Przepych, z jakim rodzina królewska organizuje uroczystości weselne księcia Williama, może razić, kiedy na wszystko brakuje pieniędzy. Jednak Brytyjczycy dzięki tej fecie będą zarabiać jeszcze przez wiele lat.
Londyn oszalał na punkcie ślubu księcia Williama i Kate Middleton. Sklepy toną w gadżetach przedstawiających wizerunki młodej pary, kawalerzyści wytapiają nowe podkowy dla koni, które będą szły w orszaku królewskim, intensywnie ćwiczą królewscy trębacze, a premier David Cameron robi z dziećmi z brytyjskich szkół ślubne serduszka z girland. Wszystko to dokumentują media oddane niemal wyłącznie królewskiemu ślubowi. W dniu celebracji, w piątek 29 kwietnia, Brytyjczycy będą mieć wolne.
Ta wielka uroczystość rozegra się w kraju poturbowanym przez kryzys, ledwo dopinającym budżet, oszczędzającym na świadczeniach społecznych, podnoszącym podatki. W marcu przychody brytyjskich sklepów były o 1,9 proc. mniejsze niż w tym samym miesiącu przed rokiem. Marcowy spadek był największy od 1995 r.
To jednak nie przeszkadza Brytyjczykom świętować. I to na całego, bo ślub pozwoli im tak skumulować dni wolne, że można dzięki niemu uzbierać prawie dwutygodniowe wakacje. Londyn się cieszy, tylko ekonomiści kręcą nosem, bo kiedy kryzys szaleje, powinno się pracować więcej, a nie mniej. Ich opiniami jednak mało kto się przejmuje.
Zwłaszcza że obie rodziny, królewska i panny młodej, wykonały gesty, które idą z duchem współczesnych kryzysowych czasów. Rodzice Kate Middleton wydadzą na pokoje hotelowe dla rodziny, suknię panny młodej, suknie dla druhen i na podróż poślubną prawie 100 tys. funtów. Książę Karol i królowa Elżbieta pokryją pozostałe koszty wesela. A za całą resztę – ochronę gości, transport, bezpieczeństwo, udekorowane ulice – zapłacą podatnicy.
Można oczywiście czepiać się tej wielkiej fety, zestawić bogatą uroczystość z rosnącymi opłatami komunalnymi w brytyjskich miastach, z pozbawianymi benefitów Pakistańczykami, Hindusami czy mieszkańcami Afryki. Ślub księcia Williama i Kate Middleton to jednak gigantyczne medialne wydarzenie, porównywalne tylko ze ślubem księcia Karola z Dianą Spencer w 1981 r. Tak naprawdę jest wielką inwestycją, którą Brytyjczycy będą sprzedawać przez dziesięciolecia. Londyn pełen jest miejsc ubranych w bogate, mniej lub bardziej prawdziwe historie przeliczane na gotówkę. Hotele i restauracje przy dokach, do których przed stu czy dwustu laty zawijały legendarne statki z przyprawami z Indii, sprzedają horrendalnie drogie usługi tylko dlatego, że mają swoją historię, za którą zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie, Japończycy czy Rosjanie chcą słono zapłacić.
Nie inaczej będzie tym razem. Królewskie wydarzenie pragmatyczni Brytyjczycy przeliczą na zyski, które będą procentowały przez długie lata. Książę William i Kate Middleton pozwolą im zbić kapitał i przeżyć bajkowe chwile nawet w czasach kryzysu. I jak tu nie kochać monarchii.