerharda Schroedera. Bo to właśnie Gazprom najbardziej zyska na lobbowaniu przeciw łupkom, a nie natura.